[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zaiste. Plotka, co przed nami bieży czasem jak ujadający pies, głosiła, iż Lell-
dorin z Wildantor bunt kiedyś ohydny wywołał przeciw koronie.
 W tej chwili to nieistotne  oznajmił z naciskiem Wilk.  Sprawa, która nas
tu zgromadziła, jest poważniejsza niż te głupstwa. Musisz o nich zapomnieć.
 Stanie się, jak rzekłeś, szlachetny Belgaracie  zgodził się natychmiast rycerz,
choć nadal spoglądał podejrzliwie na nieprzytomnego Lelldorina.
 Dziadku!  zawołał Garion, wskazując konną postać, która pojawiła się nagle
na obrzeżu płaskiego szczytu. Przybysz nosił czarne szaty i dosiadał czarnego wierz-
chowca. Odrzucił kaptur, ukazując maskę z polerowanej stali, uformowaną w obraz
twarzy równocześnie pięknej i odpychającej. Jakiś głos z głębi umysłu podpowiadał
49
Garionowi, że powinien pamiętać o czymś bardzo ważnym, związanym z tym niezwy-
kłym jezdzcem. . . lecz nie mógł sobie przypomnieć, co to było.
 Porzuć tę misję, Belgaracie  zabrzmiał spod maski głuchy głos.
 Znasz mnie przecież, Chamdarze  odpowiedział spokojnie pan Wilk, najwy-
razniej rozpoznając jezdzca.  Czy te dziecięce zagrywki z algrothami to twój po-
mysł?
 I ty powinieneś mnie znać  odparł wzgardliwie przybysz.  Kiedy wystąpię
przeciw tobie, możesz się spodziewać czegoś bardziej poważnego. Na razie dość jest
sług dookoła, by opóznić twój marsz. Tego tylko nam trzeba. Gdy Zedar odda Cthrag
Yaska memu panu, będziesz mógł wypróbować swą siłę przeciwko mocy i woli Toraka.
 Wypełniasz więc zlecenia Zedara?  zapytał Wilk.
 Nie wypełniam niczyich zleceń  odparł z głęboką wzgardą jezdziec. Wyda-
wał się materialny, równie rzeczywisty jak wszyscy na szczycie wzgórza. Garion wi-
dział jednak krople deszczu trafiające w skałę bezpośrednio pod koniem i człowiekiem.
Czymkolwiek była ta postać, deszcz padał przez nią na wylot.
 Po co więc przybyłeś, Chamdarze?
 Powiedzmy, że z ciekawości, Belgaracie. Chciałem sam zobaczyć, jak zdołałeś
przetłumaczyć Proroctwo na zwykłą mowę.  Jezdziec zmierzył wzrokiem wszyst-
kich po kolei.  Sprytnie  przyznał z niechętnym podziwem.  Gdzie ich znala-
złeś?
 Nie musiałem ich szukać, Chamdarze  stwierdził Wilk.  Cały czas byli
na miejscu. Jeśli jedna część Proroctwa jest prawdziwa, to całe musi się spełnić. Nie
trzeba pomysłowości. Każdy z nich dążył do mnie przez więcej pokoleń, niż możesz
sobie wyobrazić.
Przybysz jakby syknął, gwałtownie wciągając powietrze.
 To jeszcze nie wszyscy, starcze.
 Będą wszyscy  oświadczył spokojnie Wilk.  Dopilnowałem już tego.
 Kto z nich będzie żył dwa razy?
Wilk uśmiechnął się zimno, ale nie odpowiedział.
 Bądz pozdrowiona, moja królowo  zawołał drwiąco jezdziec, zwracając się
do cioci Pol.
 Uprzejmość Grolimów nie robi na mnie wrażenia  odparła lodowatym tonem.
 Nie jestem twoją królową, Chamdarze.
 Ale nią będziesz, Polgaro. Pan mój powiedział, że zostaniesz jego żoną, gdy
obejmie swe królestwo. Będziesz królową całego świata.
 To stawia cię w niekorzystnej sytuacji, prawda? Jeśli zostanę twoją królową, nie
możesz mi się narażać.
 Mogę działać omijając cię. A kiedy będziesz już żoną Toraka, jego wola stanie
się twoją. Jestem pewien, że wtedy nie będziesz chować do mnie urazy.
 Sądzę, że to wystarczy, Chamdarze  wtrącił pan Wilk.  Rozmowa z tobą
zaczyna mnie nudzić. Możesz już zabrać swój cień.
Machnął ręką od niechcenia, jakby odganiał muchę.
 Odejdz  rozkazał.
Znowu Garion poczuł w myślach niezwykły podmuch i usłyszał głuchy huk. Jez-
dziec zniknął.
 Nie zniszczyłeś go chyba?  zapytał wstrząśnięty Silk.
 Nie. To była tylko iluzja. Dziecinna sztuczka, którą lubią się chwalić Grolimo-
wie. Jeśli komuś naprawdę na tym zależy, może przesłać swój cień na sporą odległość.
50
Ja tylko odesłałem ten cień z powrotem  uśmiechnął się złośliwie.  Naturalnie, wy-
brałem nieco okrężną drogę. Powrót może potrwać kilka dni. Nie zrobi mu to krzywdy,
ale będzie się czuł trochę niepewnie. . . i bardziej rzucał w oczy.
 Bardzo niestosowne widmo  zauważył Mandorallen.  Kim był ten ordynar-
ny cień?
 To Chamdar  odparła ciocia Pol, wracając do rannego Lelldorina.  Jeden
z najwyższych kapłanów Grolimów. Ojciec i ja spotkaliśmy go już kiedyś.
 Myślę, że należałoby zjechać z tego pagórka  oznajmił Wilk.  Kiedy Lell-
dorin będzie mógł dosiąść konia?
 Najprędzej za tydzień  odparła ciocia Pol.  Może jeszcze pózniej.
 Wykluczone. Nie możemy tu zostać.
 Nie może jechać  oświadczyła zdecydowanie.
 Moglibyśmy zrobić coś w rodzaju lektyki  zaproponował Durnik.  Jestem
pewien, że potrafię zbudować coś takiego, co umocujemy między parą koni. Wtedy
będzie mógł podróżować bezpiecznie.
 Co ty na to, Pol?
 Przypuszczam, że to możliwe  przyznała z powątpiewaniem.
 Zatem do pracy. Tutaj jesteśmy zbyt odsłonięci. Zresztą musimy jechać dalej.
Durnik skinął głową i sięgnął do juków po linę, potrzebną do budowy lektyki.
Rozdział 7
Sir Mandorallen, baron Vo Mandor, był mężczyzną wzrostu nieco powyżej średnie-
go. Włosy miał czarne i kędzierzawe, oczy barwy czystego błękitu, a do tego dzwięcz-
ny głos, którym stanowczo wyrażał swe poglądy. Niezachwiana pewność siebie i ego-
tyzm tak czysty, że miał w sobie jakąś niewinność, potwierdzały niemal najgorsze opi-
nie, jakie głosił o Mimbratach Lelldorin. W dodatku wyszukana uprzejmość, którą oka-
zywał cioci Pol, zdaniem chłopca przekraczała granice grzeczności. Co gorsza, ciocia
Pol wyraznie chciała przyjmować pochlebstwa rycerza za dobrą monetę.
Gdy jechali w nieustającym deszczu po Wielkim Trakcie Zachodnim, Garion za-
uważył nie bez satysfakcji, że towarzysze podzielają jego opinię. Wyraz twarzy Baraka
przemawiał głośniej niż słowa; brwi Silka unosiły się ironicznie po każdym oświad-
czeniu rycerza; Durnik marszczył czoło.
Garion jednak nie miał wiele czasu, by analizować swe uczucia wobec Mimbrata.
Jechał obok lektyki, w której Lelldorin rzucał się z bólu, gdy jad algrotha palił jego ra-
ny. Jak mógł, próbował pocieszać przyjaciela i często wymieniał z ciocią Pol spojrzenia
pełne troski. Podczas najgorszego paroksyzmu bezradnie trzymał rannego za rękę; nie
potrafił wymyślić innego sposobu ulżenia jego cierpieniom.
 Znoś mężnie swe przypadłości, dzielny młodzieńcze  poradził uprzejmie
Mandorallen rannemu Asturowi, gdy po szczególnie ostrym wstrząsie Lelldorin dy-
szał ciężko i jęczał.  Przypadłość twoja iluzją jest tylko. Umysł potrafi ją oddalić,
jeśli tylko zechcesz.
 Takiego właśnie pocieszenia mogłem oczekiwać od Mimbrata  odpalił przez
zaciśnięte zęby Lelldorin.  Wolałbym raczej, byś nie jechał tak blisko mnie. Twoje
poglądy cuchną równie mocno, jak twoja zbroja.
Mandorallen zaczerwienił się lekko.
 Trucizna, która gorzeje w ciele naszego rannego przyjaciela, wyraznie odbiera
mu grzeczność, a także rozsądek  zauważył chłodno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl