[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jednym z niższych przywódców. Wiscard opuścił Siwennę w ostatniej chwili i cała planeta i
prowincja stały otworem przed admirałem, wyrażając każdym gestem wierność wobec imperatora.
Dlaczego to zrobiliśmy, trudno mi powiedzieć. Może czuliśmy przywiązanie do symbolu władzy,
jeśli nie do osoby imperatora, okrutnego i złego dziecka. Może lękaliśmy się okropieństw
oblężenia...
- No i? - Mallow łagodnie go ponaglił.
- No i - odrzekł ponuro starzec - to nie było po myśli admriała. Chciał sławy dowódcy
ujarzmiającego zbuntowaną prowincję, a jego ludzie pragnęli łupów, które dostałyby się im przy
tym. Tak więc, podczas gdy mieszkańcy Siwenny byli wciąż zgromadzeni w większych miastach i
wychwalali imperatora i jego admirała, on zajął wszystkie fortyfikacje, a potem wydał rozkaz
do ataku na ludność cywilną.
- Pod jakim pretekstem?
- Pod pretekstem, że zbuntowaliśmy się przeciw swemu wicekrólowi, naznaczonemu przez
imperatora. A potem, po miesięcznej masakrze niewinnych ludzi, rabunkach i zupełnym terrorze,
admirał sam został wicekrólem. Miałem sześciu synów. Pięciu zginęło w różnych okolicznościach.
Miałem córkę. Mam nadzieję, że w końcu też zginęła. Ja uniknąłem śmierci, bo byłem stary.
Wróciłem tu, bo byłem za stary na to, żeby wzbudzić obawę w sercu naszego wicekróla. - Pochylił
siwą głowę. - Nie zostawili mi nic dlatego, że pomogłem usunąć zbuntowanego zarządcę prowincji
i pozbawiłem w ten sposób admirała należnej mu sławy. Mallow siedział milcząc i czekał. Potem
spytał łagodnym głosem:
- A co się stało z szóstym synem?
- Hę? - Barr ocknął się z zadumy i uśmiechnął się krzywo. - On jest bezpieczny, bo zaciągnął
się pod przybranym nazwiskiem, jako prosty żołnierz, do wojska .admirała. Jest kanonierem w
osobistej flocie wicekróla. Widzę po twoich oczach, co myślisz. O, nie, on nie jest wyrodnym
synem. Podtrzymuje mnie przy życiu. A któregoś dnia nasz wielki i zwycięski wicekról poczołga
się na spotkanie swej śmierci, a mój syn będzie tym, który wykona wyrok.
- I mówisz to obcemu? Narażasz syna, na niebezpieczeństwo.
- Nic podobnego. Udzielając informacji nowemu wrogowi wicekróla, pomagam mu w ten
sposób. Ale gdybym był takim przyjacielem wicekróla, jakim jestem wrogiem, to poradziłbym mu,
żeby jego statki spenetrowały zewnętrzne rejony przestrzeni, na skraju Galaktyki.
- Nie ma tam żadnych statków?
- A spotkałeś jakieś? Zatrzymywały cię statki straży granicznej? Przy niewielkiej ilości
statków, w sytuacji gdy pograniczne prowincje grożą cały czas rebelią, nie można przeznaczyć ani
jednego statku na pilnowanie granic od strony odległych barbarzyńskich systemów. Zresztą nie
groziło nam nigdy żadne niebezpieczeństwo od strony zakrzywionego końca Galaktyki - nie
groziło, dopóki ty się nie zjawiłeś.
- Ja? Ja nie jestem niebezpieczny.
- Za tobą przyjdą inni. Mallow wolno potrząsnął głową.
- Nie jestem pewien, czy cię dobrze rozumiem.
ż- Słuchaj! - głos starca drżał z przejęcia. - Jak tylko wszedłeś, od razu wiedziałem, z kim mam
do czynienia. Masz, a przynajmniej miałeś, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem, ekran ochronny
wokół ciała.
Mallow przez chwilę milczał, jakby się wahał, a potem przyznał:
- Tak. Miałem.
- Dobrze. To był błąd, ale nie wiedziałeś o tym. Ja wiem co nieco. W tych czasach upadku
naukowcy nie są w modzie. Jedno wydarzenie goni drugie i zaraz potem odchodzi w niepamięć, i
kto nie potrafi stawić im czoła z miotaczem w dłoni, tego fala unosi ze sobą - tak, jak mnie. Ale
ja byłem kiedyś naukowcem i wiem, że w całej historii atomistyki nie było wypadku, żeby
gdziekolwiek wynaleziono kieszonkowy ekran ochronny. Mamy pola ochronne, ale są to olbrzymie,
niezgrabne siłownie, które mogą chronić miasto czy nawet statek, ale nigdy pojedynczego
człowieka.
- No i co z tego? - Mallow wydął dolną wargę. - Jaki z tego wyciągasz wniosek?
- Docierały do nas z przestrzeni różne wieści. Wędrowały różnymi drogami i z każdym
parsekiem stawały się coraz bardziej zniekształcone, ale... kiedy byłem młody, wylądował pewnego
razu mały statek z dziwnymi ludzmi, którzy nie znali naszych obyczajów i nie potrafili powiedzieć,
skąd pochodzą. Opowiadali dziwne historie o magach mieszkających gdzieś na skraju Galaktyki, o
magach, którzy świecą w ciemności, potrafią się poruszać w powietrzu bez pomocy jakichkolwiek
urządzeń, i których nie ima się żadna broń. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl