[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stentką, mówiło jego spojrzenie.
Zac zacisnął palce na kieliszku i duszkiem opróżnił jego zawartość.
- W kwietniu rozpoczynam studia - oznajmiła Emily.
- Na jakim kierunku?
- Mała przedsiębiorczość. Zamierzam być doradcą życiowym.
Victor uniósł krzaczaste brwi.
- Kim?
- Doradcą życiowym. Będę pomagała klientom ustalać osobiste cele, a potem je re-
alizować - wyjaśniła.
- To coś w rodzaju doradcy zawodowego, mój drogi - wtrąciła Isabelle. - Ale w
szerszym...
- Rozumieniu - dopowiedziała Emily z uśmiechem. - Holistycznym.
- No tak. A jest na to zapotrzebowanie? - spytał Victor.
Zac zmarszczył brwi. W takich sytuacjach jego ojciec zawsze demonstrował scep-
tycyzm i rezerwę, a tym razem wydawał się niemal... zainteresowany.
- Ogromne - przytaknęła Emily. - Moja praca może być także zorientowana na biz-
nes: duże korporacje i agencje rządowe zatrudniają doradców życiowych na wieloletnie
umowy, co oznacza stałą bazę klientów. - Popatrzyła na Zaca. - Praca w Valhalli zapew-
niła mi doskonałe doświadczenie na tym polu.
- Nie wątpię - mruknął zaskakująco uprzejmie Victor.
Gdy słońce w końcu zaszło i wszyscy zebrali się pod ślubnym namiotem, żeby ba-
wić się na weselu, Zac przystanął z boku i obserwował przygotowania. Zauważył, że je-
go ojciec powoli przemieszcza się między gośćmi, a po chwili wchodzi po schodach i
znika w budynku. Zac przełknął resztkę szampana, który powoli sączył, i odsunął się od
balustrady. Nadeszła chwila na rozmowę.
Kiedy jednak zbliżał się do drzwi, ze środka dobiegł go głos.
- Och, przepraszam! - To była Emily.
Rozpoznałby ją zawsze i wszędzie.
R
L
T
- Nie, to moja wina - odparł Victor. - Szukałem pani.
Zac się zawahał i z ciekawością nadstawił uszu.
- W celu? - Usłyszał, że Emily się uśmiecha.
- Szczerze powiedziawszy, pani przyszła praca wydaje się ciekawa i obiecująca.
- Naprawdę?
- Tak. Jak rozumiem, chce pani zrezygnować z pracy zawodowej na czas nauki.
- Tak - potwierdziła Emily ostrożnie.
- To śmiałe posunięcie, zważywszy obecny klimat gospodarczy.
- Wiem. Poza tym opłaty uniwersyteckie nie są niskie.
- Jaki ma pani kapitał początkowy?
- Zebrałam odpowiednią kwotę - zapewniła go.
- A zatem ma pani za mało. Z pewnością wie pani, że większość drobnych przed-
siębiorstw plajtuje w przeciągu pięciu lat działalności.
- Tak.
- Pozwól, że będę zwracał się do ciebie po imieniu, Emily. Nie wiem, co Zac po-
wiedział ci na mój temat...
- Zac nie ma zwyczaju rozmawiać o rodzinie - oznajmiła nieco sztywno.
- Doprawdy. - Zac wyobraził sobie uniesione brwi Victora i bijący od niego scep-
tycyzm.
- Pracuję dla niego. Nie plotkujemy.
- Niemniej utrzymujecie bliskie stosunki.
Zapadła kilkusekundowa cisza.
- Nie sądzę, żeby to był odpowiedni temat do rozmowy - powiedziała w końcu
Emily, a Zac uśmiechnął się z aprobatą.
- Może i nie - mruknął Victor. - Wobec tego przejdę do rzeczy. Pragnąłbym coś ci
ofiarować.
Ponownie zapadła cisza, a potem rozległ się szelest papieru i przyciszone wes-
tchnienie.
- To mnóstwo pieniędzy - wyszeptała oszołomiona Emily.
Najwyrazniej nie była pewna, jak się zachować.
R
L
T
Zac przestał się uśmiechać i wpadł do środka. Victor i Emily, stojący w przestron-
nym holu, jednocześnie odwrócili się ku niemu. Momentalnie zauważył czek w jej dło-
niach i rumieńce na policzkach.
- Co ty sobie wyobrażasz? - warknął, wyrywając czek z dłoni Emily.
- Zac - powiedziała Emily spokojnie. - Twój ojciec tylko...
- Nie mogłeś sobie darować, co? - wycedził Zac, patrząc wrogo na Victora.
- Gdybyś zechciał powstrzymać się na sekundę, mógłbym ci wszystko wyjaśnić.
- Hol to nie jest dobre miejsce na pranie brudów - usłyszał Zac za sobą.
Odwrócił się do Cala, który wraz z Avą i grupą gości stał w drzwiach wejściowych
do domu. Zac skinął głową i z furią przeszedł do sali bankietowej, a Victor, Cal, Ava i
Emily podążyli za nim, zamykając za sobą drzwi.
- Mam dość sekretów. - Zac wycelował w Victora oskarżycielski palec. - On pro-
ponował Emily pieniądze. Mnóstwo pieniędzy.
Emily wstrzymała oddech.
- Co ty sugerujesz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]