[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szpik w nionej sypialni. Był ciężki, ale przyjemny, tak ciasno przywierał do skóry, że wyobraziłam
rtęć.
miną to na mnie, to na Jacka, z głęboką zmarszczką u nasady nosa. Przebierał palcami nad swoim
Na początku nie zauważyłam niczego nowego. Tylko Grant, który siedział na łóżku, patrzył z dziwną
brzuchem, jakby grał jakąś melodię. Muzyka dla duszy.
Aż nagle zrobiło mi się niewiarygodnie gorąco. Pulsujące ciepło rozprzestrzeniało się od miejsca,
pociągnęli nosami. Zee oblizał sobie łapę, a potem narysował w powietrzu linię nad Jackiem.gdzie
dotykał mnie Jack. Na plecach i karku wystąpił mi pot. Chłopcy zbili się w ciasną grupkę i
89
- Panie Meddle, co robisz? - spytał.
Jack otworzył jedno oko i uśmiechnął się z wysiłkiem.
- Spróbuj unieść rękę, moja droga. Posłuchałam. I dałam radę. Odzyskiwałam siły.
- Wez swój flet, chłopcze - polecił Jack, któremu zrobiły się małe zmarszczki dookoła oczu.
Instrument leżał na stoliku nocnym. Jednym płynnym ruchem Grant sięgnął tam i uniósł złoty flet do
ust. Zagrał śpiewną melodię. Poczułam, jak ona przeze mnie przepływa, czułam jej moc.
Przypomniałam sobie jednak, że muzyka Granta nigdy nie miała wpływu ani na mnie, ani na
chłopców, moich oczach wyprostował się, a wyraz zmęczenia zniknął z jego twarzy. Również to
poczułam, bo ale w tym samym momencie zorientowałam się, że on gra dla Jacka. To wzmacnia
starszego pana. Na temperatura wzrosła, jakby między naszymi dłońmi tkwiło małe wesołe słońce.
- Ojej - mruknął Jack, gdy muzyka Granta przybrała na sile. - Ale ty masz moc.
Ja też nabierałam sił. Nachyliłam się do przodu, tak na próbę. Przyszło mi to bez trudu. I w ogóle
się przy tym nie zmęczyłam. Zee pociągnął mnie za rękę i wskazał na Granta. Spojrzałam na muzyka
i w gardle zabulgotał mi śmiech. Nigdy nie słyszałam, by grał coś tak dzikiego. Jego palce
poruszały się Niemal widziałam światło. Zauważył, że na niego patrzę. W jego oczachbardzo
szybko, prawie nie robił przerw na oddech. Powietrze cięły szybkie nuty. Czułam ich smak. Chociaż
to Jack poprosił, żeby Grant coś zagrał, nie wyglądał teraz na rozbawionego. Zrobił się pojawił się
ciepły uśmiech. intensywnie patrzył. Aleblady jak ściana i wbił wzrok we flecistę. Usłyszałam
szelest przy drzwiach. W progu stał Naganiacz i też nie na Granta, a na mnie. Oczy miał posępne i
ponure.
Jack puścił moją rękę. Nie przyszło mu to łatwo, bo byliśmy jak sklejeni. Dłonie oderwały się od
Gdzieś w oddali rozległo się łomotanie pięści.
siebie
z pyknięciem. Z drugiego pokoju dobiegł nas huk, a potem zdławiony krzyk. Naganiacz zniknął na
chwilę, burcząc coś pod nosem. Grant przestał grać. Zapadła przejmująca cisza.
W drzwiach stanęła Mary. Jej białe włosy sterczały na i wszystkie strony niczym naelektryzowane
futro. Miała na
sobie sukienkę w różowe latające smoki i stary granatowy sweter, cały w dziurach - zaszyte
czerwoną nitką. niektóre były
W jej oczach lśniło szaleństwo. W ręce ściskała garść listów Granta. To jedno z zadań, jakie jej powierzył. Traktowała je
bardzo poważnie. Wbiła w niego spojrzenie. Ciężko dyszała. Przesunęła wzrok na Jacka. I nagle wszystko się
zmieniło.
Listy wysunęły się z dłoni kobiety. Jej twarz wykrzywiła ostra, rozwścieczona furia.
- Wilk - powiedziała.
Rozdział 17
Wilk.
Za plecami Mary pojawił się zgięty wpół Naganiacz. Trudno sobie wyobrazić, że jedna drobna
staruszka mogła mu zrobić krzywdę - ostatecznie mnie niewiele udało się zdziałać - ale wyraz jego
twarzy właśnie to sugerował.
Mary weszła do pokoju z zaskakującą gracją i szybkością. Nie spuszczała oczu z Jacka. Miała taką
trzymała coś zawiniętego w folię aluminiową, co pachniało jak ciastka czekoladominę, jakby
spodziewała się po nim najgorszego. Na podłodze leżały rozsypane listy. W prawej ręce chłopcy
siedzieli obok mnie na łóżku zupełnie nieruchomi we. Zee i pozostali
- niczym lalki pokryte łuskami ostry
żyletki. Mary popatrzyła na nich przelotnie i znowu skupiła się na Jacku. mi jak
- Wilk - powtórzyła szeptem. Jej zwiędłe wargi prawie się nie poruszały. - Grzesznik. drgały mu
spazmatycznie.Równie dobrze mogłaby go ugodzić nożem. Jack wpatrywał się w nią intensywnie.
Mięśnie policzka
- Marritine - wykrztusił z siebie w końcu. - Co za niespodzianka!
Spojrzeliśmy O Boże. Z niedowierzaniem gapiłam się na starszego pana. Grantowi wyrwał się
słaby jęk. po sobie. Był nie mniej zdezorientowany niż ja.
Mary zaczęła się trząść. Na początku tylko lekko drżała, lecz wstrząsy szybko przybrały na sile i po
chwili szczękała już zębami. Niesamowite. Na naszych oczach ciało starej kobiety dygotało tak
gwałtownie, jakby zaraz miało się rozsypać na kawałki. Ona jednak nadal wierciła dziury w głowie
Jacka przenikliwym, zimnym i pustym spojrzeniem. Grant próbował wstać z łóżka. Podałam mu
laskę. Wziął ją ode mnie w ponurym milczeniu i między Mary a starszym panem. Nie odezwał się
ani słowem, tylko objął ją ramieniem i przytulił do dzwignął się na nogi. Jeszcze raz zerknął na
Jacka, po czym kuśtykając, przeszedł przez pokój i stanął siebie. Mary schowała twarz w jego
bluzie.
Złapałam Jacka za rękę. Zamrugał i oderwałwzrok od Mary, żeby spojrzeć na mnie, a potem poza
mnie, gdzieś w dal.
- To nie ma sensu - wymamrotał. - To niemożliwe. Zcisnęłam jego kościste ramię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]