[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dzięki temu ostrzeżeniu udało im się nie roztrzaskać o ścianę jakiegoś klifu; było to
jednak niewielką pociechą wobec innych straszliwych ewentualności.
Hume w porę zauważył niebezpieczeństwo. Zwiatełko mrugało coraz szybciej, a
automatyczny pilot, współdziałający z radarem, zmniejszył prędkość koptera. Hume nie zdjął
rąk z pulpitu, lecz system przekaznikowy samorzutnie uruchomił urządzenia ratunkowe w
czasie, w którym człowiek nie zdążyłby nawet pomyśleć o tym.
Pułap lotu został obniżony, system radarowy wybrał najlepsze posunięcie.
Automatycznie teraz sterowany kopter leciał prosto do optymalnego miejsca lądowania. Kilka
minut pózniej podwozie dotknęło powierzchni, chwilę potem umilkły silniki.
- To tyle - powiedział Hume.
- Co teraz zrobimy? - dopytywał się Vye.
- Będziemy czekać&
- Czekać! Na co?
Hume zerknął na swój zegarek wskazujący czas planetarny.
- Została jeszcze jakaś godzina do świtu, jeśli świt zapada tutaj o tej samej porze, co
na równinach. Nie ma po co błądzić w ciemnościach.
Brzmiało to sensownie. Tylko że siedzenie tutaj, w milczeniu, w ciasnocie, w
niewiedzy, co ich czeka na zewnątrz, było próbą, którą Vye nie bardzo chciał znosić. Hume
pewnie zdawał sobie sprawę z tego, co chłopak czuje, być może zresztą tylko postępował
zgodnie z rutynową procedurą, bo odwrócił się, rozsunął jeden z bocznych paneli i wyciągnął
sprzęt ratunkowy przeznaczony dla lądujących awaryjnie pilotów.
9
Zapakowali racje żywnościowe do niewielkich plecaków. Pocięli koc z
wodoodpornego, lekkiego jak puch jedwabiu, tkanego z pajęczyn pająków ozakiańskich, by
Vye miał się czym okryć. Szycie pozwoliło im zabić czas do chwili, kiedy szarzejące niebo
ukazało im pełną panoramę kotliny, w której wylądował kopter. Tworzył ją szeroki nawis z
granatowego kamienia, wrzynający się w ciemną plamę roślinności porastającej góry.
Po prawej stronie było urwisko, a kilka stóp z tyłu za kopterem zaczynało się zbocze.
Przed nimi biegła ukośnie w górę zwężająca się ścieżka.
- A może znowu wzbijemy się w powietrze? - Vye bardzo pragnął usłyszeć, że jest to
w ogóle możliwe.
- Spójrz w górę!
Vye oparł się o ścianę klifu i spojrzał na niebo. Na dużej wysokości wciąż unosiły się
szwadrony kul, niezmordowanie zataczających szerokie kręgi.
Hume podszedł ostrożnie do skraju nawisu i obejrzał przez lornetkę podstawę urwiska.
- Na razie nic się nie dzieje.
Vye wiedział, co to oznacza. Fruwające nad nimi kule jeszcze nie wezwały
niebieskich bestii, czy jakichś innych, współdziałających z nimi stworzeń.
Założyli plecaki i ruszyli brzegiem nawisu. Hume miał przy sobie promiennik, ale Vye
był zupełnie bezbronny. Mógł zdobyć dla siebie broń jedynie podczas tej wędrówki.
Kamienie, którymi udawało się niszczyć świetlne punkciki oblegające wyspę na rzece, mogły
się okazać równie skuteczne w obronie przed bestiami. Dlatego stale się rozglądał dookoła w
poszukiwaniu odpowiednio dużych i ciężkich pocisków.
Minęli zakręt, tracąc swój pojazd z oczu. Zcieżka stała się znacznie węższa, przez co
podczas marszu ocierali się ramionami o ścianę zbocza. Kule nie przestawały krążyć.
- Nadal idziemy tak, jak one chcą - stwierdził Vye.
Hume opuścił się na czworaki, by móc zejść ze stromego zbocza. Po jego pokonaniu
przystanęli na odpoczynek, Vye znowu spojrzał w górę. Niebo było puste.
- Może już doszliśmy albo zaraz dojdziemy - powiedział Hume.
- Do czego?
Hume wzruszył ramionami.
- Wiesz tyle samo co ja. I pewnie obydwaj się mylimy.
Stroma ścieżka, obiegająca skalną ścianę, nie łączyła się z samym wierzchołkiem
zbocza, ale przynajmniej była równa i nieco szersza, dzięki czemu nie musieli już tak bardzo
uważać na swoje kroki. Po chwili znalezli się w rozpadlinie utworzonej przez dwie wysokie
skały i zaczęli schodzić w dół.
Ta ścieżka jest nienaturalnie równa, pomyślał Vye, zupełnie jakby wykuto ją dla
wędrowców. W tym momencie szlak wyprowadził ich na skraj zadrzewionej doliny, pośrodku
której znajdowało się jezioro. Zeszli ze skalnej powierzchni na torfowe podłoże, uginające się
sprężyście pod ich stopami.
Nagle Vye uderzył sandałem o okrągły kamień. Wystawał z niebiesko zielonego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl