[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tray był zwrócony do niej plecami. Ponad jego ramie-
niem dojrzała twarz Kitta i jego zdumiony wzrok. Już
otwierała usta, kiedy ledwie dostrzegalnym ruchem głowy
nakazał jej milczenie.
- Tray, mówiłem, że jest mi przykro - odezwał się zno-
wu. - Nigdy nie pojmiesz, jak bardzo. Jeśli jest coś, co
mogę zrobić...
S
R
- Jenny jeszcze śpi - odezwał się Tray. - Kiedy się
obudzi, odwiez ją do Phoenix, do hotelu. Nie chcę, żeby
się martwiła. Powiedz tylko, że muszę się zająć jakąś ważną
sprawą. Sam bym ją odwiózł, ale muszę się spieszyć, żeby
zdążyć na nocny lot do Los Angeles. Może jakiś cud spra-
wi, że uda mi się cokolwiek ocalić.
Jenny cofnęła się w głąb korytarza i zamknęła oczy.
Poczuła ból w piersi. Tray wyjeżdżał. A ona, jak ostatni
tchórz, dopuściła do tego, by myślał, iż to Kitt jest odpo-
wiedzialny za zrujnowanie mu życia. Kiedy Tray odkryje
prawdę, jakiebędą jego uc2ucia w stosunku do Jenny Loui-
se Rossi?
Usłyszała, trzaśniecie drzwiami i stek przekleństw, jaki-
mi wychodzący obrzucił krzykliwych kaczych strażników.
Był wściekły, w morderczym nastroju. Czy mogła winić
go za to? Oczywiście, że nie. Dzięki niej może stracić
wszystko,
- Droga wolna! - matowym głosem zawołał Kitt.
Jenny stała nadal w korytarzu, przyciskając do siebie
kołdrę. Po jej twarzy nieprzerwanie płynęły łzy.
Po kilku minutach zjawił się Kitt.
- Hej, malutka - powiedział łagodnie. - Płaczesz? Zu-
pełnie niepotrzebnie, Nie jest tak zle, jak na to wygląda.
Naprawdę. Przestań się mazać. Nie znoszę kobiecych łez.
- Mam do wyboru: albo płakać, albo się zabić - odparła
Jenny zdławionym głosem. - Kitt, dlaczego wziąłeś na
siebie całą winę? Czemu zataiłeś przed nim prawdę? Prze-
cież tylko dlatego podszywałeś się pod Traya, boja cię do
tego namówiłam.
Wzruszył ramionami.
- Jestem dorosły. Wiem, co robię. Mogłem powiedzieć
mu prawdę, ale nie chciałem.
S
R
Jenny rzuciła Kitlowi spojrzenie pełne współczucia.
Brzegiem kołdry otarła nos.
- Jego życie jest teraz zrujnowane, podobnie jak sto-
sunki z tobą i moje z nim. Wszystko przepadło - rozpa-
czała.
- Zacznijmy od wyjaśnienia, że Traya i mnie od dawna
łączy niewiele - odparł Kitt - A to, co się stało, było moim
błędem, uwierz mi. Tray nie może nigdy się dowiedzieć,
że maczałaś palce w całej tej aferze. Jenny, on cię kocha.
Zlepy by to zauważył. W tak podłej sytuacji, w jakiej się
znalazł, nie może na dodatek stracić ciebie. Byłoby to zbyt
okrutne.
Jenny z uporem potrząsała głową.
- Nie. Nie dopuszczę do tego, żebyś wziął na siebie
całą winę. Gdy tylko Tray wróci, wyznam mu wszystkoi
Powinnam zrobić to przedtem, ale... stchórzyłam. Po-
wiem mu.
- Nie.
- Powzięłam decyzję! - Jenny tupnęła nogą. O mało co
nie wypuściła z ręki kołdry, która służyła jej za jedyne
okrycie. Zaczęła wycofywać się w stronę sypialni. - Nie
dopuszczę do tegó,: żeby ńa skutek mojej głupoty rozpadł
się twój związek z Trayerh. Stanowicie przecież rodzinę.
Musicie trzymać się razem. A teraz idę się ubrać. Porozma-
wiamy w samochodzie.
- Och, jasne, że porozmawiamy - ponurym głosem
obiecał Kitt. - Będziemy dyskutować dopóty, dopóki nie
przestaniesz zachowywać się jak ostatnia kretynka.
Jenny zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni.
Jazda powrotna do Phoenix była nieprzyjemna. Męczą-
ca ze względu na upał, długa i psychicznie wyczerpująca.
S
R
- Zdania nie zmienię. Przestańmy na ten temat dysku-
tować - co chwila stanowczym tonem oznajmiała Jenny.
- Nie możemy - niezmiennie odpowiadał Kitt. -
Wiem, co w tej sytuacji jest najlepsze. I zrobisz to, co ci
powiem.
- Tray jest twoim bratem. Nie chcę stwarzać konfliktów
między wami. Mogłyby na zawsze popsuć wasze stosunki.
- Nigdy nasze stosunki nie były specjalnie dobre. Cią-
gle powstawały między nami sytuacje konfliktowe. Uwierz
mi, Jenny. Teraz, akurat teraz Tray potrzebuje ciebie zna-
cznie bardziej niż mnie.
- Nie mogę dopuścić do tego, żeby był przekonany, iż
w tej sprawie jestem bez skazy! Mam ogromne poczucie
winy. Tray musi wiedzieć, jaka ze mnie nieudacznica. Je-
stem złym człowiekiem. Wszystko mu wyjawię. Powzię-
łam decyzję i nic jej nie zmieni.
Tak rozmawiali przez całą drogę.
Dojechali wreszcie na miejsce. W hotelu udali się od
razu do biura Traya. Mieli nadzieję, że jego sekretarka ma
jakieś pomyślne wieści.
Margaret Keistermeyer zrobiła parę kąśliwych uwag na
temat Kitta i jego  występku, zasługującego na potępie-
nie". Potwierdziła wiadomość, że pan Malone odleciał do
Los Angeles i od tamtej pory nie otrzymała od niego żad-
nej wiadomości. Miał zarezerwowany bilet powrotny.
W Phoenix powinien wylądować o ósmej wieczorem. I to
było wszystko, czego się dowiedzieli. Jenny pozostawało
tylko jedno. Szarpiące nerwy czekanie.
Mamrocząc coś pod nosem, Kitt zabrał ją na górę.
Chciała być sama, więc poszedł do swojego pokoju, gdzie
zaatakował barek pełen trunków.
Jenny usiadła po turecku na środku łóżka i pddała się
S
R
ponurym rozmyślaniom. Była nieszczęśliwa. I to z własnej
winy. Tray Malońe ofiarował jej szczęście, radość, miłość
i szacunek. A czym mu się za to odpłaciła? Znów zalała
się łzami,
Było nieistotne, czy Tray, z chwilą gdy dowie się pra-
wdy, kiedykolwiek jej wybaczy. Ona sama nigdy nie będzie
w stanie usprawiedliwić przed sobą swego karygodnego
postępku. Doceniała wysiłki Kitta mające na celu ratowa-
nie jej dobrych stosunków z Trayem.
Wcześniej czy pózniej Kitt zda sobie sprawę, że jego
rycerskie zachowanie się w stosunku do niej nie odniosło
żadnego skutku. Sama musi wziąć pełną odpowiedzialność
za popełniony błąd, brutalnie kładąc w ten sposób kres
krótkotrwałemu szczęściu i niwecząc szansę związania się
z człowiekiem, którego kochała, a zarazem doprowadziła
do bankructwa.
Płacząc, wstała, zdecydowanym krokiem przemierzyła
pokój i podeszła do biurka. Wyciągnęła z szuflady hotelo-
wą papeterię. Wyjęła z niej arkusik papieru. Usiadła, wzię-
ła do ręki długopis i zaczęła pisać.
 Drogi Trayu!
Zanim wrócisz, już mnie tu nie będzie. Zależy mi jednak
na tym, abyś dowiedział się o trzech rzeczach.
Po pierwsze, kocham cię i zawsze będę kochała. Proszę,
pamiętaj o tym wyznaniu, gdy będziesz czytał dalszy ciąg
listu.
Po drugie, Kitt nie jest odpowiedzialny za fiasko umowy
na sieć hoteli. Był to mój pomysł, żeby zastąpił cię podczas
pertraktacji. Z trudem przekonałam go, by to uczynił i uda-
wał, że jest tobą. Chciałam odizolować cię od spraw służ-
bowych i zostać z tobą sam na sam. Nie zdawałam sobie
S
R
sprawy z tego, jak słono za to zapłacisz. W przeciwnym
razie nigdy bym nie postąpiła tak bezmyślnie. Zachowałam
się egoistycznie i bardzo głupio. Mam nadzieję, że kiedyś
nastanie dzień, w którym przestaniesz mnie choć trochę
nienawidzić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl