[ Pobierz całość w formacie PDF ]

względu na wiek, płeć ofiary oraz okoliczności. Jednakże to był najlepszy czas na
debaty na ten temat.
 Bardzo współczujemy  zapewniłam ją.
 Dziękuję.  Cleda Humphrey skinęła godnie głową, żegnając nas w progu.
 Porządna z niej kobieta  ocenił Tolliver, kiedy wsiedliśmy do samochodu.  Ten
dom pogrzebowy zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Ma najlepszą atmosferę z tych,
z jakimi mieliśmy do czynienia.
Zgadzałam się z nim w całej rozciągłości.
 Podobało mi się jej podejście do nas.
 Miła odmiana. Przytaknęłam. Pastor Garland zaparkował obok swoim
skromniutkiin
chevroletem, w chwili gdy Tolliver przekręcił kluczyk w stacyjce. Podszedł do nas,
więc Tolliver zgasił silnik i opuścił szybę.
 Witam ponownie.  Kaznodzieja pochylił się, zaglądając do środka.
 Co pastora tu sprowadza?  zapytałam z nadzieją, że sami unikniemy podobnych
indagacji o naszą wizytę w  Słodkim Znie .
 Jedno z ciał, Jeffa McGrawa, jest gotowe do odebrania, więc muszę porozumieć
się z Cledą w sprawie ceremonii. Prawdopodobnie będziemy potrzebowali
dodatkowej pomocy przy koordynacji ruchu w dniu pogrzebu, rozmawiałem już o tym
w biurze szeryfa. Zorganizujemy też nocne czuwanie przy zwłokach, muszę ustalić
szczegóły z Cledą.
 Czeka pastora sporo pracy przy tych wszystkich pogrzebach
 zauważył Tolliver.
 Tak. Nie byłem co prawda duszpasterzem wszystkich
chłopców, ale cała społeczność chce wziąć udział w ceremoniach,
więc chcemy zjednoczyć siły. %7łałuję, że dopiero teraz. Jak to
możliwe, że nie zauważyliśmy wcześniej, co dzieje się tuż pod
naszym nosem?
Doniosłe, acz retoryczne pytanie.
 Czy to nie po trosze wina poprzedniego szeryfa, Abe
Maddena?  podsunęłam.  Jego strusiej polityki? Wygodniej mu
było przyjąć, że chłopcy uciekli, zamiast rozpocząć śledztwo
nastręczające masę problemów. Zresztą z własnej woli wziął na
siebie część odpowiedzialności za to zaniechanie, mówił o tym na
mszy za zmarłych.
Doak Garland stropił się wyraznie.
 Może jednak nie powinniśmy wytykać nikogo palcami 
łagodził. Widać było, że nie po raz pierwszy bierze pod rozwagę
znaczenie roli Abe Maddena w tej strasznej tragedii.  Naprawdę
myśli pani, że jego decyzje były aż tak brzemienne w skutki?
 Jak najbardziej  odparłam, zaskoczona własną
stanowczością. Ale w końcu ja nie znałam byłego szeryfa, nie
musiałam przejmować się jego uczuciami czy reputacją.  Jeśli
prawdą jest to, co słyszałam o jego postawie wobec zaginięć, na
pewno miało to znaczenie dla rozwoju sytuacji. Gdyby śledztwo
od razu ruszyło pełną parą, prawdopodobnie teraz mielibyście
mniej pogrzebów.
 Ale czy obarczanie winą cokolwiek tu ułatwi?  zastanawiał
się Garland.
Postanowiłam uznać to za konkretne pytanie.
 Tak sądzę. Na pewno nie Abe Maddenowi, ale innym
owszem. Ludziom pomaga świadomość, że istnieje jakaś
przyczyna, że mogą kogoś obciążyć za nieszczęścia. Przynajmniej
tak wynika z mojego doświadczenia. Poza tym poznanie błędów,
które doprowadziły do danej sytuacji, może ustrzec w przyszłości
przed ich ponownym popełnieniem.  Wzruszyłam ramionami.
Może, ale nie musi.
Trzeba oddać pastorowi sprawiedliwość, że nie zaczął atakować moich argumentów
frazesami, tak jak wielu duchownych miało to w zwyczaju. Najpierw przemyślał moje
słowa.
 Na pewno coś w tym jest, panno Connelly, ale z drugiej
strony, to jak wyznaczanie kozła ofiarnego, który ma ponieść
grzechy nas wszystkich.
Tym razem nadeszła moja kolej na rozważenie jego stanowiska.
 Tak, z pewnością jest w tym trochę racji  przyznałam.  Ale w tym wypadku wina
jest niepodważalna, a przynajmniej jej część spada na byłego szeryfa.
 Nie wahał się jej na siebie wziąć  rzekł Doak Garland.  Właściwie to powinienem
go odwiedzić. Niewykluczone, że podziela pani zdanie.
Czy pastor próbował obudzić we mnie wyrzuty sumienia? Jeśli tak, to odniósł
porażkę. Nie lubię, jak ktoś się zadręcza lub pada ofiarą ostracyzmu, ale z własnego
doświadczenia wiedziałam, że trzeba przyjąć odpowiedzialność za swoje czyny i
ponieść konsekwencje błędnych decyzji, inaczej nie można rozpocząć nowego
rozdziału życia.
Poczuwszy, że wszystko zostało już powiedziane, zerknęłam
dyskretnie na Tollivera. Zrozumiał moje intencje.
 Musimy jechać, pastorze  rzekł i pożegnawszy się,
wyjechaliśmy z parkingu.  Dokąd teraz? Oczywiście z tobą mogę
jezdzić bez celu całą wieczność, ale ze względu na nie najlepsze
warunki wolałbym&
 Jestem głodna, a ty?  zadałam dla odmiany proste pytanie.
Doraville obudziło się do życia. Pootwierano sklepy i firmy, a
ludzie z ulgą wrócili do codziennych spraw. Ja też poczułam ulgę. Teraz już w
każdej chwili mogliśmy opuścić miasteczko.
 A może tak wyjedziemy?  zaproponował Tolliver.  Za
godzinę będziemy na międzystanowej. A tam barów jest do
wyboru, do koloru.
Kusząca propozycja, szczególnie kiedy siedzi się w samochodzie na parkingu
McDonald's. Zagapiłam się w złociste łuki logo, usiłując wykrzesać z siebie coś poza
rezygnacją.
 Musimy zwrócić klucz  westchnęłam, świadomie
wynajdując powody opóznienia wyjazdu.
 Jasne, załatwimy to w dwadzieścia minut.
 Myślisz, że nas puszczą?
 Oni, czyli SBI, czy Rockwell?
 Jedni i drudzy.
 A czegóż jeszcze mogliby od nas chcieć?
 Nie podpisaliśmy wczorajszych zeznań.
 Fakt. Wpadniemy po drodze na posterunek. Zajmie nam to pół godzinki. Dobra, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl