[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A oto i młoda para!
- Witamy z powrotem!
Gina uśmiechała się do członków personelu, którzy zaczęli witać ją i
Ruarka, gdy tylko przekroczyli próg izby przyjęć. Wszystko, od
rozdzwonionych telefonów po znajomy zapach płynu dezynfekującego
sprawiało, że czuła się, jakby w końcu wróciła do domu. Reszta jej życia
zmieniała się dramatycznie, ale Belmont pozostało jej opoką.
- Miło wiedzieć, że tęskniliście.
- Oczywiście, że tak - powiedziała Lucy. - Bez ciebie to nie to samo.
- Jak udał się miesiąc miodowy? - zapytał ktoś.
Gina spojrzała na Ruarka, który wydawał się być równie zainteresowany
jej odpowiedzią, jak wszyscy inni, i uśmiechnęła się do niego.
- Wspaniale. - I tak było. Ruark sprawił, że tych kilka dni było cudowne.
Szczęście Giny zakłócała tylko świadomość, że ich życie nadal nie należy
do nich. Wywiad przybliżył widmo oficjalnego ślubu. Ruark starał się jej
wmówić, że to nie będzie konieczne, aby oszczędzić jej zmartwień, ale instynkt
mówił jej coś innego.
Na szczęście nic jeszcze nie zdecydowano. A martwienie się na zapas to
strata energii.
- Ale okazało się - kontynuowała - że nie jestem stworzona do
próżnowania.
- Więc znalazłaś się we właściwym miejscu - zadeklarowała Lucy. - Lada
chwila spodziewamy się ofiar wypadku na autostradzie.
91
S
R
- Chyba już są - zauważyła Gina, słysząc podjeżdżającą pod drzwi
karetkę.
To cudowne uczucie być gdzieś, gdzie jest się potrzebnym.
Jednak jej dobre samopoczucie rozwiało się kilka dni pózniej, gdy Ruark
wezwał ją do gabinetu.
- Tobie pierwszej chciałem przekazać dobre wieści. Administracja
przychyliła się do mojej prośby o dodatkowe etaty dla izby przyjęć.
Popatrzyła na niego zmieszana.
- Ale przecież nie potrzebujemy więcej lekarzy.
- Pracujesz zazwyczaj ponad siedemdziesiąt pięć godzin tygodniowo.
Nawet dyrektor stwierdził, że to się musi zmienić.
- A mogę w ogóle pracować?
Sprawiał wrażenie zaskoczonego tym pytaniem.
- Ależ oczywiście. Po prostu w harmonogramie dostaniesz bardziej
akceptowalną liczbę godzin. Możesz wybierać pomiędzy trzema
dwunastogodzinnymi lub czterema dziesięciogodzinnymi dyżurami.
Powinna być zadowolona, nawet szczęśliwa, lecz wcale tak nie było.
Chętnie zostawała po godzinach, bo to dawało jej poczucie celu. Teraz, bez
ostrzeżenia, Ruark jej to odebrał. Była zła i sfrustrowana.
- Kiedy zmiany wejdą w życie?
- Od poniedziałku. Dopóki nie zatrudnimy dodatkowych dwóch osób,
będziemy pracować systemem zastępstw. Którą opcję wybierasz?
Nawet nie dał jej czasu na oswojenie się z tą myślą. Po prostu strzelał
palcami i wszyscy mają robić to, co każe książę.
- A mam w ogóle jakiś wybór? - Tym razem spojrzała mu w oczy, pewna,
że zdołała ukryć wzburzenie. - Czy też już zdecydowałeś za mnie?
Jego twarz była nieodgadniona.
92
S
R
- Mógłbym to zrobić, ale wolałbym nie.
Gina potarła skronie, czując, że traci kontrolę nad jedyną częścią życia,
którą jeszcze mogła kontrolować.
- To dla dobra oddziału, Gino. Zapowiadałem, że wprowadzę zmiany. To,
że tyle czasu spędzasz na dyżurach, nie jest dobre ani dla szpitala, ani dla
pacjentów.
Nie miała pojęcia, co wybrać. Przy trzech dniach pracy w tygodniu
zanudzi się, siedząc w domu. Z drugiej strony, mogłaby wtedy podjąć pracę
gdzie indziej. W państwowej przychodni na rogu zawsze są wakaty.
- Przypominam ci, że twój kontrakt nie zezwala na dorabianie - dodał
Ruark, jakby czytał w jej myślach.
- Ale mogę leczyć charytatywnie.
- Oczywiście, i jeśli będziesz chciała, nie będę cię powstrzymywał.
- Naprawdę?
- Ale jeśli wolisz pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę, niż
spędzać czas ze mną w domu, oznacza to, że robię coś nie tak.
Oczywiście, sięga po argument z mężem, pomyślała, czując się jak
ostatnia niewdzięcznica.
Była świadoma tego, że reaguje przesadnie, ale dotychczas praca była dla
niej wszystkim. Nie miała jej czym zastąpić. Nie miała już nic swojego.
- Wezmę cztery dziesięciogodzinne dyżury - powiedziała sztywno.
- Gino, to nie jest...
- Czy to wszystko? Czekają na mnie pacjenci.
Zrozumiał, że wycofała się za linię definiującą ich stosunki na poziomie
przełożony-podwładny.
Zawahał się na chwilę, zanim skinął głową.
93
S
R
Obserwował, jak Gina wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Nie tego
spodziewał się po ich rozmowie. Był przekonany, że będzie zachwycona
perspektywą większej ilości wolnego czasu, a zareagowała tak, jakby z zimną
krwią odebrał jej najcenniejsze, co posiada.
Nagle ją zrozumiał. Ale choć żałował, że nie przygotował jej wcześniej
na taką ewentualność, musiał podejmować decyzje zgodne z interesem
oddziału. Gina zrozumie, że nie był to atak personalny. I z czasem się
przekona, że więcej na tym zyskała, niż straciła.
- Musisz natychmiast iść zbadać tę kobietę. - Lucy wręczyła Ginie kartę.
- Co się dzieje?
- Przewlekłe krwawienie z pochwy. Widziałam zwłoki, które miały w
sobie więcej krwi.
- Wzywałaś Stellę? - Stella Fairchild była rezydentką na oddziale
ginekologiczno-położniczym.
- Jeszcze nie.
- Zrób to. A ja idę do pacjentki.
- Aha, to samotna matka. Troje dzieci siedzi w poczekalni.
Gina weszła do sali i zobaczyła Doreen Roy, leżącą na łóżku i bladą jak
prześcieradło.
- Witam, jestem doktor Sutton. Na czym polega pani problem?
- Moje okresy są coraz dłuższe - odparła Doreen.
- W ostatnich miesiącach miałam je prawie bez przerwy. Chciałam iść do
lekarza, ale po prostu brakowało mi czasu.
Raczej pieniędzy, pomyślała Gina. Widziała mnóstwo takich
przypadków.
Doreen zaczerpnęła powietrza.
94
S
R
- Zauważyłam też, że często kołacze mi serce i mam trudności z
oddychaniem, ale myślałam, że to przejdzie. Dziś rano zemdlałam, robiąc
śniadanie dla dzieci. Tim, mój syn, nalegał, żebym się do was zgłosiła.
- Rozumiem. Ile lat ma Tim? - zapytała Gina.
- Trzynaście. Molly ma siedem, a Cara pięć.
- Jakieś inne objawy, o których pani nie wspomniała?
- Chyba nie. Zawsze mi zimno i mam kłopoty z koncentracją. Czy to
ważne?
- Możliwe. Zaczekamy na ginekologa, a tymczasem zlecę serię badań.
Potem zastanowimy się, co dalej.
- Jak długo to potrwa?
- Co najmniej godzinę, może dwie.
- Nie lubię zostawiać dzieci samych. Na pewno się martwią.
- Po badaniu będą mogły tu wejść. Czy jest ktoś, kto mógłby się nimi
zająć, gdybyśmy musieli przyjąć panią na oddział?
- Sąsiadka, jeśli ją poproszę. - Doreen zamknęła oczy.
Gina znalazła Lucy w korytarzu.
- Potrzebna mi będzie pełna morfologia, badanie krzepliwości,
oznaczenie grupy krwi i przeciwciał. I zawiadom radiologię, że będziemy robić
USG.
- Jasne.
- Idę sprawdzić, co z dziećmi pani Roy.
Troje ciemnowłosych dzieci chowało się w rogu poczekalni. Najmłodsze
siedziało na kolanach brata, z kciukiem w ustach, i przysłuchiwało się czytanej
przez niego bajce.
- Tim Roy? - zapytała Gina.
- Tak, proszę pani.
95
S
R
- Jestem lekarzem twojej mamy.
- Jak ona się czuje? Wyzdrowieje? - Strach przemknął po jego twarzy,
dodając mu lat.
- Zleciłam kilka badań i gdy tylko otrzymamy wyniki, dowiemy się, co
jej dolega. - Zlustrowała dzieci wzrokiem. Wszystkie były ubrane skromnie,
lecz schludnie. - Teraz jest u niej inny lekarz, ale kiedy skończy, możecie do
niej pójść. Chcielibyście?
Dziewczynki skinęły głową. Młodsza znów zaczęła ssać kciuk.
- Ale to chwilę potrwa. Może w międzyczasie coś zjecie lub wezmiecie
sobie coś do picia? - Była prawie jedenasta i dzieci na pewno były głodne.
- Nic nam nie trzeba.
- Gdybyście zmienili zdanie, tam w rogu jest automat.
Stella zbadała pacjentkę, a wyniki badań zawęziły opcje leczenia.
- Z tak niską hemoglobiną muszę ją zabrać na chirurgię. Wykrwawia się
na naszych oczach.
- Tak myślałam. Zamówiłam krzyżówkę dla czterech jednostek. Kiedy
chcesz operować?
- Po trzeciej, na razie nie ma wolnej sali. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl