[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rodzicom, \e musimy się wyprowadzić. Nie \yczono sobie mieszkańców, którzy mieli
kłopoty z policją. Tak było nawet wtedy, kiedy policja chciała jedynie o coś zapytać. Jeśli
chodziło o Portorykańczyka, nie było istotne, czy naprawdę coś przeskrobał. Wystarczyło, \e
zapytała o niego policja, a ju\ cała rodzina musiała się wynosić.
Nie wiedziałem, czemu tak właśnie się zachowuję. Było we mnie coś, co mnie przera\ało.
Cały czas mnie to niepokoiło, ale nie potrafiłem nad tym zapanować. Chodzi o to, co czułem
na widok kaleki. Miałem ochotę go zabić. Tak samo było z niewidomymi albo po prostu
małymi dziećmi  kimkolwiek, kto był słaby lub cierpiący  nienawidziłem ich.
Któregoś dnia powiedziałem o tym mojemu staremu. Nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy ani
nic, ale to mnie naprawdę przera\ało. Więc mu o tym powiedziałem, a on na to, \e mam w
sobie diabła. Próbował go ze mnie wypędzić, ale mu się nie udało.
To dziwne coś wewnątrz mnie wcią\ się potęgowało. Jeśli ktoś szedł o kulach, to mu je
kopałem, a jeśli jakiś staruszek miał brodę, to próbowałem mu ją wyrwać, znęcałem się te\
nad małymi dziećmi. Cały czas się bałem i chciało mi się płakać, a to coś we mnie tylko się
śmiało. Do tego jeszcze ta sprawa z krwią. Kiedy tylko widziałem krew, zaczynałem się
śmiać i nie mogłem się pohamować.
Kiedy przeprowadziliśmy się na osiedle Fort Greene, wstąpiłem do Mau Mau. Chcieli, \ebym
był ich przywódcą. Ale w czasie zadymy przywódca musi wydawać rozkazy, a ja chciałem
się bić. Więc zostałem zastępcą szefa.
Byłem te\ generałem broni. To znaczy, \e byłem odpowiedzialny za nasz arsenał. Mieliśmy
wojskowe pasy, bagnety, no\e sprę\ynowe i domowej roboty pistolety. Lubiłem chodzić do
naszego składu z bronią tylko po to, aby sobie na to wszystko popatrzeć. śeby zrobić sobie
pistolet, trzeba ukraść samochodową antenę. Z niej oraz z części klamki robiło się pistolet, z
którego mo\na było strzelać nabojami kalibru 22.
Ale w czasie zadymy wolałem kij bejsbolowy. Wycinałem w pojemniku na śmieci dziurę,
przez którą mogłem widzieć, co się dzieje, zakładałem go na głowę i wywijałem kijem. W
czasie walki Mau Mau trzymali się ode mnie z daleka, bo kiedy mi tak odbijało, to biłem
kogo popadło.
Nauczyłem się te\ dzgać no\em, czyli wbijać go tak, \eby kogoś zranić, ale nie zabić.
Dzgnąłem tak szesnaście osób i dwanaście razy byłem w więzieniu. Czasami w gazetach
pojawiały się moje zdjęcia. Kiedy szedłem ulicą, ludzie od razu wiedzieli kto idzie i matki
natychmiast przywoływały do siebie swoje dzieci.
Gangi te\ mnie znały. Kiedy raz czekałem na metro, zaszło mnie od tyłu pięciu gości.
Zarzucili mi na szyję skórzany pas i coraz mocniej go zaciskali. Prze\yłem to, ale często
62
pózniej \ałowałem, \e nie umarłem, bo od tego czasu nie mogę normalnie mówić. Mój głos
brzmiał odtąd tak śmiesznie. Tak bardzo nienawidziłem ludzi, z którymi coś jest nie w
porządku, a teraz sam się taki stałem. Biłem się więc jeszcze więcej, \eby nadal mnie
szanowali.
Naszemu gangowi podlegał rejon a\ do Coney Island i Ralph Avenue. Nosiliśmy czerwone
kurtki z literami MM na plecach i buty na grubych podeszwach, które przydawały się w
czasie walki. Któregoś dnia poszliśmy do cukierni przy Flatbush Avenue. Było nas sześciu.
Piliśmy sobie oran\adę i wtedy zjawiło się siedmiu Biskupów. Mau Mau prowadzili wtedy z
nimi wojnę.
Jeden z Biskupów podszedł do kontuaru zupełnie jakby był jego właścicielem. Moi chłopcy
patrzyli, co z tym zrobię. Podszedłem i pchnąłem go. No to on pchnął mnie. Za chwilę bili się
ju\ wszyscy. śona właściciela zaczęła krzyczeć. Wszyscy klienci wybiegli na ulicę. Na ladzie
le\ał rzeznicki nó\. Jeden z moich chłopaków złapał go i ciął jednego z Biskupów pięć razy
przez głowę. Zobaczyłem krew i zacząłem się śmiać. Wiedziałem, \e ten chłopak jest ju\
praktycznie martwy i byłem przera\ony, ale nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. śona
właściciela dzwoniła na policję. Wtedy inny z moich chłopaków podniósł ten nó\ i wbił go jej
w brzuch. Potem prysnęliśmy.
Nawet nie tknąłem tego no\a, więc nie poszedłem do więzienia. Ale moi rodzice musieli
pójść do sądu i wtedy chyba po raz pierwszy zwrócili na mnie uwagę. Przestraszyli się, bo
zobaczyli jaki się stałem. Postanowili wyjechać z Nowego Jorku i wrócić do Puerto Rico.
Razem z bratem pojechałem na lotnisko ich po\egnać. W drodze powrotnej brat dał mi w
samochodzie pistolet kaliber 32 i powiedział:
 Nicky, musisz sobie teraz radzić sam.
Przede wszystkim musiałem znalezć jakieś miejsce do spania. Napadłem na jakiegoś faceta,
zagroziłem mu pistoletem i zdobyłem dziesięć dolarów. Wynająłem pokój przy Myrtle
Avenue. Miałem wtedy szesnaście lat. Tak właśnie pózniej \yłem: napadałem na ludzi, \eby
zdobyć pieniądze albo coś, co mo\na było zastawić.
Za dnia wszystko było w porządku. Byłem z moim gangiem. Robili wszystko, co szef i ja im
kazaliśmy. Ale w nocy, kiedy musiałem wrócić do tego pokoju, było strasznie. Myślałem o
tych zabitych ludziach z cukierni. śeby przestać o nich myśleć, waliłem głową w podłogę.
Zacząłem budzić się w środku nocy i wołać matkę. Zanim wyjechała, nigdy nie
rozmawialiśmy ze sobą ani nic, ale nagle poczułem, \e powinna wrócić i się mną zająć.
W lipcu 1958 skończyłem osiemnaście lat. Wtedy właśnie Smoki z osiedla Red Hooks zabili
jednego z naszych chłopaków. Szliśmy do metra, \eby któregoś z nich dorwać. Takie jest
prawo gangu: jeśli ginie jeden Mau Mau, umiera jeden Smok. Szliśmy właśnie Edward Street
do stacji metra, kiedy zauwa\yliśmy zatrzymujący się radiowóz i całą masę Kapelanów.
Kapelani to gang czarnych z Fort Greene. Mieliśmy z nimi układ, \e nie będziemy ze sobą
walczyć i połączymy siły, jeśli napadnie na nas inny gang.
Coś tam się działo, więc podeszliśmy bli\ej. Kapelani stali wokół dwóch facetów, których
nigdy wcześniej nie widziałem. Jeden miał trąbkę, a drugi był strasznie chudy. Wtedy ktoś
przyniósł amerykańską flagę i radiowóz odjechał. Okazało się, \e ci dwaj faceci chcą po
prostu zrobić uliczne nabo\eństwo.
Kiedy tylko pojawiła się flaga, ten chudy wszedł na krzesło, otworzył ksią\kę i oto co z niej
wyczytał:
 Tak bowiem Bóg umiłował świat, \e dał swego Jednorodzonego Syna, aby ka\dy, kto w
Niego wierzy, nie zginął, ale miał \ycie wieczne .
 Słuchajcie  powiedział kaznodzieja  powiem wam coś o  ka\dym . Słowo ka\dy
oznacza Murzynów, Portorykańczyków, a zwłaszcza członków gangów. Czy wiecie, \e kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl