[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samostracenia razem z własnymi siostrami.
Dziewczyna się odwraca, ale nie czuję się, jakby patrzyła na mnie; w sumie nie
patrzy na cokolwiek. Może odwróciła głowę w ten sposób, bo pomyślała, że przy
ewentualnym wypadku jakoś uratuje jej to życie, ma większe szanse trafienia w
poduszkę powietrzną. Właśnie.
- On ma poduszki powietrzne? - pytam go, ale on nie odpowiada.
- Z przodu - odpowiada to takim tonem, jakbym nie miał prawa mieć o to
pretensji, bo ta opcja jest w rozszerzonym pakiecie usługi trzeba za nią dopłacić.
- Słuchajcie, no, jakoś wydajecie mi się znajomi - mówi płaskim głosem, nie
przeciąga słów, są krótkie i urwane jak nasze linie życia. Czy to w ogóle ważne?
- Dobra, nieważne - uśmiecha się facet. - Albo się nam przypomni, albo i nie.
Samochód wbija się w czerń jak penicylina w mięsień. Nie ma co czekać na
śmierć. Otwieram piwo i piję je duszkiem, staram się skoncentrować na zawartych w
nich związkach ułatwiających zaśnięcie, i mam nadzieję że będzie to szybkie - że
momentalnie zabije mnie kawał lecącego w moim kierunku, eksplodującego silnika.
- Będziemy na miejscu za dwie godziny, może już będzie otwarte pole
namiotowe - krzyczy koleś.
Pole namiotowe może nie, ale kostnice są bez wątpienia całodobowe.
Wbijam głowę w zagłówek i chyba zasypiam. Chyba. Co innego pozostaje ci,
gdy już zajrzałeś śmierci pod powieki?
Zciana namiotu nie izoluje dzwięków festiwalu - spłaszcza je, zlewa je w jedną,
prasującą słuch masę, tak jakby na stole mikserskim ktoś zrównał wszystkie suwaki do
jednego poziomu. To brzmi jak jakiś utwór z obszaru muzyki konkretnej - idealne tło
do reportażu, przestrzeń w całości wypełniona materią - na pierwszym planie bekania,
rzygi, rzucanie kurew, szczęk puszek, potem jakieś śpiewy, okrzyki, wreszcie łomot
kolejnych nienastrojonych gitar, skandowanie stu tysięcy paszcz, domagających się
bisów przez nieumyte zęby.
To nie tak, że nie lubię rocka. Boże, ja nim jestem, gitara bas i perkusja to
przekaznik najczystszych emocji, to życie i literatura w tabletkach, tylko nie w takim
wydaniu. Nie umysłowo spacyfikowane, zle zagrane, rozstrojone; mam w sobie pewien
złoty wzorzec z Sevres, on tkwi uśpiony w kartonie z porysowanymi kompaktami,
przysłanym ze Stanów pocztą lotniczą. Dotknij mnie, jestem chory. Ta małpa idzie do
nieba.
Nie, niestety, ta małpa dzisiaj kona wbita w karimatę i słucha odgłosów
muzycznej paraolimpiady dla piętnastolatków.
Kaśka siada na mnie okrakiem, wybija mnie z wsłuchiwania się - jest
kompletnie nawalona, jak nigdy, przeoczyłem to, ile tak naprawdę wlała w siebie piw,
ale bez przerwy miała przy sobie puchę i szluga, jedna puszka na dwa papierosy,
potem następna. A w sumie upijaliśmy się od rana, bo gdy wyszliśmy z samochodu
tego szaleńca, to z miejsca wystartowaliśmy w maratonie poszukiwań całodobowego,
pod którym przeczekaliśmy gdzieś do siódmej rano, w milczeniu machając butelkami
na przywitanie pierwszym rozbitkom, którzy przybyli na tę wyspę pryszczy, sprzężeń i
niechcianych ciąż.
Namiot rozstawialiśmy w malignie; łączenie ze sobą plastikowych rurek o
identycznych długościach okazało się skomplikowane o tyle, że co chwila wszystko
wypadało nam z rąk. Zwit przyniósł nieubłagane słońce, które gdzieś o dziewiątej
wyłączyło nam błędnik, w momencie, gdy postawiony był już szkielet, ale nie było
mowy o jakimkolwiek zainstalowaniu pokrycia. Olaliśmy to, znalezliśmy pierwszy
lepszy kawałek cienia i okryliśmy się we trójkę namiotową ceratą, z miejsca zapadając
w najebaną nieświadomość.
I ona wtuliła się we mnie; od pewnego momentu tej podróży, może od tego w
domu polskiej porno-gwiazdy a może od huśtawki koło domu Wiktora - całą tę
podróż znaczą paranoje, kebaby, kradzieże i huśtawki - w każdym razie, od którejś z
tych chwil kontakt dotykowy stał się całkiem naturalny. Karambol myśli trochę się
przerzedził - odpadły paranoje, czy ona rzeczywiście celowo muska mnie dłonią, czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl