[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Garretowie zdobyli przy okazji trochę gotówki, co było wówczas bardzo ważne dla
korporacji.
- Mhm.
Chastain podążył schodami w górę.
- Nie oszukuj się. Stary Randolph Garrett senior puścił plotkę, że musi sprzedać
dom, aby wyciągnąć młodego Randy'ego z długów. Ale tak naprawdę chciał się wreszcie
pozbyć kłopotu. Na nim bowiem ciążyła odpowiedzialność utrzymywania posiadłości, na co
stale brakowało mu funduszy.
- Rozumiem. A ty byłeś pewnie jednym z niewielu ludzi w całym miasto-stanie,
którzy mogli i chcieli dokonać tej transakcji. Większość nie pokryłaby nawet bieżących
kosztów, nie mówiąc już nawet o generalnym remoncie.
- A ja dysponuję pieniędzmi na jedno i drugie. - Nick odstawił torbę, by
uaktywnić stary zamek z galaretowatego lodu. - Remont zamierzam rozpocząć natychmiast.
- Dziwię się, że Towarzystwo Ochrony Zabytków nie próbowało kupić
prywatnej posesji Garretów.
- Przebiłem ich ofertę. - Gdy Chastain otworzył drzwi, ich oczom ukazał się
duży, owalny hol wyłożony jasnozielonym jaspisem. - Poza tym nie zapominaj, że ta
nieruchomość już nie należy do Garretów, tylko do Chastaina.
Nie można było nie dosłyszeć wyraznej nuty zaborczości pobrzmiewającej w jego
głosie. Idąc w ślad za Nickiem pustymi korytarzami, Gardenia oglądała uważnie przestronne
wnętrza.
- Ten dom nie jest w twoim stylu.
- Ale kiedy pozłocę kolumny, położę czerwono-czarne dywany, zawieszę w
oknach czerwone sztruksowe kotary i wytapetuję ściany szkarłatną błyszczącą tkaniną, od
razu będzie przytulniej.
- Nie mógłbyś zrobić czegoś takiego.
Chastain popatrzył na nią przez ramię. Milczał, ale błyszczały mu oczy.
Gardenia uniosła dłonie w geście poddania.
- Dobrze, dobrze. To był żart. Nie powinieneś tak stresować dekoratora wnętrz.
- Sądziłem, że lubisz czerwony kolor. - Omiótł wzrokiem ciało dziewczyny
okryte zwiewną, długą, pąsową suknią do kostek. - W każdym razie bardzo ci do twarzy w
czerwieni.
Zalała ją fala gorąca.
- To mój znak firmowy. I pasuje do ubrań. Ale cały dom utrzymany w tej tonacji
wyglądałby jak burdel albo... no...
- Kasyno? - podpowiedział.
- No tak. A przecież nie życzysz sobie, żeby twoja przyszła żona mieszkała w
kasynie.
- Rzeczywiście tego nie chcę - przyznał, stawiając torbę na podłodze. - Jak sama
widzisz, bardzo potrzebuję projektanta. Kogoś, kto zna się na stylu Wczesnych Odkryć.
Mój nowy dom musi się nadawać na okładkę  Architectural Synergy" lub innych eleganckich
pism o tym profilu.
Gardenia objęła wzrokiem ogromny, pusty pokój, w którym stali.
- Naprawdę chcesz mi zlecić urządzenie tej posiadłości?
- Dlaczego nie? - Nick podszedł do okna z widokiem na dziedziniec. Stojąc
plecami do Gardenii nie spuszczał wzroku z wieczornego słońca znikającego w zatoce. -
Przecież nikt nam nie każe rezygnować ze współpracy od razu po odnalezieniu dziennika.
- Zastanowię się.
- Czekam na twoją decyzję.
Pomyślała, że Nick mówi poważnie.
- Ten dom jest dla ciebie bardzo ważny, prawda?
- To moja przyszłość - odparł szczerze.
- A co z przeszłością?
- Kształtowało ją kasyno, które muszę sprzedać.
- Dlaczego? - spytała zdziwiona.
- Tak postanowiłem.
- Zamierzasz kupić sobie szacunek?
- Mówiłem ci przecież, że zająłem się hazardem, bo w ten sposób można zarobić
dużo pieniędzy. - Nick odwrócił się wolno i spojrzał na Gardenię. - Zainwestowałem zyski w
akcje, obligacje, w stocznię. Rozkręciłem pewien dochodowy interes, który świetnie się
rozwija, a także...
- ...wiele innych przedsięwzięć godnych uznania i szacunku. Zgadłam?
- Oczywiście. Moje dzieci odetną od tego kupony. Nie będą musiały znosić
plotek i ukradkowych spojrzeń. Córek nikt nie ośmieli się poniżyć. A synowie nigdy się nie
dowiedzą, co to znaczy zostać pozbawionym szans z powodu nazwiska.
- Chcesz im oszczędzić nieustannej walki?
W jego oczach błyszczała determinacja.
- Nie będą się tak zabijać. Zapewnię im wszystko, co najlepsze.
- Rozumiem. - Gardenia poczuła nagle, że w kamiennym wnętrzu jest chłodno.
Skrzyżowała ramiona na piersiach. - Powiedz mi, jaka jest dalsza część tego wspaniałego
planu? Jak zamierzasz kupić sobie szacunek?
- Zwyczajnie. Opłacę składkę członkowską w Klubie Ojców Założycieli i
przyjdę na ich doroczny bal. - Zamilkł na chwilę. - A ta impreza odbędzie się chyba już za
kilka dni.
- Wiem. Mów dalej. Co jeszcze trzeba zrobić, żeby zapracować na dobrą
reputację?
Wzruszył ramionami.
- Ofiarować okrągłą sumkę muzeum lub teatrowi. Albo sponsorować czyjąś
kampanię wyborczą. Należy również kupić dom taki jak ten oraz zapłacić dobremu
dekoratorowi wnętrz za urządzenie pomieszczeń.
- I wżenić się do ogólnie poważanej rodziny - dokończyła Gardenia.
- Tak. Właśnie. Jak już powiedziałem, wystarczy opracować plan i dysponować
pieniędzmi. A mnie tego właśnie nie brakuje.
Długo patrzyła mu w oczy. Nie odwrócił wzroku.
- %7łyczę ci szczęścia - powiedziała szczerze.
- Ono nie ma tu nic do rzeczy.
- Racja. - Gardenia przywdziała promienny, profesjonalny uśmiech. - No
dobrze. Mieliśmy pogadać o interesach, wspólniku. Chcę cię zapytać, dlaczego byłeś taki
pewien, że dziennik kupiony od Polly i Omara to zwykła podróbka?
- Pokażę ci po kolacji - odparł i rozłożył koc. Z koszyka wyjął pasztet, sałatkę z
makaronu, maleńkie kanapeczki, owoce oraz szarlotkę.
- Jestem pod wrażeniem. - Gardenia usiadła na kocu, podwijając po siebie nogi.
- Sam to wszystko przyrządziłeś?
- A jak myślisz? - odparł od niechcenia, zapalając dwie świece z galaretowatego
lodu.
Gardenia wybrała jedną z maleńkich kanapek i uśmiechnęła się szeroko.
- Słyszałam, że zatrudniłeś wspaniałego szefa kuchni.
- Najlepszego. Rathborne pracował wcześniej dla Klubu Ojców Założycieli, a
teraz nadzoruje restauracje w Chastain Palące.
- Masz szczęście.
Nick popatrzył na dziewczynę znad butelki wina.
- Już ci mówiłem, że tego elementu nie należy w ogóle brać poważnie pod
uwagę.
- Opinia typowa dla matrycowca.
Kolejna godzina minęła niewiarygodnie szybko. Zanim wypili butelkę drogiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl