[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Eugene. - Wyraznie wpadłeś w oko siostrze gospodarza.
- Chciała obejrzeć moją kolekcję skalpów - wyjaśnił z nikłym uśmiechem i
zerknął na dziewczynę, ale nawet wtedy wyraz jego oczu nie uległ zmianie. -
Jennifer przyszła mi z odsieczą. Oboje mieliśmy tej popularności po dziurki w nosie,
więc wróciliśmy do hotelu.
- Przepraszam. - Ritter nagle spoważniał. - Nie zdawałem sobie sprawy, że
narażam cię na nieprzyjemności.
- Umiem sobie poradzić z takimi sytuacjami - odparł niewzruszonym tonem. -
A tobie jak poszło?
Szef uśmiechnął się szeroko.
- Zwietnie. Dobiłem interesu. Teraz została już tylko papierkowa robota, ale
uporają się z nią raz dwa. Najpózniej za miesiąc będziemy mogli wysłać was na
miejsce, żebyście ustalili dokładną lokalizację parceli. Dzisiaj chcę jeszcze pomówić
z dwiema osobami. A jutro rano lecimy do domu.
Gdy Eugene wspomniał, że zamierza ponownie wysłać ich razem na pustynię,
Jennifer zbladła jak kreda. Nagle poczuła, że ktoś delikatnie bierze ją za rękę pod
blatem stołu. Ciepłe palce otoczyły jej dłoń i pieściły delikatnie. Przebiegł ją
rozkoszny dreszczyk.
108
S
R
- Myślałem, że wiesz, gdzie trzeba szukać tego molibdenu - powiedział
Hunter, jak gdyby nigdy nic.
Ritter przytaknął z zapałem.
- Oczywiście, że wiem! Chcę jednak, żebyście rozbili obóz w fałszywej
lokalizacji i wywabili naszych... przyjaciół" na manowce, dopóki nie skończymy
badań sejsmicznych i zdjęć z powietrza.
- Nie wydaje ci się, że kiedy technicy podłączą sprzęt, żeby rejestrować fale
dzwiękowe, i zaczną wysadzać ładunki dynamitu na całym wzgórzu, agenci mogą
coś usłyszeć? - spytała Jenny, uśmiechając się. Silne, ciepłe palce Phillipa dodawały
jej otuchy, lecz sprawiały zarazem, że trudno było normalnie oddychać.
- Coś wymyślimy - odpowiedział szef, bacznie przyglądając się jej twarzy i
wprawiając ją tym w nie lada zakłopotanie, po czym skierował przebiegłe spojrzenie
niebieskich oczu na swego specjalistę do spraw bezpieczeństwa. - Hmm, nie macie
nic przeciwko spędzeniu na pustyni jeszcze kilku dni?
- Oczywiście, że nie - odparł swobodnie Hunter.
- Skąd - zapewniła Jennifer i nawet się uśmiechnęła.
- Oboje łżecie mi tutaj w żywe oczy. - Eugene powoli pokiwał głową. - Ale
nic na to nie poradzę. Przyjęliście to zlecenie, a jak się coś zaczęło, to trzeba
dokończyć. Postaram się tak wszystko pozałatwiać, żebyście musieli jak najmniej
czasu spędzić w terenie. No dobrze. To co zamówimy?
Zniadanie wlokło się w nieskończoność. Jenny wciąż nie mogła rozszyfrować
zachowania Phillipa. Prawie na nią nie patrzy, a równocześnie cichaczem łapie ją za
rękę.
Kiedy państwo Ritter zamawiali jedzenie, chwycił ją za ramię i dyskretnie
odciągnął na bok.
- Nie ma powodu do robienia takiej miny - powiedział cicho, patrząc jej prosto
w oczy. - Wszystko jest w porządku.
- A jaką mam minę? - spytała nieśmiało.
109
S
R
- Zawstydzoną. Zakłopotaną. - Z ociąganiem zabrał dłoń z jej ramienia. -
Wczorajszej nocy nie zrobiliśmy nic, co mogłoby pociągnąć za sobą jakiekolwiek
konsekwencje. Rozumiesz, co mam na myśli? - dodał, świdrując ją spojrzeniem
ciemnych oczu.
Zaczerwieniła się jeszcze bardziej, zażenowana.
- Tak, wiem - powiedziała w końcu i wlepiła wzrok w podłogę.
- Ale wciąż wstydzisz się na mnie spojrzeć?
- Tak - odparła ledwie słyszalnym szeptem.
Dotknął jej jasnych włosów zebranych w gruby kucyk i milczał. Pierwszy raz
od niepamiętnych czasów nie wiedział, co powiedzieć, po prostu brakowało mu
słów. Jenny okazała się zupełnie inna, niż sobie wyobrażał. Choć trudno mu było w
to uwierzyć, ta piękna, ponętna kobieta wciąż była zupełnie niewinna. I to pod
wieloma względami. Zatrzymał wzrok na jej ustach i natychmiast pojawiła się
znajoma reakcja, uczucie pożądania, gwałtownej tęsknoty za jej ciałem, którą
rozpaczliwie chciał zaspokoić. Wciąż pragnął jej do bólu, ale już wiedział, że ma do
czynienia z dziewicą, i ta świadomość ocaliła go przed utratą honoru, a straciłby go,
gdyby ją niebacznie skrzywdził.
- Sprawiłaś mi prawdziwą niespodziankę, maleńka - powiedział półgłosem.
- I niemałe rozczarowanie, jak zgaduję - uzupełniła smutnym tonem.
- Nie. - Lekko pociągnął ją za kucyk, żeby na niego spojrzała. - Nie musisz się
martwić wspólnym wypadem na pustynię. Zajmę się tobą. Pod każdym względem.
Uśmiechnęła się z przymusem.
- Postaram się nie być dla ciebie zbyt dużym ciężarem - odparła jeszcze ciszej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]