[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jaki piękny dzień! - powiedziała powoli. - Jak zresztą zwykle na Orleanie. Idealne miejsce na
wakacje. Słońce, piasek, i& przyjaciel. Idealne miejsce na leczenie kilku malowniczych ran.
- I nabycie kilku nowych - dodał Jed.
Amy natychmiast przypomniała sobie o jego ramieniu i skoczyła zalękniona, by zerknąć na ranę.
- Och, Jed, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało! Jak się dzisiaj czujesz? Jak ramię? Są ślady
infekcji?
Uśmiech złagodził twardość jego rysów.
- Lubię, kiedy w twoich oczach pojawia się ten wyraz. Taki zatroskany, wystraszony. Sprawia, że
czuję się ważny! - Leniwym krokiem podszedł do dziewczyny, położył wielkie dłonie na jej
ramionach i pocałował ją. - Korci mnie, żeby grać rannego bohatera tylko dla tego widoku!
- To się nazywa manipulacja - zdołała się zdobyć na oskarżycielski ton.
- A może i gorzej - zgodził się. - Tyle że ja nie mam absolutnie prawa być traktowany jak ranny
bohater.
- Nie jesteś rannym bohaterem?
- Nie. Jestem rannym idiotą. Tylko idiota daje się tak zaskoczyć, jak ja ostatniej nocy. - Zamilkł na
chwilę z wyrazem zadumy na twarzy. - To już drugi raz w ciągu miesiąca. Wiesz co, Amy? Chyba
zaczynam być zbyt wolny.
Amy jak jastrząb rzuciła się na tę okazję.
- Więc może już czas zastanowić się nad jakąś inną pracą, co?
Spojrzał na nią wymownie.
- Słuchaj, przygotuję śniadanie, a ty idz się ubrać.
Chyba że nie chcesz śniadania, tylko coś w zamian. - W jego głosie zabrzmiała rozmyślna
prowokacja.
Amy udała, że nie słyszy, i ruszyła na schody. Kiedy postawiła nogę na pierwszym stopniu,
zadzwonił telefon. Zatrzymała się, ale Jed już zdążył podnieść słuchawkę. Najwyrazniej spodziewał
się szybkiej odpowiedzi od tego swojego Faxona.
- A, dzień dobry, Kelso. Tak. - Słuchał dłuższą chwilę, po czym odrzekł: - Rozumiem. No cóż,
przemyślę to. - Posłuchał jeszcze chwilę, pożegnał się i odłożył słuchawkę.
- No i? - spytała Amy.
- To był Kelso.
- Machnęła niecierpliwie ręką. W jej oczach pojawił się wyraz zaniepokojenia.
- Co się dzieje, Jed?
- Nic wielkiego. Kelso mówi, że Vaden nic nie powiedział i nie wygląda na to, żeby miał zamiar
gadać. Najwyrazniej bywał już w takich sytuacjach i wie, że najlepiej zrobi, trzymając gębę na
kłódkę. Kelso chce wiedzieć, czy będę składał zażalenie, ale doradza, żebym tego nie robił.
- Niby dlaczego? - spytała z oburzeniem dziewczyna.
- Vaden powiedział dzisiaj tylko tyle, że to on został zaatakowany - oznajmił Jed i ruszył do kuchni. -
Twierdzi, że wyjął nóż, żeby się bronić.
- Przecież to idiotyczne! - zawołała i podążyła za nim. Jed wzruszył ramionami.
- A kto wie na pewno, co się stało? Vaden i ja byliśmy sami. Obaj odnieśliśmy obrażenia. W dodatku
obaj nie jesteśmy mieszkańcami wyspy. Kogo więc właściwie to obchodzi?
- Mnie. Poza tym Vaden może sobie być kim chce, ale ty jesteś gościem na tej wyspie. Gościem
mojego ojca, na miłość boską!
- Jed pochylił głowę w żartobliwym ukłonie podziękowania.
- Dziękuję, ale obawiam się, że na tym etapie protekcja twojej rodziny się już kończy. Kelso będzie
honorował moje przywileje tylko do określonego punktu. Spójrzmy prawdzie w oczy, Amy.
Najłatwiejszą sprawą dla Kelso będzie napisanie krótkiego raportu, że dwóch podpitych turystów się
pobiło, ale nikt nie został zabity. Niczego też nie zniszczono ani nie skradziono.
- Cholera, nie pozwolę, żeby Vaden tak się z tego wymigał! Przecież usiłował cię zadzgać!
- Nie podniecaj się tak, Amy. Takie rzeczy się zdarzają.
- Jak możesz podchodzić do tego tak lekko?! - Dziewczyna traciła panowanie nad sobą.
- Daję ci słowo, kochanie, że wczoraj nie potraktowałem tego lekko.
To ją powstrzymało na chwilę.
- Jak ciężko ranny jest Vaden?
- Wyjdzie z tego. Już mu wraca powoli głos, choć nadal ma pewnego rodzaju kłopoty z mówieniem.
Ale na przykład już nie krwawi.
- Nie krwawi? - powtórzyła słabym głosem Amy.
- No, z nosa. Jak go wczoraj zostawiałem, to krwawił& trochę. - Urwał, zastanowił się i nagle znów
podniósł wzrok na dziewczynę. - To co, masz zamiar wreszcie się ubrać?
- Amy jeszcze przez moment gapiła się na Jeda, po czym odwróciła się i poszła na schody.
- Bydlak! I tak sobie na to zasłużył! - mruknęła wściekła.
- Co mówisz?
- Nic. Zaraz wracam. To co, Jed, złożysz zażalenie?
- Nie. Nie warto. Ale chciałbym przekonać Kelso, żeby przetrzymał Vadena kilka dni z daleka od
nas. No, idz już, Amy. Jak wrócisz, to ci opowiem, co Kelso mi powiedział o swoim spotkaniu z
Guthriem.
- Amy podreptała na górę, weszła pod prysznic, potem wciągnęła szkarłatne szorty i bluzkę w kwiaty.
W rekordowym czasie była z powrotem na dole.
- No dobra! - obwieściła. - Opowiadaj o Guthriem. - Wzięła grzankę i usiadła za stołem.
- No więc Guthrie był absolutnie zaszokowany, kiedy się dowiedział, że wplątany jest w coś takiego.
- Jed usiadł naprzeciwko dziewczyny i popatrzył na nią z wyraznym rozbawieniem. - Powiedział, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]