[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po jakichś trzech minutach dostrzegł ciemną sylwetkę poruszającą się za drzwiami.
Nieznajomy stanął w wyjściu i ostrożnie wyglądał na podwórze. W ręce trzymał automat, w
mroku zarysowały się długie włosy.
Wybór był prosty. Zabić lub zostać zabitym. Ale Filey się przeliczył. Popełnił błąd
opuszczając swój żywioł: miasto.
Brent rzucił się i złapał go tak niespodziewanie, że Filey runął na ziemię. Ale
snajperski instynkt nie pozwalał mu w żadnej sytuacji wypuścić automatu z ręki. Wiedząc, co
jest najbardziej niebezpieczne, Brent chwycił go za przegub i wykręcił mu rękę, Filey jęcząc
z bólu padł na twarz.
Brent naciskał coraz mocniej.
- Puść automat!
Tuż przed złamaniem ręki w łokciu Filey puścił broń. Brent odrzucił automat parę
jardów dalej. Było lepiej, niż się spodziewał. Dostanie Fileya żywego. Trzymając prawą rękę
wykręconą za łopatkami, złapał go za lewą rękę. Trzeba było tak samo ją wykręcić i związać
obie ręce nylonowym szalikiem, aby Filey stał się łagodny jak baranek.
Zajęty Fileyem Brent nie zauważył postaci, która zjawiła się przed wrotami stodoły i
spokojnie obserwowała walkę. Przybysz nagle zobaczył automat u swoich stóp, schylił się i
podniósł go. W prawej ręce ściskał już sztylet komandosa. Był w rękawiczkach.
Odczekał aż Brent, który klęczał okrakiem nad stękającym Fileyem, wyprostował się,
po czym wolno, spokojnie wbił mu nóż w lędzwie. Brent jeszcze się podniósł, spróbował
wyrwać nóż i runął na twarz.
Filey przetoczył się na plecy i spojrzał na swego zbawcę. Wolno wstał. Masował sobie
przeguby i łokcie.
- Boże! - zawołał. - Dobrze, że pan się tu znalazł.
- Tak. Mieliśmy szczęście - odparł tamten. - Chce pan automat?
Przyłożył automat do prawej ręki i trzymał go z lufą wycelowaną w Fileya. Ten
podszedł, by go odebrać. Gdy znalazł się w odległości trzech stóp, przybysz pociągnął za
spust. Filey złapał się obiema rękami za brzuch i upadł. Morderca rzucił automat między
trupy dwóch mężczyzn, odwrócił się i szybko wyszedł ze stodoły.
Restauracja Weldon Steak House była dość droga, ale otwarta dłużej niż inne lokale
w miasteczku. Zanim Milton skończył notatkę o rewelacjach Brenta, zrobiło się pózno, wobec
czego, rad nierad, postanowił zafundować sobie dobrą kolację.
Gdy podano mu rachunek, doznał lekkiego wstrząsu. Odliczył sumę z właściwą sobie
skrupulatnością. Właśnie medytował, ile wyniesie dziesięć procent napiwku, jaki zamierzał
zostawić na stoliku, gdy kątem oka dostrzegł nadchodzącego Phillipsa.
- Cześć, Roy!
- Szukaliśmy cię w całym mieście. Dzwoniłem, bez skutku, do domu...
- Jadam od czasu do czasu - łagodnie bronił się Milton. - O co chodzi, Roy? Stało się
coś?
Phillips przysunął sobie krzesło i odprawił kelnera. Siadł naprzeciw inspektora, oparł
się łokciami o stolik.
- Brent - powiedział ściszonym głosem. - Został zamordowany.
Milton osłupiał. Nie był w stanie przyjąć tego do wiadomości.
- Co? Nie żyje? Jesteś tego pewny?
- Absolutnie - z ponurą miną potwierdził Phillips. - Widziałem go. Przed chwilą
pożegnałem się z lekarzem.
- Przecież był u mnie nie dalej, jak godzinę temu. Powiedział, że jedzie do Eryka
Vynera, a potem wraca do Londynu...
Przerwał niecierpliwie marszcząc brwi - podszedł do nich kelner, wziął spodek z
rachunkiem i napiwkiem. Dziękuję panu bardzo - powiedział bezbarwnym tonem i poszedł
do kasy.
- Zaraz, zacznijmy od początku - powiedział Milton. - Co się stało? Gdzie został
zamordowany i w jaki sposób?
- Nożem. Eryk znalazł go w stodole, tej dużej, koło domu. Był tam jeszcze ktoś,
niejaki Filey. Też trup. Dostał kulę w brzuch.
- Ale co, do cholery, się stało, Roy?
Phillis przyglądał się Miltonowi z niewyrazną miną. Wiedział, że inspektor od
ujawnienia morderstwa Fieldinga miał nerwy napięte, ale był pewny, że ten flegmatyk nigdy
nie da się wyprowadzić z równowagi. Teraz nie był już taki pewny. Ostatnią wiadomość
Milton przyjął w bardzo osobisty sposób.
- Uważam, że między Brentem a Fileyem doszło do walki, w czasie której Filey został
zastrzelony. Ale, w ostatniej chwili...
Przerwał. Para przy sąsiednim stoliku zapłaciła rachunek i teraz przechodziła koło
niego.
- To tylko mój domysł, taka hipoteza.
- Mówże!
- Myślę, że nagle, w ostatniej chwili, ktoś trzeci się tam zjawił...
Milton skinął głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]