[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wymusił bezwzględny zakaz palenia papierosów w jego obecności. Bracia przenieśli jego łóżeczko do
maleńkiej kuchni i rzeczywiście, w tym najmniejszym pomieszczeniu mieszkania nie palili, a nawet
pilnowali, by nikt inny tego nie robił.
Jeszcze wiele razy czynili odstępstwa dla jego dobra. Chyba był to przejaw miłości z ich strony.
Widział to dopiero teraz, gdy analizował tamte lata. Nikt go nie przytulał, nie całował, nie pieścił. Gdy
się uderzył boleśnie, przewrócił, zapłakał, to słyszał: - No, chłopie, poboli i przestanie. Przestań ryczeć,
nie jesteś babą.
W tym łóżeczku spał do szóstego roku życia. Nie mieścił się już w nim, nogi sterczały poprzez
szczebelki. Wstydził się go bardzo i jednocześnie tylko w nim czuł się bezpiecznie.
Zakupienie nowego łóżka nie było aż takie trudne, chodziło o brak miejsca. Kuchnia była za mała, a w
dwóch pokojach nie było możliwości.
W pierwszym pokoju spał ojciec i jeden z braci, zamiennie. W drugim nocował ten z braci, który
przyprowadzał na noc dziewczynę. O to pomieszczenie toczono największe boje. Awantury wybuchały
szczególnie ostro w sobotnie wieczory. On nie pasował do żadnego z nich, no bo ten dym z papierosów.
Wieczory w domu były zawsze takie same: papierosy, piwo i mecz albo film do póznych godzin nocnych,
często w towarzystwie kolegów ojca lub braci. Został więc w tej kuchni i co wieczór rozkładał
turystyczne łóżko, blokując wejście.
Jego bracia byli postrachem całej dzielnicy. Już sam ich wygląd wystarczał.
Mięśniaki! - tak ich nazywano. Całe dnie spędzali w siłowni, którą urządzili sobie w starej pralni.
- Byczki! - mówił o nich dumny ojciec.
Gdy przyszła moda na łyse głowy i tatuaże, jego bracia pierwsi w to weszli. Zaraz znalazło się wielu
naśladowców i cała dzielnica zaroiła się od łysych dresiarzy.
Mógł się tylko domyślać, skąd bracia mieli sprzęt, na który ojciec nie dawał im pieniędzy, bo ich nie
miał. Pensja hutnika wystarczała na rachunki, jedzenie i piwo. Oficjalnie bracia zbierali złom i węgiel na
hałdach.
Konrad był Patyczakiem. Taką ksywę wymyślił mu Darek, bo chudy, bledziutki, niejadek. Jego
żołądek nie potrafił sobie poradzić z kapuśniakiem, żurem, golonką, tłustymi żeberkami, które gotował
ojciec. Każda próba zmuszenia go do zjedzenia kończyła się wymiotami, biegunką i temperaturą.
Ciotka Stasia wpadała więc parę razy w tygodniu i przyrządzała dla niego rosołki, racuszki czy
naleśniki. Ojciec zagroził, że chłopcom łapy poprzetrąca, jak dobiorą się do tego jedzenia. Niewiele to
pomagało.
Wzbudzał litość. Taka mała sierotka bez matki wywoływała potrzebę opiekowania się.
Sąsiadki zapraszały go do swoich domów i karmiły. Ciasteczka domowego wypieku, pomidorowa na
śmietanie, pierogi. A że jadł jak wróbel, nikt mu nie żałował.
Najbardziej polubił grubą Ritę. To dla niej wymusił na braciach, by zamontowali zjeżdżalnię ze
schodów. Od tej chwili mogła sama opuszczać mieszkanie na swoim wózku inwalidzkim. Te cztery
schodki były jej zmorą - kto by tam, na Bobrku, pomyślał
o niepełnosprawnych? Teraz Rita mogła czytać swoje książki pod kasztanowcem, jedynym drzewem
rosnącym na ich podwórku. Do końca życia była mu za to wdzięczna.
To Rita wprowadziła go w świat książek. Czytała mu bajki i romanse. A gdy skończył
pięć lat, wysłała do biblioteki publicznej i od tej chwili był jej posłańcem, a przy okazji wybierał coś
dla siebie. Szybko nauczył się czytać. Ricie na tym szczególnie zależało, bo zadawał mnóstwo pytań, na
które ona już nie miała cierpliwości odpowiadać. Wszystko go interesowało. Za radą Rity szukał
odpowiedzi na swoje pytania w książkach.
Bibliotekarka, pani Gosia, też traktowała jego ciekawość z wielką życzliwością. Całą swoją wiedzę
czerpał z książek, bo telewizor u nich był, ale nastawiony wyłącznie na sport i filmy akcji. Piłka nożna,
boks i żużel - to były prawdziwie męskie sporty. Nie podzielał
żadnej z tych pasji.
Już jako dziecko samodzielnie czytające odrzucił bajki i książki fantasy, uwielbiał
prawdziwe historie o odkrywcach, ludzkiej odwadze, o wyznaczaniu sobie celów i osiąganiu ich
wbrew logice, na przekór wszystkim i wszystkiemu. Wierzył w potęgę ludzkiego umysłu.
Uważał, że Zwięty Graal, jak wszystkie czarodziejskie przedmioty, był dla tych, którym nic nie
wychodziło i potrzebowali wsparcia nadnaturalnych mocy.
Nigdy nie miał problemów z nauką. Zajęcia szkolne go wręcz fascynowały.
Szczególnie w młodszych klasach. W miarę spokojny, na tyle by nie rzucać się nauczycielom w oczy,
w miarę aktywny, żeby akceptowali go koledzy. Zresztą nikt nie odważyłby się z niego wyśmiewać, a tym
bardziej atakować go, chociaż był chucherkiem, a tacy zawsze obrywali za winy niepopełnione. On był
bratem Mięśniaków. To wystarczyło. Był nietykalny.
Wtedy uważał to za normalne. Dopiero znacznie pózniej uświadomił sobie, że zaoszczędziło mu to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]