[ Pobierz całość w formacie PDF ]
treścią pergaminu i wyrwanej ze starożytnej księgi kartki. Powiódł palcem po ciemnej, krętej
linii, zatrzymując się przy zaznaczonych na czarno punktach.
- Co to takiego? - zapytał Dan.
- W tych miejscach, jak sądzę, znajdują się starożytne świątynie. Załóżmy, że dużą
literą X zaznaczono ukryty skarb...
- Między dwiema świątyniami - weszła mu w słowo Natalie. - Pytanie tylko: którymi?
Alistair bezradnie wzruszył ramionami.
- Jest ich dużo, i to daleko od siebie. Odnalezienie dwóch właściwych może nam zająć
wiele dni.
- W takim razie ruszamy! - rzucił niecierpliwie Dan.
- Ktoś musi tu zostać z Saladinem i panem Chungiem - wtrąciła Nellie, posyłając
niepewne spojrzenie w stronę monumentalnego wzgórza. - OK, namówiliście mnie. Ja mogę
zostać.
- Hideyoshi podbił większość terenów obecnej Korei Południowej - oznajmił Alistair,
gdy ruszyli przed siebie ubitą ścieżką - łącznie z Seulem, który wówczas nazywał się
Hanseong. Jednak żołnierze stawili opór, budując te mury obronne z myślą o odparciu
inwazji.
- Dlaczego Hideyoshi miałby tu ukryć swoje skarby? - zapytała Amy.
Alistair wzruszył ramionami.
- Być może chciał je w ten sposób ochronić. Zakładał, że to terytorium już zawsze
będzie należało do niego.
- Nadmierna pewność siebie to prawdziwe przekleństwo - zauważył łan.
- Wiesz o tym z doświadczenia - odparował Dan.
Im wyżej pięła się ścieżka, tym mniej spotykali na niej turystów. Za każdym razem,
gdy mijali jakąś świątynię, Alistair zerkał na pergamin i kręcił głową. Jego plecy pokrywał
pot, a gdy wreszcie przysiadł na skalnym stopniu, z trudem łapał oddech.
- Pora na drugie śniadanie - oznajmił, podając Amy pergamin. - Czy mogłabyś to
łaskawie schować do plecaka, moja droga?
- Przerwa? Przecież dopiero co zaczęliśmy! - obruszył się łan, truchtając w górę
ścieżki. Zbyt luzne spodnie Harolda, które miał na sobie, wydymały się na wietrze niczym
czasza spadochronu.
Natalie entuzjastycznie przysiadła się do Alistaira.
- Zabraliście może kanapki z prosciutto, mozzarellą i suszonymi pomidorami na
pełnoziarnistej focacci z sosem pesto?
- A co powiesz na masło orzechowe z bananem na białym chlebie? - zapytał uprzejmie
Dan.
- Obawiam się, że przegapiliśmy właściwe miejsce. - Alistair skoncentrował całą
swoją uwagę na otoczeniu. - Na przestrzeni wieków mury mogły zostać przebudowane.
Możliwe, że teraz wyglądają zupełnie inaczej.
Kiedy Amy zamykała plecak, poczuła, jak coś uderza ją w kark. Była to bryłka mchu,
która odbiła się od jej głowy i wylądowała u stóp dziewczyny.
- Hej! - krzyknęła, widząc, jak Ian otrzepuje dłonie.
Zmiał się bezczelnie. Nie mówiąc już o tym, że gapił się na nią. Jego kpiący wzrok
działał na Amy paraliżująco. Wyglądało na to, że lada moment wygłosi jakiś złośliwy
komentarz. I to przy wszystkich. Dziewczyna z trudem opanowała łzy, walcząc z pokusą
ucieczki lub zapadnięcia się pod ziemię.
- Odrzuć mu to - syknął Dan. - Ale z całych sił!
Ian zakrył usta dłonią.
- Amy, czy przyjmiesz moje wyzwanie? Kto pierwszy wdrapie się na najbliższą skałę?
Dam ci fory. Chyba że się boisz?
- Amy nikogo się nie boi! - odkrzyknął Dan, po czym dodał: - No... może czasami.
Dziewczyna podniosła się z ziemi. Upokorzenie doznane ze strony lana to jedno, ale
docinki jej smarkatego braciszka - to zupełnie co innego. Spojrzała na wznoszącą się przed
nimi skałę. To było czyste szaleństwo, łan zarzucał przynętę, zamierzając po raz kolejny ją
upokorzyć. Chyba że...
W tym momencie Amy dostrzegła drugą ścieżkę, prowadzącą przez zarośla, która
szybciej doprowadziłaby ją do celu. Bez zastanowienia puściła się biegiem przed siebie.
Dan krzyczał coś jeszcze, ale ignorowała jego złośliwości. Kostka bolała ją jak diabli,
nie zamierzała jednak pozwolić łanowi wygrać. Chłopak też już biegł, wspiął się na mur, a
pózniej przez niego przeskoczył. Wymijał zygzakiem drzewa, zanosząc się śmiechem, i coraz
bardziej skracał dystans. Amy ściągnęła plecak i rzuciła go za siebie, trafiając rywala prosto
w ramię.
- Au! - krzyknął. - To koszula od Armaniego, szyta na miarę! - Plecak
przekoziołkował po ziemi. Mapa Alistaira - sczepione ze sobą pergamin i karta ze starej
księgi - potoczyła się wprost pod nogi lana.
- Znalezione nie kradzione! - oznajmił, podnosząc ją, po czym zaczął się wspinać na
skałę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]