[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Harry wszystko mi tutaj narysował. Niestety, nie potrafię skorzystać z jego instrukcji,
bo tutejsze drogi wyglądają dla mnie tak samo.
Nieoczekiwana bezradność Jamesa wzbudziła w niej wesołość. Nigdy by nie sądziła, że
będzie potrafił się przyznać do jakiejkolwiek słabości. Jak się okazało, po raz kolejny
popełniła błąd.
 Pozwól, że spojrzę na ten rysunek i wskażę ci właściwy kierunek  zaproponowała
szybko.
 Naprawdę? Byłbym ci bardzo wdzięczny, bo nie chcę się tu kręcić w kółko przez cały
tydzień.  James wręczył jej kartkę.  Wiem, że przyszedłem stąd, ale potem...
 A więc zamierzasz obejrzeć dom starego Harpera?  spytała ze śmiechem, studiując
uważnie mapę.
 Tak, Harry wymienił to nazwisko. A dlaczego pytasz?  Pochylił się nad rysunkiem,
jakby zamierzał w nim dostrzec przyczynę jej rozbawienia.
Poczuła zapach dobrego płynu po goleniu i zrobiło jej się gorąco.
 No, Beth, powiedz, o co chodzi z tym domem  ponaglił ją z rozbawieniem, które
dodało zdrobnieniu jej imienia nieoczekiwanie intymny charakter.
 Sam... zobaczysz...  wyjąkała, nie panując nad drżeniem głosu.  Wolałabym nie psuć
ci niespodzianki.
 Niespodzianki?  jęknął.  To wcale nie brzmi zachęcająco. Harry zapewniał mnie, że
oba te domy doskonale się dla mnie nadają. Jeżeli mnie nabrał...
 Wszystko zależy od tego, jak szybko chcesz znalezć lokum  powiedziała, z trudem
odzyskując panowanie nad sobą.
 Bardzo szybko. Za kilka tygodni wraca syn Harry ego i będzie potrzebował pokoju,
który teraz wynajmuję. Muszę coś dla siebie wyszukać, bo wyląduję na ulicy!
 Na pewno do tego nie dojdzie. Adrian naprawdę wraca do domu? Już od dawna nie był
w Yewdale.
 Z tym chłopcem wiąże się chyba jakaś tajemnica.  James wziął w zęby zdzbło trawy. 
Harry jakoś niechętnie o nim wspomina.
 Adrian przebywał na oddziale psychiatrycznym, ale Harry i Rosę nie poruszali nigdy ze
mną tego tematu, więc nie wiem dokładnie, na czym polega problem.  Elisabeth przesunęła
palcami po bujnych liściach głogu porastających płot.  Przecież wiesz, że nikt nie mówi
chętnie o takich chorobach, szczególnie wtedy, kiedy dotykają one członków ich rodziny.
 Trudne sprawy... Nawet w dzisiejszych czasach choroba psychiczna to piętno, z którym
trudniej się uporać niż z chorobą jako taką. Dlatego tym bardziej muszę sobie znalezć jakieś
lokum i usunąć się im z drogi.  James podrzucił trawkę w powietrze.  W związku z tym
może byś się zlitowała nad zbłąkaną duszą i wskazała mi drogę?
 No cóż...  Elisabeth wyraznie się zawahała, a w jej oczach błysnęła niechęć. Wbrew
zamierzeniom musi znów spędzać czas w towarzystwie Jamesa.
 Pewnie jesteś zajęta. Przepraszam, Beth. Nie chciałem cię tak zaskoczyć.
Czyżby w podjęciu decyzji pomogła jej nutka żalu tak wyraznie słyszalna w jego głosie?
A może fakt, że znów użył zdrobnienia? Nie, musi po prostu pomóc koledze z pracy w
trudnej sytuacji. Tak przynajmniej uważała. Zrobiłaby dokładnie to samo dla każdego, więc z
jakiego właściwie powodu miałaby odmówić Jamesowi? Może właśnie w tym tkwi jej
problem. Nie potrafiła traktować go tak jak każdego innego kolegi z pracy.
 Niczego jeszcze nie planowałam. Wyszłam po prostu na spacer. Mogę z tobą pójść, jeśli
chcesz.
 Wspaniale!  Wziął ją w ramiona i serdecznie uścisnął, po czym schylił się szybko, by
podnieść leżącą na ziemi torbę.
 Tę... tędy  mruknęła słabym głosem, wskazując mu drogę.
Tuż za sobą słyszała odgłos jego kroków. Sprowadzenie Jamesa do roli kolegi z pracy
okazało się trudniejsze, niż przypuszczała.
 Chyba żartujesz! To nie może być tutaj!  wykrzyknął z niedowierzaniem, a jego słowa
rozniosły się głośnym echem po całym budynku.
Elisabeth próbowała usilnie zachować powagę, ale na widok miny Jamesa wybuchnęła
śmiechem. Podczas przechadzki odzyskała dobry humor. James poruszał wyłącznie neutralne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl