[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w tej chwili - rzekł półgłosem Daniel.
R
L
T
- Wypadki drogowe to prawdziwa plaga - szepnęła, kładąc mu głowę na
piersi - ale nie sądziłam, że będę z nimi miała do czynienia na Tarparnii.
Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, chciała choć zachować o niej wspo-
mnienie, bo wiedziała, że nigdy nie będzie mogła być z mężczyzną, którego ko-
cha.
- Tak, ten wypadek przywrócił nas do rzeczywistości. Popatrz, rysowałaś na-
sze portrety, żeby chwilę pózniej ratować rannych.
Z racjonalnego punktu widzenia Daniel też nie wierzył we wspólną przy-
szłość z Melorą, ale rozpaczliwie chciał ją chronić, tulić i być przy niej. Na zaw-
sze.
Próbował tłumić w sobie to pragnienie, zaprzeczać mu, spychać w podświa-
domość, koncentrować się na córeczce oraz pracy, ale przecież nie można wyklu-
czyć, że istnieje jakiś sposób, by w jego życiu znalazło się miejsce dla tej nie-
zwykłej kobiety.
Musi spróbować jakoś ją zatrzymać przy sobie.
Melora cofnęła się pół kroku, wiedząc, że jeśli tego nie zrobi, do końca życia
nie uleczy się z tęsknoty za tymi chwilami. Gdy spojrzała na Daniela, w jego o-
czach dostrzegła tłumione pożądanie.
- Kiedy mnie trzymasz w ramionach - mówiła szeptem - wydaje mi się, że
jestem w stanie zmierzyć się z najtrudniejszymi sytuacjami. Dajesz mi...
Nie, nie powinna mu tego mówić. Nie powie mu, że zawdzięcza mu siłę, że
od chwili, gdy go poznała, jej życie stało się bogatsze. %7łe potrafił złagodzić jej
ból i cierpienie, dodać jej otuchy i wiary w siebie. %7łe nauczył ją, czym jest na-
dzieja.
R
L
T
Nie chciała wywierać na niego presji, toteż postanowiła niczego mu nie ra-
dzić. Jeśli Daniel postanowi, że Simone powinna chodzić do szkoły za granicą,
sam też będzie musiał opuścić Tarparnii. Nie będzie to dla niego łatwe, zostawi
tu pracę, przyjaciół, krewnych. Zostawi całe życie. Decyzję o tym będzie musiał
podjąć samodzielnie. I chociaż bardzo by chciała podsunąć mu pomysł, by za-
miast do Anglii wyjechali na razie do położonej znacznie bliżej Australii i namó-
wić go, by zorientował się w tamtejszym szkolnictwie,. nie chciała niczego mu
sugerować.
Gdy teraz patrzyła mu w oczy, wiedziała, że coraz bardziej zbliża się do
krawędzi przepaści, bo pragnie z nim być, choć zarazem zdaje sobie sprawę, że
to jest niemożliwe.
Nie obchodziło jej, gdzie są w tej chwili i czy ktoś ich widzi. Nie obchodził
jej cały świat. Tu i teraz, w tym właśnie momencie swego życia, zobaczyła w
oczach Daniela, że jej pragnienie wydaje się odwzajemnione, że nad nimi oboj-
giem bierze górę pożądanie.
- Co ci daję? - wyszeptał,
Milczała przez sekundę, z rozkoszą napawając się ciepłem jego ciała.
- Dajesz mi siłę i jestem ci za to wdzięczna.
- Mel - powiedział z uczuciem i przytulił ją mocniej, jakby nie chciał jej po-
zwolić, by odeszła. - Jesteś dla mnie bardzo ważna. Musisz o tym wiedzieć, ale...
- Wiem, dobrze wiem. Należymy do innych światów. Każde z nas musi się z
czymś zmierzyć. Mnie czeka rekonstrukcja piersi, ciebie decyzja dotycząca Si-
mone.
- Nasze życie biegnie innymi ścieżkami, ale bardzo tego żałuję. %7łałuję, że
nie spotkaliśmy się w innym momencie, kiedy nasze drogi mogłyby się połączyć.
R
L
T
- Tak widać było nam pisane.
Powiedziała to z rozpaczą w oczach i takim smutkiem w głosie, że jemu
niemal pękło serce. Pragnął jej. Początkowo temu zaprzeczał, lecz teraz, mimo że
wiedział, że nie powinien, przytulił ją jeszcze mocniej. Rozpaczliwie pragnął ją
pocałować. Choćby tylko raz, jeden jedyny. Zwykle rezygnował z własnych pra-
gnień, ale teraz, przez tę krótką chwilę, te pragnienia były silniejsze od niego.
Stali w milczeniu, owładnięci sprzecznymi uczuciami. Ona będzie na Tar-
parnii jeszcze kilka dni. Pózniej na zawsze zniknie z jego życia. Daniel chciał jej
dotykać i całować, świadom, że wkrótce ją utraci. Wiedział jednak, że nie po-
winni przekraczać granicy, bo pózniej będą cierpieć jeszcze bardziej, bo ból i tę-
sknota byłyby dla nich jeszcze bardziej dojmujące. Ale nieodparte pragnienie, by
dotknąć ustami jej warg, brało nad nim górę.
Melora szukała wzrokiem jego warg, a gdy koniuszkiem języka zwilżyła
swoje pełne różowe usta, jakby go zapraszała, poczuł, że coś w nim pęka.
Od śmierci B iany w jego życiu nie było kobiet. Melora, inteligentna, piękna
i uczciwa, olśniewała go. I kochała Simone, to było dla niego oczywiste. Dwie
blondynki o włosach promieniejących w słońcu. Melo-ra była mu niezmiernie
bliska, pragnął jej i pożądał.
- Daniel - wyszeptała. Jej usta dzieliły od jego warg milimetry. - Daniel -
powtórzyła zapraszająco.
Ona tego pragnęła. I on tego pragnął.
Ich serca biły szybko w zgodnym rytmie, gdy wreszcie dotknął jej warg. Me-
lora cicho westchnęła z niedowierzania i rozkoszy. Chciała, by ta chwila trwała
wiecznie. Usta Daniela były delikatne i zmysłowe, ale nie zmuszały jej do nicze-
go. Oboje napawali się sobą wzajemnie, niczego nie chcieli przyspieszać. Chcieli
zatrzymać czas.
R
L
T
On pragnął, by ten cudowny pocałunek na zawsze pozostał w jego pamięci.
Gdy dotykał dłonią jej szyi, gdy jego palec delikatnie pieścił jej skórę, czuła
dreszcz rozkoszy. %7ładen mężczyzna tak jej nie całował. W jego ramionach czuła
się nie tylko bezpiecznie i pewnie, lecz także czuła jego uwielbienie oraz miłość.
Jest dla niego kimś bliskim i ważnym. I kiedy Daniel szerzej otworzył usta i za-
czął pieścić językiem jej dolną wargę, pragnęła tylko zatracić się całkowicie w
rozkoszy i pasji.
Całowali się coraz namiętniej, zapach i smak jej ust zniewalały go i obez-
władniały. Ta cudowna niezwykła kobieta, która choć tyle przeszła, była bardzo
silna, odpowiadała gorąco na jego pieszczoty. To, że pragnął osłaniać ją w obję-
ciach, mógł uzasadnić i mógł się z tym pogodzić, ale nie spodziewał się, że ona
go tak rozpali, wznieci w nim żar, którego nie będzie można ugasić.
Melora, której usta odpowiadały z pasją na jego pieszczoty, mocno do niego
przywarła. Takiego wybuchu namiętności nie oczekiwałby nawet w najśmiel-
szych marzeniach. Pożądanie na moment przesłoniło im cały świat. Daniel bar-
dzo jej pragnął, pragnął jej od momentu, kiedy ją po raz pierwszy zobaczył na
lotnisku.
Gdy z westchnieniem na chwilę cofnęła głowę, przyciągnął ją bliżej. Nie
mógł się od niej oderwać, chciałby na zawsze zatrzymać ją w ramionach.
Czyjeś kroki sprawiły, że Melora zastygła, a w jej oczach odmalował się
przestrach.
- Daniel? - dobiegł ich niski kobiecy głos.
- Meloro - powiedział Daniel - chciałbym cię przedstawić Nahkali, mojej
matce.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Matka Daniela, Melora pomyślała w popłochu, o-swobadzając się z jego ob-
jęć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]