[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W przeszłości zdarzało mi się znosić przeciążenia startowe w statkach
budowanych wyłącznie z myślą o szybkości. Kapsuła nie miała z nimi nic wspólnego.
Pamiętałem, że urządzenie to miało służyć wyłącznie do opuszczenia rakiety w razie
awarii. Zaprojektowano je tak, by wytrzymało pierwsze gwałtowne szarpnięcie. Czy
było w stanie wytrzymać dłużej taki napór  tego nie wiedziałem. Leżałem w hamaku
i starałem się jakoś to znosić. Udało mi się nawet nie zemdleć. Miałem wrażenie, że
ściany protestują przeciwko potwornej, napierającej na nie sile. Na misie, którą wciąż
trzymałem w rękach, pojawił się świecący punkt. To mały kamień odpowiadał na fale
energii wysyłane przez większy, ukryty przez Eeta.
Znosiłem to i jak przez mgłę obserwowałem włochate ciało Eeta, jego wyprężone
ramiona i palce zaciśnięte na sterach. Potem usłyszałem głośny, chrapliwy oddech i ten
dzwięk nie pochodził tylko ode mnie. Oczekiwałem, że lada chwila pęknie więz łącząca
nas ze statkiem, co oznaczałoby, że  Wendwind wszedł w nadprzestrzeń i opuścił
znany nam wymiar.
Albo wysiłek spowodował u mnie zaburzenia widzenia, albo  co znacznie
bardziej prawdopodobne  Eet nie był w stanie normalnie funkcjonować przy tej
prędkości. Zobaczyłem jego rękę, boleśnie powoli pełznącą w stronę jakiejś dzwigni.
Chwilę potem straszliwy napór osłabł. Kurczowo czepiając się siatki, wypełzłem
z hamaka, odepchnąłem Eeta i zająłem jego miejsce. Miałem teraz przed sobą szereg
migających ostrzegawczych lampek. Wiedziałem, co oznaczają i jak należy postępować,
kiedy się zapalą. Nauczył mnie tego Ryzk podczas długich i żmudnych lekcji.
135
Znalezliśmy się w pobliżu  Wendwinda  w odległości, która pozwalała
na połączenie ze statkiem. Większość czynności miały wykonać odpowiednio
zaprogramowane automaty. Jednak niektóre światełka alarmowe wymagały
natychmiastowej reakcji z mojej strony. Nawet jeśli Ryzk zignorował nasz pierwszy
sygnał, nie mógł teraz uniknąć połączenia, chyba że natychmiast uciekłby
w nadprzestrzeń.
Sekundy, które spędziłem przy pulpicie, gotów w każdej chwili wprowadzić
odpowiednie poprawki do kursu, zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Obserwowałem
wskazniki, od których zależało nasze życie, a także los statku. W końcu dotarliśmy do
celu. Ekran rozbłysł i zobaczyliśmy przeznaczoną dla kapsuły szczelinę w burcie rakiety.
Potem nastąpiło uderzenie. Obraz na ekranie znikł, kiedy pojazd wpasował się między
brzegi śluzy. Odczułem wielką ulgę. Za to Eet, wydobywszy się z drugiego hamaka,
oświadczył:
 Wyczuwam kłopoty.
Nie dodał nic więcej. Trudno mi powiedzieć, co się wówczas stało, gdyż w języku
mojej rasy brakuje na to właściwego określenia. Nie zdążyliśmy przyjąć pozycji leżącej,
gdy nagle, bez żadnego ostrzeżenia, statek wszedł w nadprzestrzeń.
Poczułem w ustach smak krwi, która leniwie spłynęła mi po brodzie. Kiedy
otworzyłem oczy, stwierdziłem, że wokół jest całkiem ciemno. Przestraszyłem się, że
oślepłem. Bolało mnie całe ciało i przy każdym ruchu odczuwałem niewyobrażalne
męki. Jakimś sposobem udało mi się podnieść dłoń do oczu i przetrzeć je, nie zważając
na to, że rozmazuję po twarzy krew. Wciąż nic nie widziałem!
 Eet!  Chyba wykrzyczałem to słowo. Dzwięk powrócił echem i przysporzył
dodatkowych cierpień mojej obolałej głowie.
Nie było żadnej odpowiedzi. Wokół wciąż panowała całkowita ciemność.
Macając na oślep rękami, uderzyłem w jakąś twardą powierzchnię i od razu wróciła mi
pamięć. Byłem w kapsule; przed chwilą dotarliśmy na  Wendwinda , który zaraz potem
wszedł w nadprzestrzeń.
Nie wiedziałem, jak poważne są moje obrażenia. Kapsuła służyła między innymi
do udzielania pomocy rannym rozbitkom, ofiarom kosmicznych katastrof. Wystarczyło
tylko dotrzeć do hamaka, żeby zajęły się mną odpowiednie urządzenia.
Po omacku szukałem ochronnej siatki. Przy okazji stwierdziłem, że jedno
ramię mam sprawne, ale drugim nie mogę w ogóle poruszyć. Niestety, z każdej strony
tylko ściany. Spróbowałem czołgać się wzdłuż nich, wodząc palcami po burcie kapsuły
i szukając jakiejś przerwy czy wgłębienia. Kabina była tak mała, że prędzej czy pózniej
musiałem trafić na jeden z hamaków. Poruszałem ręką w gęstych ciemnościach, ale
niczego nie znalazłem.
Ale przecież byłem w kapsule, i do tej pory powinienem już znalezć to, czego
szukałem! Myśl o hamaku, który ukoiłby mój ból i podał leki regeneracyjne, sprawiła,
136
że podwoiłem wysiłki. Ale po długich poszukiwaniach, bardzo utrudnionych wskutek
doznanych obrażeń, stwierdziłem, że urządzenie zniknęło. W dodatku pomieszczenie,
w którym się znajdowałem, nie było wcale wnętrzem kapsuły. Moja ręka opadła
na podłogę i dotknęła małego, nieruchomego ciała Eeta! Nie tego jednak, którego
widywałem ostatnio; to był taki Eet-mutant, jakim się narodził.
Wodząc palcami po jego pokrytych futrem bokach, wyczułem słabe drżenie,
jak gdyby serce wciąż biło. Sprawdziłem za pomocą dotyku, czy na ciele mutanta nie
ma żadnych ran. Ciemność panująca wokół  wciąż nie dopuszczałem do siebie myśli,
że jestem ślepy  jakby zgęstniała. Oddychałem ciężko, jak gdyby w pomieszczeniu
brakowało nie tylko światła, ale również powietrza. W pewnym momencie przeraziłem
się, że tak jest istotnie i że zamknięto nas tutaj po to, byśmy się podusili.
Eet nie odpowiadał na telepatyczne wezwania, które mu posyłałem, starając
się, żeby były klarowne i wolne od zakłóceń. Obmacałem podłogę wokół niego i po
chwili pozbyłem się resztek nadziei, że wciąż jesteśmy w kapsule. Znajdowaliśmy się
w małym, zamkniętym pomieszczeniu; drzwi nie ustąpiły, kiedy pchnąłem je z całą siłą,
na jaką było mnie stać w tej chwili. Z pewnością byliśmy na pokładzie  Wendwinda ,
przypuszczalnie w jednej z pustych dolnych kabin, przerobionych na magazyny. To
mogło oznaczać tylko jedno  Ryzk przejął dowodzenie. Nie miałem pojęcia, co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl