[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Co?
 Ten zapach.  Zatrzymał się, pochylił i oparł ręce na udach. Odetchnął głęboko.
Położyłam mu rękę na ramieniu.
 Pachnie jak mięso?
Wciągnęłam powietrze przez nos, ale poczułam tylko świeże poranne powietrze i może
woń trawy albo zarośli.
 On tak przyjemnie pachnie. Jak... mięso .
Słowa Ever przemknęły mi przez głowę. Spojrzałam w stronę ludzi i strach ścisnął mi
żołądek.
Callum czuł ich zapach.
Złapałam go za rękę i wyprostował się z drgnieniem, mrugając.
 W takim razie zdobędziemy dla ciebie mięso  powiedziałam.  Gdzie jest najbliższa
restauracja?
Nie odpowiedział. Odwrócił się, żeby wbić wzrok w ludzi. Miał nieodgadniony wyraz
twarzy.
 Pamiętasz, jak ten dzieciak próbował mnie pożreć?  zapytał cicho.
 Albo rzeznia  powiedziałam, ignorując jego uwagę.  Albo sklep spożywczy. Jest tu
coś takiego?
 Pózniej Ever też się tak zachowała, jakby chciała mnie zjeść. Pamiętasz? Była dziwna,
szalona.  Wpatrywał się w swoje ręce.
Moje serce biło za szybko. Nie chciałam odpowiadać na te pytania, bo wtedy musiałabym
przyznać, że powinniśmy się bać tego, co zrobili mu w ośrodku, a on już był wystarczająco
przestraszony.
 Nie pozwolisz mi, prawda?  zapytał cicho, przenosząc spojrzenie ze mnie na ludzi.
Pokręciłam głową, może zbyt energicznie.
 Nie. Nie pozwolę.
Skinął głową, wbił ręce w kieszenie.
 Przecznicę dalej jest restauracja. Przypuszczam, że mają tam mięso.
Wzięłam go pod ramię i pobiegliśmy. Callum miał spuszczoną głowę i oddychał płytko.
 Tam.  Wskazał lekko uchylone drzwi za śmierdzącym kontenerem na śmieci. Ze
szczeliny dobiegało szczękanie naczyń i skwierczenie.
Wysunęłam pistolet zza paska i otworzyłam drzwi.
W kuchni pracowało dwoje ludzi. Oboje byli po trzydziestce, przyjemnie pulchni, dobrze
odżywieni  typowi rico. Mężczyzna zobaczył nas pierwszy, krzyknął i chwycił kobietę za
rękę.
Może wyglądaliśmy gorzej niż zwykle, a może rico nie byli przyzwyczajeni do widoku
restartów. Niezależnie od przyczyny, nigdy dotąd nie widziałam takiego przerażenia. Kobieta
natychmiast zaczęła płakać, próbując pociągnąć mężczyznę do drugich drzwi.
 Stać  poleciłam, mierząc do niego z pistoletu.  Nie zrobimy wam krzywdy, chcemy
tylko trochę jedzenia.
Zamarli, obejmując się i szlochając.
 Moglibyście przestać się mazać i dać nam jedzenie?  warknęłam z irytacją. Dlaczego
ludzie muszą płakać?
Kobieta wciągnęła ze świstem powietrze, uwolniła się z ramion mężczyzny i podeszła do
lodówki. Callum przycisnął twarz do mojej głowy, z jego ust wyrwał się jęk.
 Mięso  sprecyzowałam.
Odwróciła się z dwiema dużymi paczkami surowego mięsa w rękach, z przerażaniem w
oczach wyciągnęła je w naszą stronę.
 Gotowane mięso, ty...  Odetchnęłam głęboko.  Nie jesteśmy zwierzętami. 
Machnęłam ręką w stronę grilla i mężczyzna zaczął napełniać pojemnik.  Chleb też.
Włożył do torby cały bochenek, dodał pojemnik z mięsem. Chciał podać mi torbę, ale
kobieta mu ją wyrwała. Trzymając ją w wyciągniętej ręce, zrobiła ostrożny krok w naszą
stronę.
Nie zdawałam sobie sprawy, że smugą, którą dostrzegłam kątem oka, był Callum, który się
na nią rzucił.
Z wyszczerzonymi zębami. Warcząc.
Dwójka ludzi wrzasnęła.
Tym razem wrzask mnie nie zirytował. Spojrzałam na Calluma. Miał szkliste oczy.
Nie mogąc zrobić kroku, patrzyłam, jak odpycha ręce kobiety i próbuje przysunąć twarz do
jej szyi.
 Nie pozwolisz mi, prawda? .
Wspomnienie jego słów wyrwało mnie z odrętwienia. Przyskoczyłam do niego,
odpychając mężczyznę. Złapałam Calluma za kołnierz i szarpnęłam. Odciągnęłam go od
szlochającej kobiety z taką siłą, że uderzył w ścianę. Mrugał i potrząsał głową, ale wciąż nie
był sobą.
Nie był Callumem.
Kobieta i mężczyzna skulili się na ziemi, gdy złapałam torbę i podbiegłam do niego.
 Callumie  powiedziałam lekko drżącym głosem.
Zamrugał i zmieszanie zaróżowiło jego twarz, gdy na mnie spojrzał. Szybko wypchnęłam
go za drzwi, zanim zobaczył, w jakim stanie są tamci dwoje.
 Co...
 Ruszaj  rzuciłam, biorąc go za rękę i ruszając biegiem.
Szarpnęłam mocno, gdy zwolnił, odciągnęłam go od drzwi i powlekłam w głąb uliczki.
Wybiegliśmy na szeroką brukowaną drogę prowadzącą do odległych domów. Droga się
rozwidlała. Odwróciłam głowę, żeby na niego spojrzeć.
 W którą stronę?  Obejrzałam się, wypatrując strażników, ale jeszcze nas nie ścigali. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl