[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uśmiechnął się szeroko.
- Przepraszam za wykład. Młodszy nie powinien pouczać
starszego. Bo jestem od ciebie o dwa lata młodszy, wiesz?
- O dwa? Tylko?!
Dawała mu najwyżej trzydzieści pięć lat i to nagłe odkrycie
przyjęła z ulgą, którą musiał zauważyć, ponieważ uśmiechnął się po
swojemu - ciepło, a zarazem kpiąco.
- To mi dopiero komplement - podziękował z błyskiem w
oczach. - Ty też nie wyglądasz na czterdziestkę. Jesteś taka młoda!
Kiedy weszli do holu i przystanęli na moment, recepcjonistka
pomachała do Gila. Odpowiedział jej skinieniem.
- Wołają mnie. Gdybyś miała jakieś problemy, zadzwoń do
mojego biura. I pamiętaj, aż do wieczora nie wolno ci opuszczać
terenu hotelu.
- Bądz łaskaw mi nie rozkazywać. Nie cierpię tego, senior
Marquez.
- Nie szalej, Bianka. Nikt ci nie rozkazuje. Radzę ci tylko dla
twego własnego dobra. Jesteś tutaj chroniona i bezpieczna,
rozumiesz? A ja mam na imię Gil. Pamiętasz jeszcze?
70
R S
Wyciągnął do niej rękę i grzeczność nakazywała pożegnać się
spokojnie. Powoli i niechętnie podała mu dłoń, lecz nie potrząsnął nią,
a podniósł do ust i pocałował. Westchnęła zaskoczona, a wtedy
wyprostował się i popatrzył jej w oczy.
- Prześpij się trochę po lunchu. Zacznij żyć jak Hiszpanka...
popołudnia spędzaj w łóżku, a wieczorem baw się dobrze.
Poczuła, że palą ją policzki, i zauważyła, że jej rumieniec
rozbawił Gila. Jeszcze przez sekundę droczył się z nią, patrząc na nią
kpiącym wzrokiem, ale zaraz puścił jej rękę i ruszył w kierunku
recepcji.
Bianka odwróciła się czym prędzej i weszła do sali re-
stauracyjnej, gdzie mimo póznej pory można było jeszcze zjeść lunch.
Kelner zaprowadził ją do stolika i zapytał, czy ma podać wino. Bez
wahania poprosiła o ćwierćlitrową karafkę białego vino de casa. Była
zmęczona i postanowiła za radą Gila pospać trochę po lunchu, a wino
z pewnością pozwoliłoby jej łatwiej się ukołysać. Podeszła do
kontuaru, wzięła nakrycie i z talerzem w ręku przeszła do bufetu, by
coś sobie wybrać. Wybór potraw nie był już tak bogaty, jak zapewne o
wcześniejszej porze - z najbardziej popularnych dań pozostały już
tylko resztki. Czując, że i tak ledwie co skubnie, nałożyła sobie
jedynie porcję sałaty i kawałeczek łososia. Wracając do swego stolika,
zauważyła Freddie, która machała do niej z drugiego końca sali. W
prostej białej sukience, która podkreślała opaleniznę, i ze złotymi
dodatkami Niemka wyglądała bardzo szykownie. Miała w uszach
maleńkie złote kolczyki, cieniutką bransoletkę na ręce i złoty
71
R S
łańcuszek na szyi. Biżuteria i sukienka, tak proste a zarazem
wyszukane, tworzyły niezwykle efektowną całość. Można by sądzić,
że kreację tę obmyślił szczegółowo jakiś znakomity projektant mody,
lecz zachwycona Bianka podejrzewała, że Freddie sama wybierała
biżuterię i że w ogóle w kwestii ubioru nie potrzebowała doradcy.
Miała swój własny oryginalny styl, coś nie do podrobienia i nie do
kupienia za żadne pieniądze.
- Jak się czujesz? - zapytała, patrząc serdecznie na Biankę. -
Jesteś nieco blada, i nic dziwnego! Gil powiedział nam o twoich
wczorajszych przeżyciach. Pewnie bardzo się wystraszyłaś. %7łe też coś
takiego musiało ci się przytrafić... To mógł być koniec wakacji albo i
gorzej... Dobrze, że Gil akurat tamtędy przejeżdżał.
Bianka przytaknęła głową.
- Całe szczęście. No, ale ani mnie nie okradli, ani nie pobili. W
końcu mogło być mniej wesoło. Musiałam tylko pojechać na
komisariat i wziąć udział w identyfikacji. Pokazano mi kilkunastu
aresztantów... Potworne!
- Udało ci się kogoś rozpoznać?
- Niezupełnie, ale mam niezbitą pewność, że jeden z nich jest
tym człowiekiem, który mnie zaatakował. Wskazałam go policjantom
i powiedzieli mi, że jest jednym z zatrzymanych tej nocy. Tego
drugiego nawet nie zapamiętałam; podczas napadu czekał na
motocyklu parę metrów dalej.
Freddie wyglądała na nieco zdezorientowaną.
72
R S
- Skoro jednak, jak mówisz, nie masz niezbitych dowodów, to
jak mogłaś kogoś wskazać?
- Widzisz, było coś... nie wiem, jak to określić, jakaś aura czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]