[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pragnął żadnej innej kobiety. I żył jak mnich, a przecież okazji nie
brakowało.
Dopóki nie pojawiła się ta dziewczyna, jego życie seksualne było
bujne i nieskomplikowane. Zawsze był ostrożny. I pochlebiała mu myśl, że
jest porządnym facetem. Nie zapraszał do łóżka kobiet, które nie
akceptowały podstawowej zasady - żadnych zobowiązań.
I nigdy, przenigdy, nie wplątał się w miłosną przygodę. Nie przeżywał
żadnych sercowych rozterek i tragedii.
Teraz też nie chodziło mu o serce Sloan. Pragnął tylko jej ciała. Jedyny
kłopot polegał na tym, że to ciało należało do kogoś, kto budził w nim
46
RS
sympatię i szacunek. Sloan była typem kobiety na całe życie - i ta
świadomość zaczęła go dręczyć.
Nigdy nie dążył do takiego związku. Pragnął tylko przyjemności, którą
potrafił dawać i brać, kobiecego ciepła w swoim łóżku. I poczucia, że
przynajmniej od czasu do czasu nie jest sam.
Zamknął oczy, woląc nie dociekać, dlaczego uczepiła się go ta żałosna
myśl. Tak jak nie chciał rozmyślać o tym, że prawdopodobnie i Sloan
czasami musi doznawać uczucia bolesnej pustki. I że upór, z jakim zaciekle
stara się utrzymać dystans, ma swoje zródło w cierpieniu.
Coś o tym wiedział i, do diabła, nie zamierzał poddawać się tym
odczuciom. Ani tej nocy, ani żadnej następnej.
I co teraz? Pragnął Sloan. Wiedział, że jest kobietą, która potrzebuje
czegoś, czego on nie może jej ofiarować, a mimo to nie był zdolny usunąć
jej ze swoich myśli. Tęsknił za nią, kiedy mijali się w trasie, a gdy wreszcie
wpadali na siebie, nie potrafił zostawić jej w spokoju.
Nagle uświadomił sobie, że jej ciemne oczy przyglądają mu się z
ostrożną niepewnością. Nie znalazł słów, by przerwać milczenie, które
wisiało nad nimi jak wielki, mroczny znak zapytania. Sloan wyręczyła go.
- Musimy coś ustalić, Jesse.
- Zdaje się, że wszystko jest jasne - odpowiedział, wściekły na siebie,
że pozwolił, aby sprawy tak się skomplikowały. - Podobasz mi się. Ciągnie
mnie do ciebie jak diabli i nie wydaje mi się, że pragnę cię bez wzajemności.
Spodziewał się zaprzeczeń, ale Sloan zaskoczyła go niechętnym
kiwnięciem głowy.
- Jeśli cię to uszczęśliwi, to przyznaję, że z wzajemnością. Ale to
zwykły pociąg fizyczny. Czysta biologia. A ja na to nie idę, rozumiesz? Nie
47
RS
jestem króliczkiem" lecącym na kowbojskie sprzączki i nie wpadam w
amok na myśl o łóżku mistrza rodeo. Nie interesują mnie przygody na jedną
noc, kończące się uprzejmą propozycją, żeby nie dzwonić następnego dnia.
Jesse skrzywił się, zdegustowany zarówno tym, co Sloan o nim sądzi,
jak i trafnością jej sądu. Otrzymał cios prosto w żołądek.
- Więc dajmy sobie spokój - ciągnęła Sloan bardziej nerwowo, niżby
tego chciała. - Oszczędzimy sobie czasu i kłopotów. Są przecież... -
zawahała się, szukając odpowiedniej metafory - inne place zabaw, które z
pewnością lepiej zaspokoją twoje zachcianki.
Zasady. Ta kobieta ma ich w nadmiarze. I do tego intuicja. Człowieku,
pomyślał smętnie Jesse, ale cię podsumowała...
- Wyluzuj się, Country. Nie bój się nazywać rzeczy po imieniu.
Sloan spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich z trudem maskowane
rozbawienie. Przez moment walczyła z uśmiechem, który wprawił w drżenie
kąciki jej ust, w końcu jednak musiała się poddać.
- Ja ciebie nie osądzam, Jesse. To twoja sprawa, jak żyjesz, i nic
nikomu do tego. Chcę ci po prostu powiedzieć, że nawet gdybym miała
ochotę na tę grę, to nie stać mnie na to. Prowadzę interes. I mam swoje
plany. Mam też... - Zamilkła, żeby znalezć właściwe słowo i po chwili
dodała: - Zobowiązania. Nie mogę pozwolić sobie na żadne wyskoki.
Wyłożyła kawę na ławę, pomyślał Jesse. Nie powiedziała jednak
wszystkiego. Jakie zobowiązania tak skwapliwie przed nim ukrywa?
Dlaczego się boi? Jest kobietą. Ma swoje potrzeby. Oboje są dorośli. I nie
zamierzają się przecież ranić... Ostatnia myśl podpowiedziała mu jedno z
możliwych rozwiązań.
- Sparzyłaś się na jednym z takich wyskoków, prawda, Sloan?
48
RS
Przez chwilę milczała jak zaklęta, dając mu do zrozumienia, że nie
zamierza zaspokoić jego ciekawości. Ale odpowiedziały mu jej brązowe
oczy, tak przejmująco szczere. Sparzyła się i to porządnie.
Nie ucieszyła go ta prawda. Przydarzyło jej się coś złego, to pewne.
Ktoś wyrządził jej krzywdę i pewnie był to facet podobny do niego.
- Dla mojego taty Snowy River znaczy wszystko. -Sloan skierowała
rozmowę na bezpieczniejszy temat. -Dla mnie też. Chcę osiągnąć to, o czym
on zawsze marzył, a co nigdy mu się nie udało.
W tym samym momencie, w którym to powiedziała, na jej twarzy
pojawiło się poczucie winy. Z nikim nie zamierzała się dzielić swoimi
prywatnymi sprawami, a jednak wyrwało jej się... Coś, do czego nigdy by
się nie przyznała, gdyby Jesse nie wyprowadził jej z równowagi.
Właśnie niechcący przyznała, że jej ojciec nie potrafił odnieść sukcesu.
Zupełnie jakby powiedziała, że ją zawiódł. I tak jak przedtem Jesse odczytał
w jej oczach ból, tak teraz widział w nich wyrzuty sumienia - i do listy
niezaprzeczalnych zalet jej charakteru musiał dodać lojalność.
Niech to wszyscy diabli... Zaczęło robić mu się duszno. Zwabił ją
tutaj, nie spodziewając się takiego rozwoju sytuacji. Chciał pocałunku, może
dwóch. Pragnął zobaczyć, co z tego wyniknie. %7ładnych komplikacji!
A Sloan wszystko pogmatwała. Zmusiła go do myślenia o niej nie jako
o kolejnej łóżkowej zdobyczy, ale jako o kobiecie, która ma swoje potrzeby,
pragnienia i życie naznaczone piętnem rozczarowań.
Jesse może i szukał łatwej rozrywki, ale na pewno nie kosztem Sloan.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]