[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dla niej leczenie ambulatoryjne. Pan musi być tak wyrozumiały i
tolerancyjny, jak się da. Jej zachowanie jest podyktowane chorobą. Nie
dotyczy pana ani tego, co ona do pana czuje. Musi pan o tym pamiętać.
- Dobrze. Dziękuję panu bardzo.
Rozdział 19
Julia rozpoczęła codzienne wizyty na Wimpole. Ku uldze Michała bez
protestów ani przejawów widocznej niechęci zaakceptowała leczenie.
Tematu Antoniego lepiej było nie podejmować. Każde jego wspomnienie
tak go przygnębiało, iż lepiej było utrzymywać życie na poziomie
względnie realnym, przechodząc nad emocjami, które czaiły się tuż pod
powierzchnią, do porządku dziennego. Bożego Narodzenia nie
obchodzili. Michał cieszył się z końca świąt; z przyjemnością myślał o
chwili, w której będzie mógł wyrzucić ubraną choinkę. Jej wiszące,
obeschnięte gałęzie, na których ciągle wisiały sztuczne dowody wesołej
zabawy, zdawały się z niego szydzić, dlatego znajdował przyjemność w
ich niszczeniu. Zgodnie z radą profesora Fieldsa Julia zrezygnowała z
pracy. Wskutek tej decyzji do Michała dzwonili jej współczujący
współpracownicy, zapewniając go, że pani Evans, jako cenna
pracownica, będzie mile widziana z powrotem, jak tylko upora się z
domowymi problemami.
Na początku Michał wziął urlop i siedział w domu. Julia wydawała się
spokojna i pogodzona z leczeniem, więc po jakimś czasie zaczął
codziennie chodzić na kilka godzin do biura, chcąc przywrócić przez to
im życiu choć odrobinę normalności. Wiedział też, że skoro wszystko już
się skończyło, nieopuszczanie pracy było czymś bardzo istotnym. Kiedy
wracał z biura, mimo widocznej akceptacji nowego porządku dnia przez
Julię, zawsze miał niejasne uczucie niepokoju. Obawiał się, czy zastanie
Julię w domu. Jeśli jej
nie było, przez godzinę lub dwie czekał w strachu na telefon albo
dzwonek do drzwi, przynoszący upokarzające, żenujące wieści. Zawsze
wracała bez słowa wyjaśnienia, prowokując Michała, aby to on zadawał
pytania. Nigdy tego nie robił. Bał się usłyszeć, że przez całe popołudnie
siedziała w swoim samochodzie pod kliniką na Weymouth albo jechała za
Antonim do domu.
Po kilku tygodniach względnego spokoju Michałowi prawie wróciła
nadzieja. Widział, że z czasem Julia staje się dawną sobą. Pewnego
wieczoru zaryzykował i kupił jej bukiet kwiatów; drobny gest, który
jeszcze przed Antonim i całą emocjonalną burzą był częstym elementem
ich małżeńskiego pożycia.
Dotarł do domu około siódmej trzydzieści. W ręku niósł teczkę, a pod
pachą trzymał szeleszczący pęk zapakowanych chryzantem. Gdy tylko
otworzył wolną ręką drzwi, od razu wiedział, że coś jest nie w porządku.
Z góry dobiegł go dziwny dzwięk, niepokojąco znajomy, choć od dawna
już go nie słyszał. Po kilku sekundach stwierdził, że to płacz, właściwie
nie płacz, lecz szloch, rozpaczliwe łkanie, tak przenikliwe, że Michał cały
zadrżał. Rzucił teczkę oraz bukiet, który okazał się żałośnie nie na
miejscu, i pędem pobiegł na górę, do sypialni. Na brzegu łóżka siedziała
drżąca postać - Julia -z twarzą ukrytą w dłoniach i zgarbionymi plecami.
- Julio, Julio, kochanie, co się stało?
Przykucnął obok łóżka i objął ją ramionami. Spojrzała na niego. Drgnął
na widok jej czerwonej, opuchniętej twarzy, wykrzywionych brzydko ust,
łez zmieszanych ze śluzem i śliną, od których błyszczała jej skóra.
Chlipała bezwiednie, cała się trzęsąc, a jej głowa drgała to w jedną, to w
drugą stronę, jakby chciała powstrzymać łkanie. Próbowała mu
odpowiedzieć, ale Michał nie mógł nic zrozumieć. Obawiał się, że
usłyszy o jakimś kolejnym, wyimaginowanym znaku od Antoniego, który
udaremnił jej obsesyjne plany. Przytłoczony ogromem jej smutku nie
przerywał zadawania pytań, czując, jak nieuchronnie nadchodzi chwila
jego kolejnego upokorzenia.
- Co? Co kochanie? - nalegał. - Co takiego? Co mi chcesz powiedzieć? O
co chodzi?
Julia zachłysnęła się przeciągle powietrzem, a ścięgna na jej szyi napięły
się brzydko. Potem łkając wykrztusiła:
- O-o-on od-od-od-szedł...
- Co to znaczy  odszedł"?
- N-n-n-nie m-m-ma go tutaj - wydusiła.
Wbrew sobie przez ułamek sekundy Michał poczuł cień ulgi; po raz
pierwszy w jego podświadomości pojawiła się myśl, że być może jego
mimowolny rywal zniknął.
- Gdzie? Gdzie odszedł?
- Co?! - Wrzasnęła na niego z taką siłą, że instynktownie się odsunął. -
Gdzie odszedł?! Jak możesz tak pytać?! Jak możesz być tak okrutny?!
Skąd mam wiedzieć, dokąd odszedł? Nigdzie. Po prostu tam go już nie
ma. Nie ma.
- Julio, błagam, to, co mówisz, nie ma żadnego sensu. Powiedz mi tak
spokojnie, jak możesz, co się stało, a ja spróbuję ci pomóc.
Ona jednak odwróciła się i ukryła twarz w dłoniach, płacząc tak żałośnie,
że Michał znowu ją przytulił, przyciskając ją do swej piersi i głaszcząc po
zmatowiałych włosach. Przez kilka chwil siedzieli w milczeniu. Jej
trzęsące się ciało z wolna zaczęło się uspokajać, a płacz stopniowo cichł.
Michał wciąż gładził ją po głowie, ale w tym samym czasie uświadomił
sobie, ze oprócz kobiety w jego ramionach martwi go coś jeszcze.
Przyjrzał się swemu wnętrzu. Zaświtała mu nieuchronna myśl, tak
bolesna, że natychmiast zapragnął o niej zapomnieć. Ale było już za
pózno. Strach ogarnął go lodowatą falą, od której każda cząstka jego ciała
zaczęła drżeć, aż cały mózg przepełniła groza. Jego twarz wykrzywił
grymas bólu. Odsunął Julię od siebie i patrząc na nią, zapytał:
- Julio, kto odszedł? - Ze strachu kulił się w sobie, modląc się, aby to, co
mu przyszło do głowy, nie było prawdą.
- Co? - wyszeptała. - Jak to kto? Dziecko, oczywiście. Moje dziecko.
Puścił ją z objęć, odchylił głowę do tyłu i coś zaczęło w nim wyć z bólu.
Wyszeptał umęczonym głosem:
- Boże drogi, nie, proszę, nie.
- Jestem pusta, Michale. Nosiłam w sobie życie, ale teraz go tam nie ma. -
Przestała się już trząść, ale jej głos nadal drżał z żalu. - Bicie serca,
słyszałam je. Biło dla mnie,
a teraz przestało. On odszedł. %7łycie, które tu wzrastało, które było częścią
mnie samej, było tam, w środku, a teraz nic tam nie ma. Nic nie
rozumiem, było i skończyło się. Po prostu kawałek mięsa, Michale, był
czerwoną galaretką. Boże, co ja teraz pocznę? Czerwona galaretka,
wyślizgująca się spomiędzy moich nóg, nie wytrzymam tego. Włóż je
tam z powrotem! Chcę je z powrotem! Nie odbierajcie mi go! Chcę moje
dziecko! Boże, proszę, proszę! Boże, proszę, spraw, abym dostała je z
powrotem!
-Och, kochanie, moje biedactwo, kochanie... - Michał przycisnął ją
nagle do siebie, tak mocno, jak tylko mógł. Ogarnął go taki smutek i żal,
że tulił ją z całej siły.
- Chcę moje dziecko, Michale, chcę moje dziecko, och, proszę! - szeptała
przez łzy. - Proszę, och, proszę!
Nie potrafił się powstrzymać. Tuląc ją do siebie, z głową przy jej głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl