[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tonem żołnierza.
РTak, panie poruczniku! Idziemy wciąż na wschód, nie zaś na zachód!
РTo niemożliwe!  odezwała się podróżniczka.
РProszę spojrzeć na kompas&
РMusieliśmy się pomylić, wychodząc z naszego lodowego domku, dziś
rano  odezwał się drugi żołnierz.
РO, nie! Na pewno nie!  zawołała Paulina Barnett. Patrzmy na słońce,
odwracamy się od niego idąc, to znaczy, że idziemy na zachód. Idzmy
wciąż plecami do słońca, a zajdziemy na naszą wyspę.
Puszczono się w dalszą drogę, ale idąc i idąc całe godziny, nie
spostrzegano wyspy.
Stanowczo! Wyspy nie było& Na jej miejscu rozciągało się lodowe pole,
na którym bÅ‚Ä…kaÅ‚y siÄ™ sÅ‚oneczne promienie¼
Podróżni patrzyli na siebie przerażeni.
РAleż wyspa powinna być tutaj!  zawołał jeden z żołnierzy.
РAle jej tu nie ma!  odpowiedział drugi.  Panie poruczniku, co się to
stało?
Paulina Barnett stała milcząca, Hobson nie odpowiadał.
РZabłądziliśmy  odezwała się Kalumah, podchodząc do Hobsona 
weszliśmy w dolinę, zamiast z niej schodzić i jesteśmy znów na tym
samym miejscu, gdzie byliśmy wczoraj. Chodzmy! Chodzmy!
Wszyscy, polegajÄ…c na rozsÄ…dku Eskimoski, poszli za niÄ….
Szli tak przez kilka godzin aż znalezli się na drugiej stronie lodowców.
Ciemność nie pozwalała im niczego zobaczyć, ale nie pozostawali długo
w niepewności.
O kilkaset kroków, na lodowym polu, dostrzec można było światło
pochodni i słychać było wystrzały z fuzji.
Na wołanie odpowiedziano i wkrótce zostali otoczeni i witani przez
sierżanta Longa i Tomasza Blacka, którego niepokój o przyjaciół wyciągnął
z samotnego pokoiku.
Oprócz nich nadbiegli i inni, zaniepokojeni straszliwie o los tych czworga,
bojąc się, że zabłądzili i nie mogą trafić do swego domostwa.
A sądzili tak dlatego, że od dwudziestu czterech godzin lodowiec, na
którym była wyspa, po zrobieniu kilku obrotów w kółko, zmienił swe
położenie i nie znajdował się już ich dom na zachodzie, ale na wschodzie&
W dwie godziny potem wszyscy byli już w domu, a nazajutrz, gdy zajaśniało
słońce, ujrzeli, że port Bathurst zwrócony był ku wschodowi.
Między 10 a 21 marca dała się odczuć nadchodząca pora roku,
rozpoczęła się odwilż, która uczyniła jeszcze większe szpary miedzy
lodami, lody pękały z ogromnym hałasem, sprawiając wrażenie armatnich
wystrzałów.
Ciepły deszcz spadł na ziemię, dopomagając w roztapianiu się lodów i
cała natura zapowiadała wiosnę.
Ptactwo, które opuściło wyspę przed zimą, powróciło teraz gromadnie.
Upolowano trochę ptactwa, niektóre z nich miały jeszcze na szyi bileciki,
które wiązano im, aby dać znać o mieszkańcach błądzącej wyspy.
Co zaś do zwierząt, te nie przestały odwiedzać portu, wchodząc nawet
często do środka.
Mchy zaczęły zielenieć, trawki wydobywały się spod ziemi, pachniało
wszystko świeżością i jak tylko lód zupełnie zaniknie, postanowiono jechać
natychmiast ku lÄ…dowo.
Tymczasem zauważono, że wyspa nieznacznie wciąż poruszała się i prąd
niósł ją ku południowi.
Hobson zmierzył długość i szerokość geograficzną i okazało się, że
Wyspa Wiktorii porwana prądem Beringa, szła ku południowi. Nie było co
do tego żadnej wątpliwości!
Nie było też i obawy, żeby podróżni znalezli się na północnych,
niemożliwych do wyżycia krańcach.
ROZDZIAA XX
Przybliżano się wciąż ku Morzu Beringa.
Nadzieja ujrzenia wkrótce lądu wpłynęła na podróżników bardzo kojąco.
Obiady jedzono z apetytem, rozmawiano i weselono siÄ™ bez przerwy,
wrócił dobry humor, zajaśniał uśmiech na twarzach.
Urządzano wycieczki, na których nie zauważono żadnych zmian w
ustroju wyspy, widziano tylko stada wilków, które przebiegały całą
przestrzeń i umykały od ludzi.
Ze wszystkich zwierząt, tylko one nie oswoiły się i nie zbliżały do
budynku.
Widziano kilka razy wybawcÄ™ Kalumah.
Szlachetne to zwierzę przechadzało się melancholijnie po pustych
przestrzeniach i zatrzymywało się, gdy ktoś z ludzi przechodził.
Czasami towarzyszył nawet do portu, wiedząc dobrze, że nie grozi mu
nic od tych dzielnych ludzi.
5 maja Hobson oznajmił swym towarzyszom, że Wyspa Wiktorii przebyła
koło biegunowe. Wchodziła w tę sferę ziemską, w której słońce jest zawsze
przez rok cały.
Zdawało się wtedy wszystkim, że wracają już do zamieszkałego świata.
W nocy, 8 maja, porucznik Hobson wraz z sierżantem postanowili iść na
pole lodowe, aby zobaczyć czy nie zaszły tam jakieś poważne zmiany.
Paulina Barnett chciała iść z nimi, ale uproszono ją, żeby odpoczęła,
wziąwszy więc z sobą Magdalenę i Eskimoskę weszła do swego pokoju,
podczas gdy reszta mieszkańców przygotowywała sobie posłanie.
Noc była piękna; pomimo że nie było księżyca, gwiazdy świeciły tak
cudnie, że jasno było jak w dzień.
Porucznik Hobson patrzał z podziwem na bryły lodu rozrzucone bez ładu,
na lodowe kryształy, na ostre kawały zatrzymane przez mróz w swoim
biegu.
O wyprawie łodzią nie mogło być jeszcze mowy. Szli rozmawiając wesoło
kierując się ku domowi, aby móc przez kilka godzin odpocząć, gdy naraz
zwrócił ich uwagę jakiś huk, jakby piorun.
Huk ten umilkł natychmiast, potem wybuchł znów z ogromną siłą, aż
ziemia drżeć poczęła.
РHuk ten rozlega się w stronie ściany lodowej!  odezwał się sierżant.
 Co się tam stało?
Hobson w milczeniu, niespokojny do wysokiego stopnia, pociÄ…gnÄ…Å‚
swego towarzysza, wołając:  Do fortu! I obaj zaczęli biec czym prędzej ku
domowi. Tysiące myśli krążyło po ich głowach: Co za nowe zjawisko mogło
się tam zdarzyć? Czy uśpieni mieszkańcy wyspy zdali sobie sprawę z tego,
co zaszło? Czy widzieli cokolwiek?
Chyba że słyszeli te huki, bo były tak głośne, że zdolne były obudzić
zmarłego.
W niespełna dwadzieścia minut Hobson i sierżant przebiegli dwie mile,
oddzielajÄ…ce ich od portu, ale zanim dobiegli do domu, ujrzeli swych
towarzyszy, kobiety uciekające w przerażeniu, wydające okrzyki rozpaczy.
Mac Nap z dzieckiem na ręce podszedł do porucznika i wskazał
zrozpaczonym ruchem faktoriÄ™.
Hobson spojrzał i struchlał.
Przylądek Bathurst nie istniał, był całkowicie zrujnowany, rozbity przez
lodowe góry, które padły nań, rozwalając wszystko w gruzy.
Domu nie było widać, wepchnięty był przez te ruchome lodowce, barka,
budowana z takim trudem, cała nadzieja nieszczęsnych, została całkowicie
zniszczona.
Ostatni ratunek, ostatnia nadzieja przepadła.
РGdzie reszta mieszkańców? Gdzie nasi towarzysze?!
Рzawołał przerażony porucznik.
РTam!  odpowiedział Mac Nap, ukazując całe góry piasku, ziemi i
lodowców, pod którymi znikł zupełnie dom mieszkalny podróżnych.
Tak! Pod tymi gruzami była Paulina Barnett, Magdalena, Kalumah i
Tomasz Black, których katastrofa zaskoczyła podczas głębokiego snu!
Podmorski prąd swym biegiem wyrwał podstawy lodowców z głębi, które
padły na dom i wcisnęły go w głąb lodu, stanowiącego jakby fundament
wyspy błądzącej.
РDo motyk i rydli!  rozległ się donośny głos Hobsona  dom był
zbudowany solidnie, powinien być cały. Do pracy! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl