[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szej klęski. To my do niej doprowadziliśmy, ja i Basilis. A teraz wszystko jest stracone.
Natasha zmarszczyła brwi. Nigdy dotąd nie słyszała, by thia Teodozja krytykowała
swojego zmarłego męża. Ale głęboki, cichy smutek od zawsze czaił się w jej oczach,
nawet podczas tamtych kolorowych lat, gdy wydawała się szczęśliwa, otoczona rodziną.
Natasha zawsze myślała, że Basilis i Teodozja kochali się nawzajem równie mocno, jak
kochali ją. Może jednak prawda była inna? Może małżeństwo jej przybranych rodziców
nie było tak doskonałe, jak zawsze chciała wierzyć?
- Nie wszystko jest stracone - powiedziała z mocą, unosząc dłoń przybranej matki
do policzka. - Nie martw się, thia. Jestem przy tobie.
Irini, od stóp do głów ubrana w czerń, podeszła do matki, niosąc szklankę wody.
Natasha podniosła się szybko i ruszyła w stronę ekspresu do kawy. Nie chciała konfron-
tacji z siostrą. Zamyślona, patrzyła, jak parujący płyn napełnia filiżankę, gdy ktoś poło-
żył dłoń na jej ramieniu. Wyrwała się gwałtownie i omal nie krzyknęła.
- Kyria Natasha Kirby? - niski, siwowłosy mężczyzna cofnął się, wyraźnie stropio-
ny. - Przestraszyłem panią. Najmocniej przepraszam.
- Ależ nie... - Natasha pokręciła głową. Nie zamierzała tłumaczyć obcemu czło-
wiekowi, z jakiego powodu histerycznie reaguje na dotyk.
- Mój klient, kyrios Mandrakis, chciałby wiedzieć, czy podjęła już pani decyzję w
sprawie, którą omawiali państwo dzisiejszego ranka. Jako jego prawnik jestem upoważ-
niony do odebrania od pani oświadczenia i przekazania mu go.
- Rozumiem. - Natasha poczuła, że znów ogarniają dziwny chłód, który ucisza
emocje i znieczula ból. - Proszę powiedzieć panu Mandrakisowi, że przyjmuję jego wa-
runki - powiedziała spokojnym, pewnym głosem. - Moja odpowiedź brzmi: tak. Jego ży-
czeniu stanie się zadość.
- Niezwłocznie poinformuję o tym mojego klienta. - Prawnik z powagą skinął gło-
wą i oddalił się szybkim krokiem.
Natasha odprowadziła go spojrzeniem. Zastanawiała się, czy ten dystyngowany
starszy pan zdawał sobie sprawę, czego dokładnie dotyczy jej oświadczenie. Czy wie-
dział, że pośredniczy w szantażu, którego celem jest zdegradowanie jej do roli nałożnicy
Alexandrosa Mandrakisa?
Kilka minut później wezwano wszystkich do sali konferencyjnej. Prawnicy
„Ariadny" i przedstawiciele Mandrakis Corporation siedzieli naprzeciwko siebie przy
długim stole, wymieniając uwagi i usilnie starając się wyglądać na odprężonych i pew-
nych siebie. Sekretarki uwijały się, roznosząc kawę, butelki ze schłodzoną wodą oraz
grube pliki dokumentów. Natasha zajęła miejsce po stronie przeznaczonej dla Papadimo-
sów, obok Stavrosa, Andonisa i Irini. Napięcie w sali było niemalże dotykalne. Wszyscy
popatrywali na puste krzesło stojące u szczytu długiego stołu. Oto tron, na którym zasią-
dzie zdobywca, pomyślała Natasha z gorzkim uśmiechem. Dziś powiększy swoje cesar-
stwo o kolejną prowincję. A ją samą weźmie w niewolę.
Choć wzrok miała spuszczony, wyczuła dokładnie, w którym momencie Macedoń-
czyk pojawił się w sali. Nie było to trudne - gwar rozmów ucichł, jak ucięty nożem.
Ustały wszelkie szelesty. Zebrani zamarli w oczekiwaniu.
Natasha zobaczyła, jak siedzący obok niej Andonis zaciska dłonie na krawędzi sto-
łu, tak mocno, że aż sinieją mu palce. Współczuła bratu. Andonis był dobrym, wrażli-
wym człowiekiem. Niestety, pozostawał pod przemożnym wpływem Stavrosa.
- Nie pozwól, żeby zobaczył, że cierpisz - powiedziała cicho, gładząc jego ramię. -
Nie daj mu tej satysfakcji.
Alexandros Mandrakis otworzył spotkanie, witając wszystkich obecnych. Mówił
spokojnym, przyjaznym tonem. W jego głosie nie było nawet cienia buty czy ostentacji.
Jakby to, że doprowadził do klęski nieprzyjaciół swojej rodziny, nie robiło na nim naj-
mniejszego wrażenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]