[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twoje prawdziwe imię.
Zbladłem.
- Najpotężniejszym z wrogów? Masz na myśli Rhitę Gawra?
- Być może - odpowiedział Dagda i wskazał na gwiazdę w okręgu. - Teraz Skakanie.
- To niesamowita zdolność. Wielka Eluza użyła jej, żeby wysłać nas do krainy drzewołaków. Gwri o
Złotych Włosach też z niej skorzystała, żeby przesłać Rhii wizję Studni do Zaświata. - Zniżyłem głos.
- Również Rhita Gawr posłużył się nią, żeby zesłać na moją matkę cień śmierci.
Srebrzyste brwi uniosły się.
- Na twoją matkę?
Moje trzewiki przesunęły się niepewnie na spowitej mgłą ziemi.
- Nie. Na mnie. Ale zamiast na mnie urok padł na moją matkę.
- Czyli jaka jest dusza sztuki Skakania?
Moją uwagę przyciągnęła rozpościerająca się dokoła mgła. Z gracją falowała między Dagdą a mną i
delikatnie dotykała nas, tak samo jak muskała odwrócone drzewo, obejmując wielkie korzenie, które
z kolei obejmowały świat nad nami.
- Wszystko łączy się ze wszystkim - oznajmiłem.
- Dobrze, mój synu, dobrze. A teraz Eliminowanie.
- Tego nauczyłem się od śpiącego smoka. I od... błazna. - Uśmiechnąłem się lekko. -
Pokazali mi, że każde żywe stworzenie jest w jakimś sensie cenne.
Dagda nachylił się do mnie.
- Nawet smok?
- Nawet smok.
Dagda pogładził w zamyśleniu brodę.
- Tego smoka spotkasz jeszcze raz. Kiedy się zbudzi.
Wstrzymałem oddech. Zanim zdążyłem zadać jakieś pytanie, Dagda mówił dalej:
- Widzenie. Opowiedz mi teraz o Widzeniu.
Zastanawiając się nad sformułowaniem zdania, wbiłem język w policzek.
- Serce widzi to, czego nie widzą oczy - wyszeptałem w końcu.
- Hmm. Co jeszcze?
Pomyślałem chwilę.
- Teraz, kiedy wiem co nieco o widzeniu sercem, będę miał lepszy wgląd w siebie.
Głębokie brązowe oczy Dagdy przyjrzały mi się.
- A kiedy spoglądasz w głąb siebie, synu, co tam widzisz?
Odchrząknąłem, szykowałem się, żeby coś powiedzieć, ale zamilkłem. Szukałem przez chwilę
właściwych słów, po czym oznajmiłem:
- To... no cóż, to trochę jak zejście do Studni do Zaświata. Im głębiej schodzę, tym więcej odkrywam.
- Odwróciłem się i dodałem pod nosem: - A to, co odkrywam, może być przerażające.
Starzec przyglądał mi się ze współczuciem.
- Co jeszcze widzisz?
- Jak niewiele tak naprawdę wiem. - Westchnąłem.
Dagda wziął mnie za rękę.
- W takim razie, Merlinie, poznałeś bezcenną prawdę.
Przyciągnął mnie bliżej do siebie na spowitym mgłą podłożu. Macki oparów objęły nas obu.
- Zaiste bezcenną! Do tej pory szukałeś dusz Pieśni. Ale świadomość, jak niewiele się wie - pokora -
to jest, mój synu, dusza samej magii.
Przechyliłem głowę zdziwiony.
- Sądzę, że z czasem to w pełni zrozumiesz. Gdyż pokora to autentyczny szacunek dla wszelkich
zaskakujących wspaniałości świata.
Przytaknąłem powoli.
- Jakbym słyszał Rhię - powiedziałem i spojrzałem raz jeszcze na jej bezwładne ciało, po czym
zapytałem zaniepokojony: - Czy możesz ją uratować?
Dagda nie odpowiedział.
- Możesz?
Przez dłuższą chwilę przyglądał mi się w milczeniu.
- Nie wiem, mój synu.
Krtań zacisnęła mi się, jakby Balor nadal trzymał mnie w swojej potężnej garści.
- Byłem taki głupi! Wyrządziłem tyle zła.
Dagda wskazał palcem wijącą się wstęgę mgły, która natychmiast się wyprostowała.
W tym samym czasie zerknął na inną eteryczną smugę, która nagle zwinęła się w kłębek.
Potem odwrócił się do mnie i uśmiechnął ze smutkiem.
- Czyli udało ci się dojrzeć w sobie zarówno mrok, jak i światło. Smoka i gwiazdę.
Węża i gołębia.
Przełknąłem ślinę.
- Kiedy mnie przywitałeś, powiedziałeś, że być może poznam zródło twojej mocy. Nie jestem
pewien, ale wydaje mi się, że twoja moc jest spokojniejsza i subtelniejsza niż inne.
Choć kieruje nią twoja głowa i dłoń, wypływa ona z twojego serca. Tak naprawdę twoja moc to
esencja siódmej Pieśni. Patrzeć nie oczami, lecz sercem.
Jego brwi uniosły się nieznacznie.
- Kiedyś - ciągnąłem szeptem - byłem gotów oddać wszystko, żeby tylko znów widzieć oczami.
Nadal brakuje mi tego sposobu widzenia. Bardzo. Ale teraz wiem, że są inne sposoby, by widzieć.
Dagda ścisnął mnie delikatnie za rękę.
- Widzisz bardzo dobrze, Merlinie.
Puścił moją dłoń, po czym przyglądał mi się przez dłuższą chwilę.
- I powiem ci tyle. Choć spotkało cię wiele cierpień i to jeszcze nie jest ich koniec, czekają cię
niesamowite i wspaniałe rzeczy, młodzieńcze. Naprawdę cudowne rzeczy.
XXXIV
ELIKSIR
Dagda skierował swoje głębokie oczy na połyskujący diamentami rosy pień drzewa.
Wiódł wzrokiem w górę, aż do sękatych korzeni, które gdzieś tam wysoko niknęły we mgle.
Zatrzymał na nich przez chwilę spojrzenie, jakby umiał przeniknąć mgłę i zobaczyć leżące za nią
krainy. W końcu powiedział:
- Teraz wróćmy do twojej przyjaciółki, z którą łączą cię więzy krwi i miłości.
Sięgnął zdrową ręką do leżącej na podłożu spowitym oparami Rhii. Była nieruchoma i cicha, a z jej
skóry i stroju uszło życie. %7łołądek ściskał mi się z lęku, gdyż obawiałem się, że jej ciało zbyt
wystygło, by nawet największy z duchów mógł je ożywić. Czy Gwri nie mówiła mi, że Dagda przy
całej swojej mocy nie umie wskrzesić umarłych?
Tymczasem on bardzo delikatnie podniósł jej bezwładną dłoń, zamykając przy tym oczy. Wyglądał,
jakby wsłuchiwał się w odległy dzwięk. Potem, nie otwierając oczu, wydał
polecenie:
- Możesz ją wypuścić, Merlinie.
Zawahałem się, bo nagle ogarnął mnie lęk, że to musi oznaczać, że umarła. Kiedy jej duch mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl