[ Pobierz całość w formacie PDF ]

paszport.
Maribel przebrała się do kolacji. To był wyjątkowy wieczór, gdyż na jakiś czas
musieli opuścić Zelos. Przez ostatnie tygodnie Leonidas latał w sprawach służbowych
77
S
R
na ląd i z powrotem, starając się przedłużyć ich pobyt na wyspie. Nie chcieli
wyjeżdżać. To był magiczny miesiąc miodowy.
Maribel nigdy nie marzyła, że tak szybko odnajdzie szczęście u boku Leonidasa.
Najpierw ułożył sobie dobre stosunki z synem i przestał odnosić się do niego z
rezerwą, a potem, z każdym tygodniem zdawał się rozluzniać także w jej towarzystwie.
Najbardziej widoczne były drobne rzeczy. Po pracy w swoim gabinecie zawsze chciał
być z nią, budził ją, by razem zjedli śniadanie o nieludzkiej porze, bo chciał
towarzystwa żony. Lubił, gdy odprowadzała go na lądowisko dla helikoptera, i gdy
czekała tam na niego, kiedy wracał pózno. Zaczęła zauważać, że przez całe życie
Leonidas pragnął prawdziwego uczucia i ciepła rodzinnego. Rzeczy, które dla niej były
zwyczajne, na przykład wspólny posiłek z Eliasem, dla niego były bardzo ważne,
wręcz święte. Cieszył się z drobnych przyjemności, jak spacer z Eliasem przez gaj
cytrynowy na brzeg morza, gdzie malec bawił się w falach i krzyczał z radości. Lubił
rodzinne rytuały, choć Maribel obawiała się, że uzna je za nudne, zbyt restrykcyjne lub
staroświeckie. Chciał, żeby Elias miał to, czego jemu zabrakło. Uwielbiał syna. Nikt,
kto widział uśmiech Leonidasa, gdy Elias biegł go przywitać, nie miałby co do tego
najmniejszych wątpliwości.
Patrząc na Grecję oczami Leonidasa, Maribel coraz bardziej ją kochała,
zwłaszcza, gdy zabrał ją na rejs poza szlakiem turystycznym. Zwiedzili kilka
fascynujących stanowisk archeologicznych. Pokazał jej swoje ulubione miejsca,
niektóre przepiękne i prawie zupełnie odludne. Nauczył ją też, że jeśli jedzenie jest
dobre, lepiej jeść przy wiejskim stole w małej tawernie na wzgórzu niż w eleganckiej
restauracji. Urządzali pikniki i pływali w jaskiniach, do których można było dotrzeć
tylko od strony morza.
Maribel bardzo starała się przestać robić porównania między sobą a Imogeną.
Uznała, że to niemądre, tak się wciąż zadręczać i skoncentrowała się na związku z
Leonidasem. Przekonała się, że może na nim polegać i odkryła, że jest bezpośredni.
Potrafił też być delikatny i uważny.
Maribel wyszła na taras, skąd rozciągał się widok na zatokę. Była w
szmaragdowo-zielonej, lekkiej sukience, w której czuła przyjemny chłód. Kilka minut
pózniej dołączył do niej Leonidas. Zadzwonił jego telefon komórkowy, ale wyłączył
go i odłożył. Wyglądał wspaniale w rozpiętej pod szyją koszuli i dżinsach.
- Jesteśmy razem już od miesiąca, hora mou. - Leonidas napełnił szampanem
dwa kieliszki i podał jej pudełko. - Musimy to uczcić.
Maribel uniosła wieczko i zamarła z zachwytu - w pudełku była diamentowa
78
S
R
bransoletka z inicjałami MP wyłożonymi szafirami. Wiedziała, jak bardzo mąż lubi
dawać jej prezenty i nie robiła mu już wymówek z tego powodu.
- Jest przepiękna. Zapnij mi ją - poprosiła. - Teraz jest mi przykro, bo ja nic dla
ciebie nie mam.
Leonidas zmysłowo spojrzał na żonę.
- Nie martw się, coś wymyślę. Będzie cię to kosztowało tylko utratę snu.
Maribel zarumieniła się i uśmiechnęła. Wyciągnęła rękę, żeby zobaczyć jak
klejnoty świecą się w słońcu.
- Dziękuję - powiedziała. Podał jej kieliszek.
- Zanim zapomnę, twoja kuzynka Amanda dzwoniła, żeby zaprosić nas na
kolację i przyjęcie w Londynie. Byłem zdziwiony, że nie dzwoniła do ciebie.
Maribel nie była zaskoczona. Amanda tak samo pragnęła wpływowych
znajomych jak jej matka. Celowo zadzwoniła do Leonidasa zamiast do kuzynki.
- Chyba jakoś się wymówimy - powiedziała niechętnie. - Moi krewni przechodzą
okres adaptacyjny. Chyba najlepiej będzie, jak dam im trochę czasu, żeby
przyzwyczaili się do myśli, że jesteś moim mężem.
Leonidas uniósł brew.
- O czym ty mówisz? Dlaczego mieliby się do tego przyzwyczajać?
Maribel wzruszyła ramionami.
- Strattonowie byli jak widma na naszym weselu - przyznała ponuro. - Obawiam
się, że ciotka zdenerwowała się, gdy uświadomiła sobie, że Elias jest twoim synem...
- Ale to nie jest jej sprawa.
- Wiem, że minęło sporo czasu, ale byliście parą, ty i Imogena.
- Nie byliśmy.
- Być może nie według ciebie - Maribel starała się ostrożnie dobierać słowa. -
Gdybyś miał dziecko z kimś innym i poślubił tę osobę, byliby tak samo dotknięci. Ale
kiedy chodzi o mnie, najwyrazniej wciąż myślą, że weszłam na terytorium Imogeny.
- Ale ja nigdy nie umawiałem się z Imogeną.
Maribel wpatrywała się w niego.
- Może dla ciebie to nie było umawianie się, ale byliście razem przez pewien
czas...
- W sensie seksualnym? - przerwał Leonidas. - Nie, nie byliśmy.
Maribel była zaskoczona. Potrząsnęła głową.
- Ale to niemożliwe. To znaczy, Imogena osobiście... to znaczy mówiła, że wy...
- Nieważne, co mówiła, hara mou. To nie miało miejsca. Nigdy - powiedział
79
S
R
sucho Leonidas.
- O niebiosa! Pozwoliła, by wszyscy myśleli, że jesteście kochankami.
- Bez wątpienia chciała w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, ale naprawdę nie
interesowała mnie.
Maribel kiwała głową jak marionetka. Nie mogła uwierzyć, że była dla
Leonidasa bardziej pociągająca niż piękna Imogena.
- Ale... ale dlaczego cię nie pociągała?
- Była zabawna, ale też neurotyczna i sztuczna. - Zmarszczył brwi, jakby się
zastanawiał. - Szczerze mówiąc, wiedziałem, że ona mnie chce. Zakładam, że dlatego
powiedziałaś, że nie jesteś mną zainteresowana, gdy cię pocałowałem...
Maribel oniemiała ze zdumienia.
- Pocałowałeś... mnie... kiedy?
Leonidas wzruszył ramionami.
- Gdy jako student mieszkałem w domu Imogeny.
- To znaczy, że faktycznie chciałeś mnie pocałować... to nie był tylko szczenięcy
żart? - wymamrotała, wracając myślami siedem lat wstecz.
- Tak myślałaś? - Leonidas spojrzał na nią smutno. - Odepchnęłaś mnie wtedy i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl