[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w rozkosznym grymasie. Wyglądała uroczo.
- Muszę cię ostrzec - powiedziała przyciszonym
głosem, jakby zamierzała wyjawić straszną tajemni­
cę. - To Desiree Washington.
Grey jęknął głucho. Zrobiło mu się niedobrze na
samą myśl o badaniu Desiree.
- Przecież była w ubiegłym tygodniu. Nic jej nie
dolega. Jest zdrowa i silna jak koń.
Lori roześmiała się. Grey chętnie słuchałby jej per­
listego śmiechu jak najczęściej.
- Co cię tak bawi? - zapytał.
- Porównanie. Zarozumiała pannica na pewno ob­
raziłaby się za tego konia. Ale masz rację. - Znowu
zniżyła głos. - Ja też uważam, że jest zdrowa. - Po­
kręciła głową. - Mimo to powinieneś biedaczce
współczuć, bo z pewnością jej nie pomożesz, chociaż
wiesz, jakie lekarstwo dobrze by jej zrobiło.
Grey wybuchnął gromkim śmiechem, który na
pewno było słychać na korytarzu.
- Niektórych zabiegów nie mam prawa stosować.
Lori zawsze potrafiła go rozbawić, nawet gdy był
bardzo spięty. Nie zdołała jednak usunąć niepokoju
do końca i nadal ze wstrętem myślał o badaniu ko­
kietki. Perspektywa osłuchania Desiree wywoływała
w nim niemal panikę.
Lori półgłosem.
- Nie rób takiej wystraszonej miny - powiedziała
- Łatwo ci radzić. - Spojrzał na nią zezem. - Nie
mam pojęcia, jak z tego wybrnąć.
Mówił niepewnym głosem i był zły, że zachowuje
się jak tchórz.
W oczach Lori migały wesołe iskierki.
- A ja wiem, jak rozwiązać ten problem. - Pod­
niosła rękę i pomachała. - Widzisz? Obrączka.
Grey ciężko westchnął.
- Chodźmy. - Lori podała mu dłoń. - Musimy
uświadomić tej pannie, że na uwodzenie pewnego
lekarza nie warto już marnować czasu.
Grey z ulgą pomyślał, że mając taką żonę u boku,
mógłby stoczyć walkę nawet z rozszalałą bestią.
Lori usiadła przy stoliku, wzięła długopis i kartkę,
gotowa do notowania. Oczywiście zauważyła, że jej
obecność popsuła dziewczynie humor. Grey postano­
wił jeszcze raz przeprowadzić wywiad i zbadać pa­
cjentkę, aby ponad wszelką wątpliwość ustalić, czy
rzeczywiście coś jej dolega. Poprosił, by szczegółowo
opisała objawy choroby.
Desiree zaczęła się jąkać. Plotła jakieś bzdury
o urojonych objawach, o napięciu i męczącym trybie
życia. Nie podała nic konkretnego. Za to przez cały
czas rzucała pielęgniarce ukradkowe, ale wymowne
spojrzenia.
Lori nie reagowała. Cieszyła się, że jest odporna
na wzrok bazyliszka, musiała jednak przyznać, że
dziewczyna ma talent aktorski. Uśmiech przeznaczo­
ny dla Greya był uroczo nieśmiały. Desiree wciąż
poprawiała włosy, kręciła na palcu loki i trzymała
głowę tak, by patrzeć na lekarza spod długich rzęs.
Doskonale opanowała sztukę uwodzenia, więc nic
dziwnego, że Grey czuł się zagrożony. Widocznie
- Mam dosyć wstydliwy problem - zaczęła smut­
nym tonem. - Wolałabym porozmawiać o tym
w cztery oczy. - Spojrzała błagalnie na Greya i za­
trzepotała rzęsami. - Panie doktorze, czy możemy
zostać sami?
Lori zirytowała się na taką bezczelność.
Miała ogromną ochotę obejść się z dziewczyną
ostro, pamiętała jednak, że Grey traktuje wszystkich
ludzi z szacunkiem. Zastanawiała się, jakimi słowami
najlepiej wyrazić dezaprobatę. Wiedziała, że gorzkie
lekarstwo z dodatkiem miodu łatwiej przełknąć, dla­
tego uśmiechnęła się słodko.
- Niestety to niemożliwe, bo zmieniliśmy zasady
postępowania. Odtąd lekarz zawsze będzie przyjmo­
wał pacjentów w obecności pielęgniarki. To dość po­
wszechnie stosowana praktyka w środowisku me­
dycznym. Chodzi o obopólne dobro.
pacjentka prędko zorientowała się, że ma do czynie­
nia z bezbronną ofiarą, którą bez trudu ustrzeli ze
swej broni.
Lori obserwowała jej sztuczki ze spokojem, ale
ogarniały ją osobliwe uczucia. Przede wszystkim tro­
ska. To zupełnie zrozumiałe, w końcu siedziała tu
właśnie dlatego, by chronić Greya przed uciążliwymi
zalotami. Przecież także z tego powodu wzięli ślub.
Ale pojawiło się i inne uczucie, którego nie umiała
zdefiniować.
W końcu Desiree uznała, że pielęgniarka najwy­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl