[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zacharow był ponury i wyjątkowo wściekle gryzł swoją nieodłączną
fajkę, natomiast detektyw wyglądał na ożywionego i niemal radosnego.
Na widok Anisija zmienił się na twarzy.
 Aa, to pan. Co, już pan wywęszył? Pański szef też raczył się
pojawić?
Kiedy jednak usłyszał, że Fandorina nie ma i nie będzie, a Tulipanow
właściwie nic jeszcze nie wie, zaraz się rozpogodził.
 No, teraz zacznie się na całego  oświadczył, energicznie
zacierając ręce.  Czyli tak. Dziś rano pracownicy kolei żelaznej,
kontrolujący stan torów linii Moskwa Brześć, znalezli w krzakach w
pobliżu przejazdu Nowotychwińskiego zwłoki nieletniej włóczęgi. Jegor
Willemowicz stwierdził, że śmierć nastąpiła nie pózniej niż o północy.
Powiem panu, Tulipanow, że widok był mało apetyczny!  Iżycyn
krótko zachichotał.  Może pan sobie wyobrazić: brzuch, oczywiście,
wypatroszony, kiszki porozwieszane na gałęziach dookoła, a co do
twarzy&
 Znowu krwawy pocałunek?!  krzyknął rozgorączkowany Anisij.
Detektyw parsknął i nie zdołał się już powstrzymać, dopadł go atak
śmiechu  pewnie z nerwów.
 Oj, zamęczyliście mnie.  Złapał w końcu oddech i otarł łzy. 
Przyczepiliście się z Fandorinem do tego pocałunku. Proszę wybaczyć
śmiech, może trochę nie na miejscu. Ale zaraz sam pan zobaczy. Hej,
Siłakow! Stój! Pokaż no jej twarz!
%7łandarmi opuścili nosze na ziemię i unieśli brzeg brezentu. Z
zagadkowego zachowania detektywa Anisij wywnioskował, że zobaczy
coś wyjątkowo paskudnego: szkliste oczy, koszmarny grymas czy
wywalony język. Ale nie, pod brezentem leżał jakiś czerwonoczarny
ochłap z dwiema kulkami  białymi z ciemnymi krążkami pośrodku.
 Co to ma być?  zdumiał się Tulipanow i zęby zaszczekały mu
jakoś same z siebie.
 Wygląda na to, że przez naszego żartownisia całkiem straciła twarz
 wyjaśnił z wisielczym humorem Iżycyn.  Jegor Willemowicz
mówi, że skórę nacięto tuż pod linią włosów i ściągnięto jak skórkę z
pomarańczy. Ma pan swój pocałunek. A najgorsze, że teraz nikt jej nie
zidentyfikuje.
Anisijowi świat dziwnie jakoś się zakołysał i popłynął przed oczami.
Głos detektywa dobiegał z bardzo, bardzo daleka.
 No i koniec tajemnicy. Ci od torów rozgadali, komu popadło. Jeden
zemdlał, trzeba go było odwiezć do szpitala. Zresztą i bez tego cała
Moskwa plotkuje. Do komendy żandarmerii ze wszystkich stron
napływają doniesienia o mordercy, który zamierza wyciąć w pień
wszystkie ruskie baby. Skoro świt zameldowaliśmy do Petersburga. Całą
prawdę, bez żadnego kręcenia. Przyjedzie do nas sam minister, hrabia
Tołstow. I polecą głowy. Ja tam o swoją dbam, nie wiem, jak pan. Pański
szef może się jeszcze długo bawić w swoją dedukcję, ma mocne plecy,
nikt go nie tknie. A ja poradzę sobie jakoś bez dedukcji, grunt to energia
i zdecydowanie. Teraz już nie pora na mazgajstwo.
Tulipanow odwrócił się od noszy, przełknął ślinę, zamrugał oczami.
Zaczerpnął głęboko powietrza i zaraz poczuł się lepiej.
 Mazgajstwa Anisij nie zamierzał Iżycynowi darować, więc
powiedział drewnianym głosem:
 Mój szef twierdzi, że zdecydowanie i energia przydają się przy
rąbaniu drew i kopaniu ogrodu.
 Otóż to!  Detektyw machnął na żandarmów, żeby wnieśli zwłoki
do kostnicy.  Przekopię w diabły całą Moskwę, a jeśli przy okazji
narąbię drew i polecą wióry, rezultaty będą tego warte. Jeżeli nic nie
zdziałam, lepiej się od razu powiesić. Przysłano tu pana w charakterze
obserwatora? Więc proszę sobie obserwować na zdrowie i nie udzielać
mi dobrych rad. Jak coś się panu nie podoba, niech pan pisze skargę.
Znam hrabiego Dymitra Andriejewicza i wiem, że ceni sobie
zdecydowane metody, a na drobne naruszenia procedury patrzy przez
palce, jeżeli wymaga tego dobro sprawy.
 Słyszałem już takie opinie od policjantów, ale w ustach pracownika
prokuratury brzmią one co najmniej dziwnie  zauważył Anisij i
pomyślał, że dokładnie tak odpowiedziałby Iżycynowi Erast Pietrowicz.
Ale detektyw tylko machnął ręką na wyważoną replikę i wówczas
Tulipanow ostatecznie przeszedł na oficjalny ton.
 Proszę o konkrety, radco dworu. Na czym polega pański plan?
Weszli do gabinetu eksperta medycyny sądowej i usiedli przy biurku;
Zacharow akurat zajmował się zwłokami w prosektorium.
 Pan pozwoli.  Iżycyn z wyższością spojrzał na młodszego rangą
urzędnika.  Zróbmy burzę mózgów. Kogo morduje nasz rzeznik?
Ulicznice, włóczęgi, żebraczki, a zatem kobiety z marginesu, najgorsze
wyrzutki społeczeństwa. Teraz przypomnijmy sobie, gdzie dokonano
zabójstw. Skąd przywieziono bezimienne ofiary, te z dołów, już nie
ustalimy. Wiadomo, moskiewska policja nie lubi w takich wypadkach
bawić się w niepotrzebną pisaninę. Doskonale wiemy jednak, skąd
przywieziono pozostałe, zidentyfikowane ofiary.
Iżycyn otworzył zeszyt w kratkę.
 O, jest! %7łebraczka Maria Kosaja, zamordowana jedenastego lutego
na Małej Triochswiackiej, w pobliżu noclegowni Syczugina. Gardło
poderżnięte, brzuch rozpruty, brak wątroby. Prostytutka Aleksandra
Zotowa, znaleziona piątego lutego na Swinińskiej, na bruku. Też gardło i
wycięta macica. Obie panny bierzemy na warsztat.
Detektyw podszedł do wiszącej na ścianie policyjnej mapy i zaczął po
niej kreślić długim, ostrym palcem.
 Patrzymy. Wtorkową Andrieiczkiną znaleziono tu, na
Sielezniewskiej. Dzisiejszą ofiarę koło przejazdu Nowotychwińskiego, o
tutaj. Te dwa miejsca leżą nie dalej niż wiorstę od siebie. I również
wiorstę od osady tatarskiej w Wypołzowie.
 A niby co mają do tego Tatarzy?
 Zaraz, zaraz  prychnął Iżycyn.  Niech pan nie przeszkadza&
Teraz wezmy dwie poprzednie ofiary. Mała Triochswiacka, tutaj. I
Swinińska. O krok od siebie. I trzysta, może pięćset kroków od synagogi
na Spasogliniszczewskiej.
 A jeszcze bliżej Chitrowki  zaoponował Anisij.  Dzień w dzień
kogoś tam mordują. Nic dziwnego, największe w mieście zagłębie
przestępczości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl