[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym domu, a także usłyszałam go dziś po raz pierwszy...
Ach, droga pani Stange, mam niekiedy wrażenie, że ze mną dzieją
się jakieś czary.
Nigdy jeszcze nie miałam takiej wspaniałej sukni. I tak mi tutaj
dobrze... Niekiedy mi się zdaje, że to tylko cudny sen, z którego się
zbudzę...
E, nie zbudzi się panienka! Co prawda to musiała panienka
ogromnie przypaść do gustu naszej pani. Zamówiła dla panienki trzy
nowe suknie i dwa kapelusze. Przecież i panna Elza dostawała nieraz
piękne prezenty, ale to nie to samo... Nasza pani musi panienkę wyjąt-
kowo lubić, skoro mówi jej po imieniu. Ja jestem bardzo dumna, że pani
mówi do mnie ty ...
75
TL R
Ach westchnęła Bryta pani jest taka anielsko dobra. Z początku
wydawała mi się dziwna i kapryśna, nie przypuszczałam wcale, że potrafi
być inna...
Tak, tak panienko! Nawet i ja sądziłam, że panienka u nas nie
zagrzeje miejsca. Ale to się wszystko zmieniło. A teraz niech panienka
powiesi sukienkę, żeby się nie pogniotła. Toż to jutro młodzi panowie
będą się oglądać za panienką!
E, młodzi panowie nie zwrócą nawet uwagi na ubogą pannę do
towarzystwa! Ale to i lepiej. Przynajmniej uniknę w ten sposób przykrości
i upokorzenia...
Pani Stange potrząsnęła głową.
Chwała Bogu, nie wszyscy są tacy zli. Jest jednak pomiędzy nimi
jeden, którego radzę panience unikać. Kręci się wciąż koło domu, łazi nie
wiedzieć po co, a nawet przekrada się do parku przez boczną furtkę.
Jestem pewna, że nie robi tego dla pięknych oczu pani Steinbrecht, a o
mnie na pewno także mu nie chodzi, bo jak mnie wczoraj z daleka zo-
baczył, to zaraz czmychnął...
Och! krzyknęła namiętnie Bryta gdyby pani wiedziała, ile nie-
przyjemności mam z tego powodu...
Pani Stange spojrzała na nią z powagą i pokiwała głową.
Więc panienka zauważyła? Oczywiście, że przed panienką ten
nicpoń nie ucieknie. Dziecinko, strzeż się tego człowieka. Nie wierzę
plotkom, ale nie ma dymu bez ognia. Słyszałam niejedno od służby...
Szkoda panienki na to. Spostrzegłam, że panienka ostatnio wcale nie
spaceruje w parku i muszę przyznać, że mnie to ucieszyło.
Bryta westchnęła.
Tak, musiałam się wyrzec rannych spacerów, chociaż najchętniej
spędzałabym w parku każdą nudną chwilę.
Pani Stange zaczęła szukać czegoś w koszyczku z kluczykami.
Można temu zaradzić rzekła z uśmiechem dam panience klu-
czyk do bocznej furtki. Właściwie powinna ona być zawsze zamknięta,
otworzyłam ją jedynie, żeby oszczędzić drogi naszemu staremu listono-
szowi. Trudno, będzie musiał teraz chodzić przez park miejski... Pa-
nienka zamknie na klucz furtkę, a nikt niepowołany nie będzie się mógł
76
TL R
wałęsać po naszym ogrodzie. Może panienka spokojnie wychodzić na
przechadzkę...
Dziękuję pani serdecznie! Nie mogłam sobie już dać rady z tym
natrętem. Nie chciałam się skarżyć pani Steinbrecht, przez wzgląd na
jego rodzinę. Państwo Frensen okazali mi tyle serca, że pragnęłabym
oszczędzić im przykrości. Mężczyzna tego pokroju nigdy wprawdzie nie
potrafiłby pozyskać mego uczucia, gdyż napełnia mnie głęboką odrazą
mimo swej pięknej powierzchowności, w każdym jednak razie wolę go nie
spotykać na mojej drodze. Jakże wdzięczna jestem za ten klucz...
Dobrze, dobrze dziecinko! Wieczorem odłoży go pani do mego ko-
szyczka, gdyż w nocy wszystkie klucze powinny się znajdować u mnie.
Bryta rzeczywiście odczuwała głęboką wdzięczność dla poczciwej pani
Stange. Po południu wybiegła do parku i zamknęła furtkę na klucz.
Odtąd mogła znowu wszystkie wolne chwile spędzać na świeżym powie-
trzu.
Bryta zajęta układaniem słodyczy na paterach myślała właśnie o tym,
że nareszcie porucznik Frensen przestanie przychodzić do parku. Czło-
wiek ten był obecnie jedynym ciemnym punktem w jej życiu. Gdyby nie
on, dni upływałyby jej błogo, bez jednej chmurki. Czuła się doskonale w
domu pani Klaudyny i marzyła tylko o tym, żeby ją zadowolić pod każdym
względem.
Spodziewała się, że uda jej się teraz nareszcie pozbyć raz na zawsze
porucznika. Od pewnego czasu odwiedzał on często panią Steinbrecht,
korzystając z każdej sposobności, żeby się zalecać do dziewczyny. Bryta
starała się go unikać, przy czym zauważyła, że Herbert zjawiał się zawsze
wtedy, gdy Teo pragnie z nią pozostać sam na sam. Bryta była przeko-
nana, że Herbert zachowuje się w ten sposób, żeby uchronić kuzyna od
jakiegoś niebacznego kroku. Zapewne lękał się, żeby Teo nie poślubił
ubogiej panny do towarzystwa.
W każdym razie była rada, że doktor Frensen przybywa jej na odsiecz,
gdyż lękała się krótkich chwil samotności z Teodorem. Jednocześnie
myślała z pewną goryczą, że Herbert niepotrzebnie obawia się o kuzyna,
którego ona uważała za natręta.
77
TL R
Na ostatnim przyjęciu u pani Steinbrecht, Bryta zauważyła, że Herbert
zachowuje się inaczej niż zazwyczaj. Zdawało się, że go przestało ob-
chodzić postępowanie kuzyna. Teodor zbliżył się do Bryty, zalecając się
do niej w niedwuznaczny sposób, a Herbert przyglądał się z daleka
obojgu, lecz tym razem nie przeszkodził im.
Bryta nie wiedziała o tym, że Herbert dotąd czuwał nad nią jak wierny
rycerz, osłaniając ją przed umizgami kuzyna. Nie wiedziała również, że od
niedawna postanowił nie mieszać się do tej sprawy, będąc przekonanym,
że Bryta nie życzy sobie jego pomocy.
Stało się to z następujących powodów.
Pewnego popołudnia Herbert Frensen przechodził ulicą Klaudiusza,
zmierzając do laboratorium. Mieszkał on w mieście u jakiejś wdowy po
urzędniku, u której również się stołował. Mógł wprawdzie pójść do fa-
bryki inną, krótszą drogą, w ostatnich czasach jednak szedł zawsze ulicą
Klaudiusza, nie zdając sobie sprawy, czemu tak czyni.
Przechodząc koło sztachet, zauważył Brytę Lossen, która spacerowała
po kasztanowej alei. Towarzyszył jej Teo Frensen.
Herbert poczuł bolesny skurcz serca. Spoglądał z niedowierzaniem na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]