[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeciwnych stron pokoju. Schuyler roztrącała gwałtownie śpiących venatorów, którzy
porwali jej przyjaciela i grozili mu śmiercią.
Znalazła Olivera zakneblowanego i związanego na starym drewnianym krześle.
Bliss zjawiła się przy nim w tej samej chwili. Obejrzała się przez ramię.
- Wydaje mi się, że wszyscy są wyłączeni, Sky. - Ostrożnie szturchnęła jednego z
venatorów w ramię, wpatrując się w jego martwe oczy.
- Rozglądaj się, z pewnością nie jesteśmy sami - rzuciła Schuyler, wyjmując knebel z
ust Olivera.
Zakasłał i wziął głęboki oddech, a potem podniósł głowę.
- Dzięki - powiedział cicho. Rozejrzał się zmęczonym wzrokiem, zdezorientowany. -
Bliss, czy to ty?
-Jedyna i niepowtarzalna - uśmiechnęła się Bliss. - Dobrze cię widzieć - dodała,
szturchając go w ramię.
- Musimy się stąd wydostać. - Schuyler przecięła sznury wokół piersi Olivera. - Dasz
radę iść? - zapytała.
Podniósł się i skinął głową. Chwyciła go za rękę i poprowadziła w stronę otworu w
podłodze.
- To było proste - zauważyła Bliss, gdy przekradali się między nieprzytomną armią.
- Nie całkiem - rozległy się ciche słowa.
Schuyler odwróciła się. Rozpoznała ten głos.
Jeden ze śpiących venatorów skoczył w ich kierunku. Ten sam, który wcześniej ją
zaatakował.
- Wasza trójka pomoże mi wszystko zakończyć - oznajmił i machnięciem ręki sprawił,
że wszystko ogarnęła ciemność.
Kiedy Schuyler otworzyła oczy, usłyszała dzikie wycie w oddali.
Znajdowali się w wymiarze uroku.
Sześć
Klątwa Abbadona
Jack uniósł pięść i armia mrocznych duchów zatrzymała się na chwilę. Skrzeczenie ich
szalonych głosów brzmiało ogłuszająco. Poskręcane kształty zmieniały się, rozpływając i
znowu formując, jakby przerażające tornado przemieszczało się w kilku kierunkach
jednocześnie. Wyczuwał przerażenie venatorów. Poszukiwacze Prawdy żyli od wielu
wieków, byli weteranami konfliktów zarówno wśród ludzi, jak i istot nadnaturalnych, ale
stwory ciemności pozostawały nieodparcie przerażające. Pozwolił, aby mroczna masa zawisła
na moment nad jego wrogami.
Potworne wycie ucichło na chwilę, kiedy Jack skoncentrował się na dowódcy
venatorów. Zwrócił się do mężczyzny, który wcześniej z niego drwił.
- Wypuść Olivera, a oszczędzę twoją armię. Możecie bez strat powrócić do hrabiny.
Dowódca skrzywił się.
- Nie ma dla nas powrotu, przyjacielu. Zostaliśmy wysłani, aby sprowadzić cię za
wszelką cenę. Może moja armia jest na twojej łasce, ale ja mam twoich przyjaciół.
W tym momencie zmaterializowały się trzy sylwetki: Oliver, Bliss i Schuyler, każde
pilnowane przez venatora. Ten, który trzymał Schuyler, miał w ręku miecz lśniący czarnym
ogniem. Oliver i Bliss byli lekko zielonkawi. Ludzie, żyjące dusze, mogli wkraczać w wymiar
uroku, ale fizjologia i fizyczność sprawiały, że cienisty wymiar był dla nich nieprzyjemnym
miejscem. Efekty uboczne obejmowały zawroty głowy i mdłości.
Dowódca venatorów uśmiechnął się, zaciskając wargi.
- Poddaj się, Abbadonie. Pozwól, aby hrabina pomogła ci odnalezć drogę powrotną do
Niosącego Zwiatło.
- Nie... Jack, nie! - krzyknęła Schuyler. - Nie pozwól, żeby cię zabrali!
Więc tego chciała Druzylla. Jego dawnej wierności. Okazji, aby mógł odkupić winy w
oczach dawnego władcy. Ponieważ Lucyfer był także i jego dowódcą.
Jack powoli pokręcił głową. Ciemność stanowiła ogromną, ale nieukierunkowaną
potęgę. Wezwane przez niego istoty mogły z najwyższą łatwością rozrywać ciała i broń, ale
nie byłyby w stanie ocalić jego przyjaciół przed szybkim ciosem noża. Nie mógł ich ochronić.
Nie mógł ochronić swojej ukochanej. Wiedział, co musi zrobić. Popatrzył na obrączkę na
palcu.
Venator znów się odezwał.
- Wybór należy do ciebie. Poddaj się, a puścimy ich wolno. Stań do walki, a oni umrą.
Jack nie wahał się. Otworzył pięść, uwalniając gniew Ciemności. Spojrzał wprost w
oczy wroga i ryknął:
- A WIC NIECH UMIERAJ!
Bliss wrzasnęła, a Oliver zamachnął się na trzymającego go mężczyznę, uderzając go
mocno w pierś. Ale Schuyler przez chwilę stała nieruchomo.
Nie wiedziała, w co powinna wierzyć. Musiała zaufać Jackowi. Musiała uwierzyć, że
miał powód, aby tak postąpić. Dlatego musiała uwierzyć, że poświęcenie ich stanowi część
jego planu. Obiecała, że mu zaufa. Niezależnie od tego, co się stanie. Nawet jeśli stanie się
coś, co będzie dla niej nie do pojęcia.
- Zacznij od niej - warknął Jack, wskazując Schuyler. Spojrzała w jego ściągniętą
gniewem twarz. Przez moment odwzajemnił jej spojrzenie, a Schuyler wzdrygnęła się, widząc
tak wielką nienawiść w jego oczach.
To był podstęp, na pewno. Kłamał. Prawda? Zaczynała wpadać w panikę, ale zmusiła
się, żeby myśleć chłodno. To musiało być kłamstwo, ale z jakiegoś powodu Jack chciał, żeby
uwierzyła, iż jej nie kocha. W tym momencie zrozumiała. Jack wiedział. Wiedział o obrączce
i o związanej z nią klątwie, podtrzymywanej przez najgłębsze uczucie w duszy Schuyler:
miłość do niego. Musiała znalezć sposób, żeby przestać go kochać. To była najtrudniejsza
rzecz w jej życiu, ale zmusiła się, żeby uwierzyć w kłamstwo. Postarała się uwierzyć w nie z
całego serca. Jack nie kochał jej. Jack nigdy jej nie kochał. Jack chciał jej śmierci. Jack...
I tak jak tego pragnął, jej miłość do niego na moment zadrżała.
Klątwa została złamana, a powstrzymująca moc obrączka upadła na ziemię, dymiąc.
Przemiana nastąpiła momentalnie. Jack zniknął, a zamiast niego stał Abbadon, Anioł
Zniszczenia, unosząc ohydną głowę i łopocząc mrocznymi skrzydłami.
Z potworną siłą Abbadon pochwycił strażnika z czarnym mieczem. Broń wygięła się i
rozpękła na części. Abbadon uniósł słabego i zdezorientowanego venatora za kark, ciskając
nim w kierunku mrocznego wiru.
Schuyler działała równie szybko, obracając się, aby powalić venatora, którego
pojawienie się rozpoczęło ten okropny wieczór. Wślizgnęła się między Olivera a ostrze
venatora, nisko opuszczając swoją broń, aby odparować cios. Venator odrzucił sztylet i
sięgnął po dłuższe ostrze. Ale Oliver, wreszcie pozbawiony więzów, poczuł pulsującą w
żyłach adrenalinę. Momentalnie dojrzał niechroniony punkt venatora i uderzył. Tamten
odwrócił się, unosząc miecz, ale ten ruch sprawił, że odsłonił prawy bok.
Schuyler cięła w odsłonięte miejsce, a jej ostrze przebiło zbroję mężczyzny. Venator
zachwiał się, zdezorientowany kolejnymi ciosami, nieprzygotowany na siłę jej miecza.
Spróbował odzyskać równowagę, ale nagły i nieoczekiwany kopniak Bliss popchnął go na
ziemię. Upadł, pokonany.
Schuyler pochyliła się, łapiąc oddech, kiedy Jack położył czule rękę na jej ramieniu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl