[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Klnąc pod nosem, Chase próbował zanalizować uczucia, które
zwyciężyły jego pragnienie zemsty i pożądanie. Uczucie, które
go zszokowało i przywiodło do tego baru.
Pragnienie, palące pragnienie, żeby ją chronić od niebez­
pieczeństw tego świata. Był idiotą, żeby uważać, że może do­
prowadzić Kate do granic wytrzymałości, a potem beztrosko
ją wziąć. Nigdy w jego uczuciach do Kate nie było beztroski.
Teraz już był pewien, że nigdy nie będzie.
Chase sięgnął po butelkę i nalał sobie następnego, po czym
wypił natychmiast, w ogóle nie czując smaku.
- Chcesz pobić w piciu swojego starego, Severin?
Uniósł głowę i dopiero teraz spojrzał na starego barma­
na. Na twarzy Chase'a pojawił się wyraz wściekłości i zmru­
żył oczy.
- Robert Guidry? Myślałem, że już cię dawno pochowali.
Zostaw mnie w spokoju.
- Tak - zaśmiał się stary. - To samo dokładnie powiedział­
by Charles Severin. Jak wam leci?
222
Linda Conrad
- Wynoś się.
Barman przypatrywał mu się przez chwilę.
- Masz to samo spojrzenie, chłopcze. Jasne. Utracona mi­
łość, tak samo, jak Charles. To złe lekarstwo, żeby się upić.
- Nie dlatego tu jestem - mruknął Chase. Ale coś w sło­
wach starego barmana go uderzyło. - Znałeś mojego ojca,
kiedy był młody?
Barman przetarł szmatą drewnianą powierzchnię i ski­
nął głową.
- Wszyscyśmy się wychowali w tej samej parafii. Ty też.
- Czy mój ojciec zawsze tyle pił? Jaki był, kiedy chodził do
szkoły? Był rozrabiaką?
- Charles Severin był bystrzak - odpowiedział barman
z lekkim uśmiechem. - Jego matka wcześnie owdowia­
ła i Charles, jako chłopak, został ojcem rodziny. Nawet nie
tknął alkoholu. Pracował. Chodził do szkoły. Prawie wszy­
scy bardzo go lubili.
- Więc co się stało? Kiedy zaczął pić?
Barman, kiwając smutno głową, zniżył głos.
- Pamiętam dzień, kiedy Charles przyjechał po studiach
z młodziutką żoną. Nie widziałem jeszcze tak zakochanego
faceta. Uwielbiał tę kobietę. Chcieli prowadzić szczęśliwe ży­
cie tu, w Bayou City.
- Więc co się zmieniło?
- Twoja mama umarła. Nie była taka silna przy porodzie,
jak tutejsze kobiety. Od tej chwili Charles... po prostu nie
mógł spokojnie czekać na następny dzień czy noc, bez niej.
Oczywiście, to było to, pomyślał Chase. Jego ojciec ko-
Miłość i czary
chał jego matkę. A kiedy ona umarła, żałował, że zamiast
niej nie umarło dziecko, które razem stworzyli. To bolało,
ale miało jakiś sens. Jego ojciec nigdy nie był okrutny, ale
czasem czuło się, że nie mógł spojrzeć na swego jedynego
syna na trzeźwo.
Chase znów sięgnął po butelkę, ale zatrzymał rękę, nim na­
lał kolejny kieliszek. Picie nigdy nie rozwiązało problemów ojca
przez te wszystkie łata, i na pewno jemu też niewiele pomoże.
Cholera.
Wstał i wyciągnął kilka banknotów z kieszeni.
- Dzięki za lekcję historii, Guidry. Będę leciał.
- Mam dla ciebie jeszcze wiele lekcji, chłopcze. Zaglądaj
tutaj, to ci je przekażę.
Chase uśmiechnął się, kręcąc głową.
- Dziękuję, ale nie dzisiaj. Może innym razem.
Położył pieniądze na barze i odwrócił się do wyjścia. Sta­
ry barman położył mu rękę na ramieniu.
- Masz kłopoty, synu? Widać to jak na dłoni. Jakieś czary
się koło ciebie dzieją.
- Czary? - Dreszcz mu przeszedł po plecach, ale uznał się
za idiotę, żeby w to wierzyć. - Co ty opowiadasz?
- Czary - zasyczał Guidry. - Jak tylko dotknąłeś kieszeni,
jakby przeszła po tobie jakaś złota mgła. Jakaś czarownica
steruje twoją duszą, chłopcze. Uważaj lepiej.
Nonsens, ale odruchowo Chase dotknął daru Cyganki,
spoczywającego w jego kieszeni. Nie było nic niezwykłe­
go w dotyku złotej powierzchni. Staruszek raczy go swoimi
przesądami, a Chase mieszkał w tych stronach na tyle dłu-
223
224
Linda Conrad
go, żeby wiedzieć, że czary dotykają tylko tych, którzy w nie
wierzą, a on nie wierzył.
Pożegnał się z barmanem i ruszył w kierunku pensjonatu.
Miał dziś cholernie ciężki dzień, a jutrzejsza przeprowadz­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl