[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ku zdziwieniu Alexandry, jej siostra uśmiechnęła się i rzekła: - O ile wiem, jeszcze
nigdy nikt nie powalił Alexandry na podłogę i nie usiadł na niej. Masz tupet.
Ku dalszemu zdziwieniu Alexandry, Sinjun zamknęła buzię, rzuciła przepraszające
spojrzenie i spuściła głowę.
Kiedy ciocia Mildred, chuda jak patyk starsza pani o przeszywającym spojrzeniu,
odezwała się, Douglas wiedział, że nastąpił kres błogosławionej ciszy przy stole.
- Nie jestem do takich rzeczy przyzwyczajona.
Przygotował się do zmasowanego ataku i, na miły Bóg, nie rozczarował się.
- Twój wuj i ja przybywamy z wiadomością od markiza
Dacre, który powiadamia o rychłej wizycie w Northcliffe
Hall jego córki, Juliette, istoty pięknej i słodkiej, z ogromnym posagiem, i co
widzimy?! Tę oto osobę na podłodze i oszalały tłum! Jestem przekonana, że Juliette nigdy w
życiu ani chwili nie leżała na podłodze, a zwłaszcza pod kimś.
Douglasie, narobiłeś bałaganu. Dowiadujemy się, że poślubiłeś przez pełnomocnika j
ą. Mówią nam, że Tony poślubił dla siebie j ą, tę którą ty zamierzałeś był poślubić. Douglasie,
to więcej niż dziwne. I to wszystko, nie mówiąc nam ani słowa. Być może to znak, że robisz
się podobny do twego dziada.
Wuj Albert odchrząknął.
-Mildred mówi o ojcu twojego ojca, nie ojcu twojej drogiej matki. Tenże właśnie
ojciec zszedł w siedemdziesiątym drugim, na polowaniu, o ile sobie przypominasz.
-Wszyscyśmy słyszeli o stukniętym Karolu - powiedział Tony. - Ale to nie było tak,
że lis przestraszył konia, a dziadunio spadł i skręcił sobie kark?
-Ależ oczywiście, że nie, Tony, mój chłopcze - odpowiedział wuj Albert. - Koń wcale
się aż tak nie wystraszył. Karol na pewno myślał o tych swoich chemikaliach i nie
uważał.
Ciocia Mildred rzuciła się na nowy temat jak jastrząb na bezbronne pisklę. - Mój
Albercie, być może ostatecznie dobił go ten wypadek podczas polowania, ale już na długo
przedtem nie miał dobrze w głowie. Bardzo dziwnie się zachowywał. Miał trzy gadające
papugi! I te eksperymenty we wschodnim skrzydle. Dochodziły stamtąd niezwykle przykre
zapachy.
Douglas był zafascynowany. Od dzieciństwa słyszeli opowieści o swoim
ekscentrycznym dziadku. Dopiero po dłuższej chwili doszła do niego wiadomość, którą
przekazała ciocia Mildred. - Ciocia mówi, że przyjedzie tu córka markiza Dacre?
- Nie inaczej. Twój wuj i ja zaprosiliśmy ją. Ktoś musiał wziąć sprawy w swoje ręce.
Nie zachowywałeś się tak, jak powinieneś. Jednak to, co teraz zrobiłeś, jest nie do
naprawienia, nawet przeze mnie. Jesteś żonaty z nią, a nie z tą śliczną dziewczyną, z którą jest
żonaty Tony, a w dodatku przyjeżdża Juliette. Doprawdy nie wiem co robić, aleja nie
zawiniłam. Będziesz musiał przedsięwziąć kroki i naprawić sytuację.
Dobrze, tylko jak, zastanawiał się Douglas.
Ciocia Mildred zamilkła i ze śmiertelną powagą przyglądała się cielęcinie na swoim
talerzu.
Odezwała się hrabina matka. - Zgadzam się z tobą, moja droga. To wszystko jest
wysoce przygnębiające, jednak nie należy za to winić Douglasa. To wina Tony'ego i tej tam
dziewczyny. To Tony wziął Melisandę, a Douglasowi zostawił tę, tę...
-Mamo - Douglas nachylił się nad stołem. - Proszę uważać, co mama mówi. Ja tu
jestem panem i ja decyduję co ma być, a co nie.
-No właśnie - Sinjun wykrzywiła się do brata. - Oto jest pytanie.
Ręce mu opadły. Nikt się go nie słuchał, nawet siostra smarkula.
Hrabina trochę się uspokoiła. - Lady Melisando, może jeszcze odrobinkę tarty z
jabłkami? Jest wyśmienita, to jeden ze specjałów naszego kucharza.
Melisanda pokręciła tylko głową i przyciszonym głosem zapytała męża: - Kim jest ta
Juliette?
- Kochanie, Juliette jest drugą pięknością po tobie. Ale po tobie, przysięgam.
- Chciałabym ją poznać. Musi być czarująca.
Boże, pomyślał Douglas, tylko nie to. Dwa klejnoty w jego domu.
-Cóż - odezwała się ciocia Mildred. - Nie ma sposobu, żeby odwołać jej wizytę, chyba
że porwie japo drodze jakiś rozbójnik.
-Niezły pomysł - Tony zrobił minę do Douglasa, który patrzył na Alexandre. - Co ty
na to, Tysen? Nic się nie odzywasz, nie masz ochoty pozałecać się do tej Juliette?
-O nie - powiedziała Sinjun. - Tysen kocha się w Melindzie Beatrice, ale niedługo mu
przejdzie. - Wykonała gest, jakby się modliła.
Tysen wyglądał tak, jakby miał ochotę przetrzepać jej skórę- Powstrzymał się od tego
i oświadczył z powagą kamienia nagrobnego: - Wkrótce powrócę do Oksfordu ukończyć
studia teologiczne. Juliette z pewnością jest czarująca, ale nie mogę zostać. Przykro mi.
Na tym rozmowa się skończyła.
Douglas spojrzał na Alexandre.
Widział, że się odsunęła, zamknęła i uciekła w głąb siebie. Siedziała na swoim
miejscu jak wcześniej, ale iskra w jej oczach zgasła. Była blada, obojętna i przygnębiona.
Nie mógł tego znieść. Rzucił serwetkę na talerz i wstał z krzesła. - Alexandre, czy
mogłabyś towarzyszyć mi do biblioteki?
Szybko się uczył - zamiast po prostu wyjść z jadalni, zakładając, że bez wahania
pospieszy za nim, czekał przy jej krześle. Spojrzała na niego i westchnęła. %7ładnych scen,
pomyślała, zdając sobie sprawę, że wszyscy biesiadnicy, Hollis i lokaje aż wstrzymali
oddech, czekając na jej następny wyczyn.
-Oczywiście, milordzie - powiedziała, i spokojnie poczekała, aż Hollis odsunął jej
krzesło. Nawet położyła rękę na zaoferowanym przez Douglasa ramieniu.
-Prosimy o wybaczenie - powiedział Douglas. - Tony, zajmij się gośćmi, proszę.
Tylko nie mówcie już o moim charakterze.
-Opowiem anegdotkę z twojej przebałamuconej młodości. - Tony patrzył na
Alexandre.
-O tak! - zawołała Sinjun. - Pamiętam, że zarówno Ryder, jak i Douglas pobałamucili
sobie trochę.
Hrabina matka odezwała się, kiedy Alexandra i Douglas już wychodzili z pokoju. -
Biedny Douglas. Cóż on z nią pocznie? Tony, to nieładnie z twojej strony. Jego uwiązałeś
przy kimś takim, a ten piękny klejnocik zatrzymałeś dla siebie.
Ku zdziwieniu Douglasa, Melisanda rzekła: - Alexandra jest moją siostrą, proszę pani.
Proszę tak o niej nie mówić.
- No cóż - odpowiedziała stara hrabina.
-Bardzo dobrze, kochanie - wyszeptał Tony prosto do doskonałego uszka żony.
-Wydawało mi się, że to pochwalisz - odpowiedziała.
-Uczysz się - rzekł wolno. - Może pewnego dnia wejdzie ci to w krew. Nie będziesz
musiała rozważać moich reakcji, zanim coś zrobisz.
Alexandra nie odezwała się ani słowem. Przeszła u boku Douglasa przez hol
wejściowy, patrząc kątem oka na miejsce, w którym uległa przewadze Sinjun i została
powalona na podłogę.
Czuła się jak wystawiona na widok publiczny, bardzo samotna i zwyciężona. Ulżyło
jej, że nie musi już siedzieć z tymi okropnymi ludzmi, ale był przy niej Douglas, a tylko on
mógł ją naprawdę zgnieść.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]