[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie musisz wierzyć w to, co pisze prasa.
- Wiem, ale mimo wszystko... No cóż, mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
- Dzięki - odrzekła Alicia. - Co u ciebie słychać?
R
L
T
- Jak zwykle mam kupę roboty. Redakcja coraz bardziej przypomina dom waria-
tów. Autorzy nie dotrzymują terminów. Wiesz sama, jak to jest.
- Bardzo mi cię brakuje. I tęsknię za tą pracą. Marzę o tym, żeby z kimś porozma-
wiać.
- My też za tobą tęsknimy... Posłuchaj, Alicia, chętnie bym z tobą pogadała, ale
Sam daje mi sygnał, że potrzebuje telefonu, więc... Naprawdę muszę kończyć.
- Ależ Kim, proszę cię...
- Na razie, Alicia. Przepraszam cię. Zadzwonię, kiedy będę miała więcej czasu.
Obiecuję.
Kim przerwała rozmowę, a Alicia zdała sobie sprawę, że całe jej dotychczasowe
życie legło w gruzach. Zamknęła oczy i przez dłuższą chwilę wsłuchiwała się w wypeł-
niającą dom ciszę. Kiedy po dziesięciu minutach je otworzyła, miała wrażenie, że jej
psychika przeszła nagłą przemianę.
Jej sytuacja wygląda fatalnie, ale nie musi tak być zawsze. Spodziewa się dziecka,
a to znaczy, że ma przed sobą jakąś przyszłość. Nie umiała jej sobie jeszcze wyobrazić,
ale czuła, że zamiast brnąć we wspomnienia z przeszłości, powinna zrobić plany na naj-
bliższe miesiące, a może nawet lata. Nie było to łatwe, gdyż czuła się uwięziona w tym
domu, a serce ciążyło jej jak kamień. Ale była pewna, że potrafi zapanować nad swoim
życiem.
Od czego zacząć? Co robią przez cały dzień ludzie, którzy nie pracują zawodowo?
Mają swoje życie prywatne. Spotykają się ze znajomymi. Robią zakupy. Chodzą na
lekcje aerobiku. Mogą tak postępować, bo mają przyjaciół, a ich konta bankowe nie są
zamrożone. I nie są obarczeni odpowiedzialnością za postępowanie swoich postawionych
w stan oskarżenia ojców.
Podeszła do kuchennego okna i spojrzała na zachwaszczone rabatki z kwiatami
oraz na zaniedbane rośliny ozdobne. Jako dziecko często pomagała matce przy pracy w
ogrodzie. Może powinna wykorzystać nabyte wtedy umiejętności, zamiast siedzieć w
domu i gapić się w telewizor.
Bez zastanowienia pobiegła do pokoju, by się przebrać. Potem wyszła przez ku-
chenne drzwi do ogrodu, a Gus, który był zdecydowanym domatorem, ku jej zdziwieniu
R
L
T
wymknął się za nią. Znalazła w garażu narzędzia ogrodowe i przystąpiła do pracy. Już po
chwili poczuła się o wiele lepiej. Zwieże powietrze wyraznie ją ożywiło, a stojące przed
nią zadania pozwoliły jej skupić uwagę na pracy i zapomnieć o ponurej rzeczywistości.
Kiedy nadeszła pora lunchu, zrobiła sobie kanapkę i wypiła kubek kawy. Potem
wróciła do pracy.
Przez cały czas myślała z radością o tym, że nie jest już uwięziona we wnętrzu
domu. Po kilku godzinach walki z chwastami ręce i plecy bolały ją tak bardzo, że per-
spektywa siedzenia w wygodnym fotelu przed telewizorem wydała jej się niemal zachę-
cająca.
Miała właśnie przerwać pracę i wrócić do pokoju, kiedy usłyszała za sobą głośny
trzask gałęzi. Odwróciła gwałtownie głowę i ujrzała jakiegoś podejrzanie wyglądającego
mężczyznę, który przedarł się przez gęstwy żywopłot oddzielający tylny ogród od zdo-
biącego front domu pasma trawy i zmierzał w jej kierunku.
- No proszę! - zawołał z triumfem. - A jednak cię odnalazłem!
- Nie ma pan prawa tu wchodzić, więc proszę stąd wyjść - wymamrotała drżącym z
przerażenia głosem.
- Bo co mi pani zrobi, pani Claiborne? Zawoła swojego mężusia? Przecież go tu
nie ma!
Nie wiedziała, na ile facet może być niebezpieczny, więc na wszelki wypadek
mocniej ścisnęła trzymaną w ręce łopatę i zaczęła chyłkiem wycofywać się w stronę ku-
chennych drzwi.
- Kim pan jest? - spytała, by odwrócić jego uwagę.
- Jednym z inwestorów, którzy stracili wszystko przez pani tatusia. Nie mam teraz
środków na utrzymanie rodziny. Nie mogę wysłać wnuków do college'u. Wiem, że nic to
panią nie obchodzi...
- To nieprawda!
- On pewnie wydał te pieniądze na panią! Miałem nadzieję, że dostanie pani za
swoje, kiedy wyrzucili panią na ulicę! Ale pani spadła na cztery łapy i mieszka w pięknej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]