[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powinien być. W zmiętej pościeli emanującej seksem. Strach. Nagle poczuł mróz w kościach.
Co przyniesie ranek?
89
Głowa Cici ufnie spoczywała na jego ramieniu. Co przeraziło go jeszcze bardziej. Co będzie dalej? -
pomyślał.
Czyżby okłamywał samego siebie, kiedy tak stanowczo zmuszał ją do wyjazdu? Skrzywił się, gdy
sobie przypomniał jej łagodne pieszczoty. Była słodka jak dawniej. Czego chciała teraz? Czego
potrzebowała? Czemu nigdy o tym nie pomyślał?
Czy ją po prostu wykorzystał?
Zasługiwała na coś lepszego.
Do diabła! Każda kobieta zasługiwała na coś lepszego.
Ostrożnie, by jej nie obudzić, uniósł się na łokciu. Ułożył jej głowę na poduszce i przesunął się na
brzeg łóżka. Wtedy się odwróciła i popatrzyła na niego. Westchnęła cichutko i pogłaskała go po
ramieniu.
- Logan - szepnęła sennie.
- Jestem - mruknął. Z trudem przegnał czułość, która wlała mu się do serca.
Długie rzęsy zatrzepotały. Ciemne oczy, lśniące nadzieją i uczuciem, spojrzały mu prosto w twarz.
- Myślałam, że już dawno cię nie ma. Psiakrew!
Nie wiedział co powiedzieć. Przecież miała rację. Ale nie chciał, nie mógł jej zranić.
- Jestem tu, gdzie chcę być - powiedział.
- Naprawdę?
Naprawdę! W jej ramionach czuł się jak w niebie. Fakt niezaprzeczalny. I dlatego musiał uciekać.
Odrzucił kołdrę
90
Ann Major
i... zamarł bez ruchu, wpatrzony w jej zachwycające ciało. I jej uśmiech. Miała nieprawdopodobny
uśmiech. Wtedy spostrzegł bliznę na jej brzuchu i spochmurniał. Odruchowo dotknął jej ostrożnie.
- Co ci się stało? - spytał cicho.
Gwałtownie otwarła oczy. Patrzył w nie, zaskoczony. Robiły się bowiem coraz większe. Zobaczył w
nich prawdziwy ból. A po chwili zaszkliły się łzami. Natychmiast odwróciła głowę.
- Co się stało? - spytał z niepokojem. - Musisz mi powiedzieć. - Położył jej ręce na ramionach. Czuł, że
cała dygocze.
Jej twarz była biała jak kreda. Wargi jej drżały.
- To nic ważnego - powiedziała. - Przynajmniej nie teraz, kiedy na pewno masz miliony ważnych
spraw na głowie.
W jego głowie włączyły się wszystkie dzwonki alarmowe. Objął ją. Poczuł głęboki niepokój. Czy
możliwe, że ten jej przerazliwy smutek miał związek z nim?
- Powiedz mi - nalegał. Wszystkie sprawy, które miał w Nowym Orleanie, stały się nagle kompletnie
nieważne.
- Próbowałam ci już powiedzieć... kiedyś... W tym momencie zadzwonił telefon.
- Mów - ponaglił.
Lecz telefon najwyrazniej zbił ją z tropu.
- Może jednak powinieneś odebrać? - powiedziała.
- Może zaczekać.
Co przyniesie ranek?
91
- Nie. Odbierz. To naprawdę nic ważnego. Wiesz, jak łatwo kobiety ulegają nastrojom. Masz inne,
ważne sprawy.
Odwróciła się. A Logan sięgnął po telefon. Natychmiast usłyszał wściekły głos Mitchella Butlera.
- Co, do cholery, zrobiłeś mojej córce?
- Co jej się stało?
- Wpada we wściekłość, kiedy tylko ją o coś spytam albo wypowiem twoje imię.
- Dobrze - bąknął Logan wyczekująco.
- Nie! Nie jest dobrze. I dopóki się nie dowiem, co się stało, fuzji nie będzie.
- Mogę wytłumaczyć. Czy naprawdę mógł?
- To zbieraj swój skruszony tyłek, przyjedz do miasta i zrób to.
Mitchell rozłączył się.
- Co się stało? - spytała Cici. - Czy to była Alicia?
- Jej ojciec. Odwołał fuzję. Muszę zadzwonić do Hayesa. Pokiwała głową z nieprzeniknioną miną. A
on gorączkowo stukał w klawiaturę telefonu.
Hayes odebrał niemal natychmiast.
- Właśnie dzwonił Butler - rzucił Logan. - Domaga się spotkania.
- Wiem. Po południu. Punktualnie o pierwszej. Mówi, że rezygnuje z fuzji. Zupełnie nie rozumiem, o
co tu chodzi.
- Przyjadę za jakąś godzinę. Wtedy wszystko ci wyjaśnię.
92
Ann Major
- To musi mieć jakiś związek z przyjęciem. Czy panna Bellefleur znowu zaatakowała?
- Poczekaj, wszystkiego się dowiesz. - Logan się rozłączył. - Przepraszam za to wszystko - powiedział
do Cici. yle potraktowałem Alicię, pomyślał. - Muszę pojechać do Nowego Orleanu i pogasić
wszystkie pożary, które wznieciłem.
- Oczywiście - bąknęła. Głos uwiązł jej w krtani. I zbladła jeszcze bardziej. - Zrobię ci kawę i grzankę,
żebyś się nie musiał zatrzymywać w domu na śniadanie.
- Musisz mi powiedzieć, co ci się stało - powiedział, rozglądając się w poszukiwaniu spodni.
- Nie teraz, kiedy przeze mnie twój świat się wali, a ty się tak bardzo spieszysz - szepnęła przerazliwie
smutno.
- Ale ja się muszę dowiedzieć, co ci się stało.
- To nie ma znaczenia. Jak już powiedziałam, masz dzisiaj naprawdę poważne sprawy do załatwienia.
-Cici...
Odwróciła się od niego i otwarła puszkę z kawą. Skoro nie chce powiedzieć, to nie, pomyślał. Muszę
to uszanować.
Ubrał się pospiesznie. Przelotnie przyjrzał się sobie w lustrze. Spodnie i koszula były wymięte, jakby
w nich spał.
- To była wspaniała noc - powiedział.
- To prawda. - Włożyła dwa kawałki chleba do tostera.
- Cudowna.
- Cieszę się, że tak to czujesz... Jeśli tak to czujesz.
Co przyniesie ranek?
93
- Co to, u diabła, ma znaczyć?
- To znaczy, że bez względu na to, co się wydarzyło w nocy, ranek... te telefony... to jest twoja
rzeczywistość.
- Psiakrew!
- Przekonaj mnie, że nie mam racji.
Nie miał śmiałości spojrzeć jej w oczy, nie miał odwagi skłamać, stał więc ze wzrokiem wbitym w
okno i nerwowo zaciskał szczęki.
- Widzisz - odezwał się po chwili - muszę pojechać do Nowego Orleanu najszybciej, jak się da.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]