[ Pobierz całość w formacie PDF ]

portu. Lśniące marmurowe kolumny zwieńczone były czymś, co na pierwszy rzut oka
wydawało się przedstawiającym hebanowe postaci fryzem, i dopiero po chwili zdał
sobie sprawę, że fryz żyje. Na tle białego kamienia poruszali się prawie nadzy
i poczerniali od słońca robotnicy  harując ciężko mimo święta. W ciepłym powietrzu
rozbrzmiewało stukanie uderzających o kamień dłut i chrobot pił.
Wszędzie trwała gorączkowa krzątanina. Ludzie chodzili po murach, pracowali
w nadmorskich ogrodach, podążali drogą biegnącą wzdłuż murów  pieszo, konno,
rydwanami i wozami, wzniecając obłoki kurzu i blokując strome podejścia do dwóch
wielkich miejskich bram. Kiedy  Minerwa skręciła w stronę wąskiego wejścia do
portu, gwar stał się głośniejszy  sądząc z wyglądu, był to świąteczny tłum,
przybywający ze wsi do miasta, aby świętować Wulkanalia.
Atiliusz omiótł wzrokiem wybrzeże, wypatrując fontann, lecz nie zobaczył ani
jednej. Jego ludzie stali w milczeniu, każdy zatopiony w myślach.
 W którym miejscu woda dochodzi do miasta?  zapytał Koraksa.
 Po drugiej stronie  odparł tamten, przypatrując się bacznie Pompei.  Przy
Bramie Wezuwiańskiej. Jeżeli  zawiesił znacząco głos  wciąż płynie.
To byłby niezły dowcip, pomyślał Atiliusz, gdyby okazało się, że woda jednak
nie płynie i przywiódł tutaj ich wszystkich, polegając jedynie na słowach głupiego
starego augura.
 Kogo tutaj mamy?
 Tylko jednego miejskiego niewolnika. Niewiele będziesz miał z niego pożytku.
 Dlaczego?
Koraks uśmiechnął się tylko i pokręcił głową. Nie miał zamiaru niczego
wyjaśniać. To był jego prywatny żart.
 Dobrze. W takim razie wyruszymy spod Bramy Wezuwiańskiej.  Atiliusz
klasnął w dłonie.  Chodzcie, chłopcy. Widzieliście już wcześniej miasto. Wycieczka
skończona.
Wchodzili do portu. Cały brzeg zajmowały magazyny i dzwigi. Za nimi płynęła
rzeka  według mapy Atiliusza, nazywała się Sarnus  zapchana barkami, które
czekały na rozładowanie. Torkwatus przebiegł przez cały okręt, wykrzykując
komendy. Uderzenia w bęben stały się coraz rzadsze i w końcu umilkły. Odłożono
wiosła. Sternik pchnął lekko ster i sunęli teraz wzdłuż brzegu z szybkością pieszego.
Pokład dzieliła od nabrzeża zaledwie jedna stopa. Trzymający cumy marynarze
zeskoczyli na brzeg i zarzucili je na dwa kamienne pachołki. Chwilę pózniej liny
napięły się i  Minerwa stanęła z szarpnięciem, które o mało nie zwaliło Atiliusza
z nóg.
Kiedy odzyskał równowagę, zobaczył wielki kamienny cokół z głową Neptuna,
z którego ust woda tryskała do misy w kształcie muszli ostrygi i przelewała się z niej
 to był widok, którego miał nie zapomnieć do końca życia  płynąc kaskadami po
bruku i wpadając bez przeszkód do morza. Nikt nie zwracał na to uwagi. Nikt nie stał
w kolejce, żeby się napić. Dlaczego miałby to robić? To cud, do którego przywykli.
Atiliusz przeskoczył przez niską burtę i kołysząc się, pobiegł ku fontannie. Po rejsie
przez zatokę twardy grunt pod stopami wydawał mu się czymś dziwnym. Rzucił na
ziemię torbę, podstawił dłonie pod czysty łuk wody, po czym podniósł je do ust. Była
słodka i czysta i o mało nie roześmiał się głośno z radości i ulgi. Włożył głowę pod
rurę i pozwolił, by woda pociekła mu do ust, nosa, uszu i w dół po karku  nie
przejmując się ludzmi, którzy gapili się na niego, jakby odebrało mu rozum.
Hora Quarta
(godzina 9.48)
Badania izotopowe neapolitańskiej magmy wulkanicznej wykazują, że jest ona
w znacznym stopniu zmieszana z otaczającą skałą, co sugeruje, iż zbiornik nie jest
jednym ciągłym roztopionym ciałem. Bardziej przypomina on gąbkę, z magmą, która
sączy się przez liczne szczeliny w skale. Masywna warstwa magmy zasila kilka
mniejszych zbiorników, które znajdują się bliżej powierzchni i są zbyt małe, by je
zidentyfikować technikami sejsmicznymi...
 Biuletyn informacyjny Amerykańskiego Towarzystwa Rozwoju Nauk ,
Masywna warstwa magmy zasila Wezuwiusz, 16 listopada 2001
W porcie w Pompei można było kupić wszystko. Jarzyny, owoce i zboża, amfory
z winem i skrzynie z prostą ceramiką spływały rzeką z głębi lądu i łączyły się z falą
luksusowych dóbr dostarczanych wielkim cesarskim szlakiem handlowym
z Aleksandrii. Indyjskie papugi, nubijscy niewolnicy, sól azotowa ze złóż nieopodal
Kairu, chiński cynamon, afrykańskie małpy, młode orientalne niewolnice znane ze
swoich erotycznych sztuczek... W koniach można było przebierać jak w ulęgałkach.
Komorę celną otaczało pół tuzina handlarzy. Najbliższy siedział na stołku pod
prymitywnym obrazkiem skrzydlatego Pegaza i napisem  Bakulus. Rumaki dość
rącze, by służyć bogom .
 Potrzebuję pięciu koni  oznajmił mu Atiliusz.  I nie próbuj mi wcisnąć żadnej
zajeżdżonej kobyły. Chcę mieć zdrowe, silne zwierzęta, które mogą pracować przez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl