[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Niestety, w jego własnej bibliotece nie było żadnej o Pinangu. Zastanawiał się, jak też
wyspa może wyglądać.
Podczas podróży starał się usilnie, żeby nie myśleć o Maisie, i kiedy pewnego razu
nocą wyszedł na pokład i przyglądał się gwiazdom, przyszło mu do głowy, że miłość, jakiej
szuka i do której tęskni, jest nieosiągalna.
Czy wszystkie kobiety zdradzają? Czy wszystkie kłamią? Może to on nie miał
szczęścia, a już szczególnie nie powiodło mu się w przypadku Maisie. Ponieważ była taka
młodziutka, i ponieważ sądził, że jest niewinna, obudziła w jego sercu subtelne uczucia, jakie
drzemały w nim jeszcze od chłopięcych lat. Była ucieleśnieniem młodzieńczego ideału
kobiety - tak mu się przynajmniej wydawało - i dlatego tak bardzo go rozczarowała.
- Wymagałem zbyt wiele! - mówił do siebie z goryczą.
A jednocześnie zastanawiał się, czy inni mężczyzni też przeżywali podobne
rozczarowania.
Pomyślał o malarzach takich jak Botticelli, którzy tak wspaniale odtwarzali piękno
miłości. Wspomniał o kompozytorach takich jak Chopin, których muzyka zdawała się tryskać
miłością. Wielu poetów tak opisywało miłość, że dla czytających ich wiersze stawała się ona
czymś wspaniałym i upragnionym.
Czyżby to wszystko było tylko złudzeniem?
Czyżby miłość była jak miraż na pustyni?
Lord Selwyn był bardzo rad, kiedy dopłynęli do Kalkuty, ponieważ przerwa w
podróży pozwalała mu uciec od własnych myśli i uczuć.
Jeszcze z pokładu wysłał telegram do wicekróla, który w tym roku objął swój urząd.
Hrabia Mayo był w Anglii osobą nieznaną, lecz powierzenie mu tego stanowiska przez
premiera Disraellego było genialnym posunięciem. Lord Selwyn w pełni aprobował ten
wybór. Spotkał hrabiego Mayo przed kilkoma laty, kiedy kupował konie do ojcowskiej
stadniny. Hrabia słynął jako miłośnik sportu, a szczególnie jako mistrz w organizowaniu
polowań. Obydwaj panowie przypadli sobie do gustu i hrabia Mayo zaprosił lorda Selwyna,
żeby zatrzymał się u niego na okres jesiennych polowań. Nie minęło wiele czasu i stali się
serdecznymi przyjaciółmi.
Teraz lord Selwyn jechał w przysłanym przez wicekróla powozie do jego siedziby w
Kalkucie.
Bardzo się cieszył na spotkanie z przyjacielem w jakże odmienionych
okolicznościach. Był przekonany, że hrabia Mayo odniesie sukces na owym
odpowiedzialnym i wybitnym stanowisku.
Kiedy lord Selwyn przybył do pałacu rządowego, wicekról już na niego czekał z
otwartymi ramionami. Był to mężczyzna wysoki, szeroki w ramionach i o wspaniałej
posturze. W jego twarzy odbijała się siła woli i poczucie humoru.
Nic się nie zmienił od czasu ich ostatniego spotkania. Lord Selwyn przekonał się, że
jak dawniej cechował go entuzjazm, radość życia, wesołość i że nie wyzbył się
magnetycznego wręcz oddziaływania na ludzi.
- Co za niespodzianka, Paul! - wykrzyknął wicekról. - Nie sądziłem, że wybierzesz się
do Indii.
- Ja także tego nie planowałem, ale powiadomiono mnie, że mój stryjeczny dziadek
pozostawił mi w spadku dom i plantację na Pinangu - odpowiedział lord Selwyn.
- Na Pinangu! - powtórzył hrabia. - Nic mi bliżej nie wiadomo o tym miejscu, cieszę
się jednak, że będziesz przebywał w pobliżu mnie na Wschodzie.
Usiedli i zaczęli rozmawiać o Irlandii i o koniach.
Temat Pinangu jeszcze raz wrócił tego wieczoru, kiedy jeden z członków rady przy
wicekrólu, James Stephen, powiedział:
- To wspaniale, że wybiera się pan na wyspę, milordzie. Jest to czarujące miejsce.
%7łałuję, że nie mogę panu towarzyszyć.
- To pan tam był? - zainteresował się lord Selwyn. - Może mi pan więc opowie coś
bliższego o tym zakątku, bo ja wiem tylko tyle, że jest to niewielka wysepka.
Pan James Stephen uśmiechnął się.
- To prawda, co pan mówi. Pierwsi Brytyjczycy osiedlili się tam w 1786 roku.
Lord Selwyn uniósł w górę brwi. Zdziwiło go, że Pinang nie był wymieniany w
angielskich podręcznikach historycznych.
- Na Pinangu zobaczy pan - kontynuował James Stephen - brytyjski raj w miniaturze.
Jest tam także fort Cornwallisa, nazwany na cześć znakomitego generała. A w
Georgetown zobaczy pan mieszaninę ludności angielskiej, malajskiej i chińskiej. - Lord
Selwyn słuchał bardzo uważnie, a pan Stephen mówił dalej: - Jest oczywiście klub krykieta,
tor wyścigów konnych, imponujący kościół, a więc wszystko, czego Anglik poza granicami
kraju może potrzebować. - Obydwaj roześmiali się i pan Stephen ciągnął dalej: - Ponieważ
nie zna pan tam nikogo, zatelegrafuję do mojego przyjaciela Chińczyka, który jest bardzo
wybitną osobistością na wyspie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl