[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w moich ramionach.
 Nie bądz normalna, Pauline. Nie próbuj nawet być normalna, bo normal-
ność .to pierwszy symptom śmiertelnie groznej choroby. Jak tylko poczujesz, że
nadchodzi normalność, zaraz poszukaj antidotum.
 A jakie jest to antidotum?
Bardzo chciałem powiedzieć coś, co błyskotliwą ripostą zapadłoby jej w pa-
mięć na resztę życia. Ale nie zdołałem wymyślić aż tyle.
 Po prostu upewnij się wtedy, że żyjesz własnym życiem, Pauline. Nie po-
zwalaj, by normalność wyparła ciebie.
Isabelle Zakrides podeszła do nas z papierami do podpisania. Spytała, kto
mógłby porozmawiać z nią chwilę o stanie Magdy. Spojrzałem na nią wyczeku-
jąco: coś nowego? Jej oczy odpowiedziały, że nie, to czysta formalność. Powie-
działem, by porozmawiała z Pauline, a dziewczyna rozpromieniła się z wyrazną
wdzięcznością.
 Powie mi pani, co jest z moją mamą?
 Jasne, Pauline. Przysiądzmy tam sobie, a zdam ci pełną relację.
159
Stojąc przed szpitalem, powiedziałem George owi, co stało się z Johnnym Pe-
tanglesem i że według mnie to Floon go postrzelił. Opisałem też spotkanie z Bar-
rym. Gdy skończyłem, wyraz twarzy George a mówił sam za siebie.
 Dość to ogłuszające, Frannie. I trudne do przetrawienia. Jak cały indyk
połknięty w paru kęsach. Co zamierzasz teraz zrobić?
 Chciałem odszukać Barry ego i zadać mu parę pytań, ale zniknął. Myślę
jednak, że wróci, gdy będzie potrzebny. Tymczasem wolałbym, żeby ten kutas
Floon nie latał po mieście z bronią. Nie ma jeszcze południa, a on załatwił już
dwie osoby i psa.
 A jak go znajdziesz, to co potem? Zostało ci tylko kilka dni, Frannie.
 Najpierw niech dopadnę Floona. To niebezpieczny facet. Potem poszukam
tej czwartej części, cokolwiek to jest, u diabła. Co więcej mogę zrobić, George?
Nie mam wielkiego wyboru.
Jego normalnie obojętna twarz posmutniała nagle. Bał się o mnie, a na dodatek
było w jego spojrzeniu wiele uczucia.
 Jak mogę ci pomóc?  spytał cicho.
 Wracaj do środka i miej oko na Pauline. Nie mogę się nią teraz zajmować.
Wez komórkę, żebym mógł cię złapać w razie potrzeby. I odbieraj, jak zadzwoni,
na miłość boską! Nie czekaj, aż się bateria wyładuje.
 Dobrze. Gdzie teraz idziesz?
 Do domu. Przebiorę się i wezmę broń. Potem pójdę szukać tego Latającego
Holendra.
Popatrzyliśmy na siebie i te kilka sekund zastąpiło bardzo długą rozmowę.
W końcu się przemógł.
 Naprawdę widziałeś Beatlesów, Frannie? Jacy byli?
 Niżsi, niż sądziłem. Nawet Lennon. Zawsze myślałem, że miał dziesięć
stóp wzrostu.
* * *
Gdy wszedłem do domu, odezwał się telefon. Wyjeżdżając w pośpiechu do
szpitala, zapomnieliśmy zamknąć drzwi. Kiedy przekraczałem próg, usłyszałem
ostatni dzwonek, ale gdy podniosłem słuchawkę, nikt się już nie odezwał. Może
Floon znowu narozrabiał? Boże broń. Idąc do sypialni, żeby się przebrać, pomy-
ślałem, jak bezsensowny jest ten odruchowo powtarzany zwrot. Jak Bóg może
bronić przed czymkolwiek, skoro śpi? Albo karać kogokolwiek, albo ratować?
Chociaż, czy śpi tak jak my, że nic do niego nie dociera, czy Barry miał na myśli
jakąś kosmiczną metaforę?
Z białymi spodniami w ręce i jedną nogą uniesioną nad otworem nogawki
przyłapałem się, że patrzę na łóżko. Czy Bóg śpi na materacu? Czy ma poduszkę?
160
Jak wielkie jest jego łóżko? Czemu nagle zacząłem się uśmiechać? Zostało mi już
tylko trochę życia, a musiałem jeszcze złapać Caza de Floona, zanim postrzeli ko-
goś następnego, i znalezć to czwarte coś potrzebne do uratowania wszechświata.
Czemu zatem się uśmiechałem?
Włożyłem spodnie i wyprostowałem się, złożywszy ręce w odwrócone L. Ty-
powa poza Bruce a Lee gotowego zadawać śmiertelne ciosy. Z głośnym, zgo-
ła filmowym okrzykiem wyprowadziłem taki cios. McCabe, Umierający Władca
Wszechświata. George niestety miał rację: to umykało wyobrazni, o zrozumieniu
nie mówiąc. Jedynym logicznym rozwiązaniem zdawało się zrobić swoje i zosta-
wić resztę Barry emu, jego ekipie i całemu towarzystwu z gwiazd.
Sprawa mnie przerastała, ale nie mogłem opanować podziwu dla jej ogromu.
Gdzie znalezć Floona? Gdzie ja poszedłbym na jego miejscu? Hmm? Gdzie
mógłbym pójść bez pieniędzy i dokumentów? Powiedzmy, że przybyłbym tutaj
jedynie z tym, co na grzbiecie. I bez wiadomości o otoczeniu. Gdyby nagle prze-
rzuciło mnie trzydzieści lat wstecz, bez przygotowania, znajomości i środków
utrzymania, nie wiedziałbym, co robić. Powiedział, że chce zmienić parę rzeczy.
Zrozumiałem to w ten sposób, że korzystając z wiedzy o przyszłości, ten chciwy
drań miał zamiar poprawić stan swoich interesów. Na przykład kupując wagon
akcji Microsoftu zaraz pierwszego dnia po rzuceniu tych papierów do sprzedaży.
Za co? Obrabowałby bank dla uzyskania kapitału początkowego? Miał broń i dość
zimnej krwi, żeby zrobić coś w tym guście.
Stojąc przed toaletką i napełniając kieszenie wszystkim, co mogło mi być po-
trzebne, spojrzałem na swoje odbicie w lustrze i raz jeszcze zastanowiłem się,
gdzie mógł pójść Floon. Co mógłby chcieć zrobić najpierw?
Magda zawsze uwielbiała porządek. Dom był czysty, wszystko na swoim
miejscu, jej biurko puste, bez sterty zbytecznych papierów. Rachunki też zawsze
płaciła w terminie. To jedna z najcenniejszych jej cech, szczególnie dla mnie, któ-
ry nigdy nie potrafiłem tak żyć. Co rano, gdy brała pocztę, układała listy do mnie
w zgrabny stosik na mojej toaletce. Przeglądałem je potem, przebierając się po po-
wrocie z pracy. Co bardziej obiecujące czytałem. Resztę zostawiałem na miejscu
do chwili, aż nachodziło mnie dość motywacji, by je otworzyć. Magda i Pauline
żartowały, że w ten sposób na pewno przepuściłem masę nagród w różnych kon-
kursach, nie mówiąc już o sierotach, które zmarły przeze mnie śmiercią głodową.
Dziś na szczycie stosu leżała koperta z raportem od mojego brokera giełdowe-
go. Gdy miałem już w kieszeniach, co trzeba: pieniądze, notes, pistolet, raz jesz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl