[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Holmes roześmiał się.
 Doktor Watson twierdzi, że lubuję się w dramatycznych sytuacjach 
rzekł.  Istotnie mam w sobie żyłkę artysty, która dopomina się o dobrze
wyreżyserowane przedstawienie. Zapewniam pana, że nasz zawód byłby
czasem bardzo ponury i bezbarwny, gdybyśmy go nie przyozdobili
malowniczą dekoracją w celu uświetnienia odnoszonych przez nas
sukcesów. Brutalne oskarżenia, gruboskórne kładzenie ręki na ramieniu&
cóż można zrobić z takiego finału? Ale błyskotliwy wywód, subtelna
pułapka, rozsądne przewidywanie, tryumfalne urzeczywistnienie
najśmielszej teorii& czyż nie stanowią dumy i usprawiedliwienia naszego
powołania? Czyż ta chwila nie napawa pana rozkosznym dreszczem? Czyż
nie czuje się pan jak myśliwy? Co by się stało z tym dreszczem, gdybym był
tak suchy i lakoniczny jak rozkład jazdy? Proszę tylko o odrobinę
cierpliwości, a zrozumie pan wszystko.
 Dobrze, ale mam nadzieję, że ta duma i usprawiedliwienie nadejdą,
nim pomrzemy z chłodu  z komiczną rezygnacją oznajmił inspektor.
Mieliśmy słuszny powód, aby się przyłączyć do tego życzenia, bo
czatowaliśmy długo i w przykrych warunkach. Z wolna posępna fasada
starego dworu zapadała w coraz gęstszy mrok. Od fosy ciągnęło wilgotnym,
przejmującym do szpiku kości chłodem, który nas zmuszał do szczękania
zębami. Nad wejściem do dworu paliła się samotna lampa, a w feralnym
gabinecie płonęła równo kula światła. Poza tym było ciemno i cicho.
 Długo jeszcze?  zapytał nagle inspektor.  I na co właściwie
czekamy?
 Ja również nie mam najmniejszego pojęcia, jak długo to potrwa 
cierpko odrzekł Holmes.  Oczywiście, że byłoby wygodniej dla nas, gdyby
przestępcy poruszali się z regularnością pociągów. A jeśli panu chodzi o to,
na co czekamy& to na to&
Gdy wypowiadał te słowa, przed jasnym światłem w gabinecie przesunął
się jakiś cień. Krzaki laurowe, za którymi przykucnęliśmy, rosły akurat na
wprost tego okna, mniej więcej o sto stóp od niego. Nagle okno otworzyło
się z piskiem zawiasów i dojrzeliśmy mglisty zarys męskiej głowy i ramion
wychylających się w mrok. Przez kilka minut człowiek ten wyglądał
ukradkiem, jakby się chciał przekonać, czy go nikt nie podpatruje. A potem
pochylił się w przód i w głuchej ciszy usłyszeliśmy lekki plusk wody.
Zdawało się, że czymś w niej miesza. I nagle zaczął ciągnąć, niby rybak
złowioną rybę, jakiś wielki, okrągły przedmiot, który wciągany przez okno,
przysłonił blask lampy.
 Teraz!  krzyknął Holmes  za mną, panowie! Zerwaliśmy się i na
zesztywniałych nogach pobiegliśmy za moim przyjacielem, on zaś w jednym
z tych nagłych przypływów energii, które w razie potrzeby potrafiły zeń
zrobić najbardziej czynnego i najsilniejszego człowieka, jakiego znałem,
pędził co tchu przez most i dopadłszy wejścia, począł gwałtownie dzwonić.
Zgrzytnęły zasuwy i zdumiony Ames stanął w drzwiach. Holmes, nie tracąc
czasu, odepchnął go na bok i wpadł do pokoju, w którym widzieliśmy z
naszej zasadzki tajemniczego mężczyznę.
Zwietlna kula była naftową lampą stojącą na stole. Barker trzymał ją
teraz w wyciągniętej ku nam ręce. Blask padał na jego surową, stanowczą,
gładko wygoloną twarz i groznie spoglądające oczy.
 Co to ma znaczyć, u diabła?!  ryknął.  Czego tu panowie
szukacie?
Holmes szybko rozejrzał się po gabinecie, a potem skoczył do
ociekającego wodą, owiązanego sznurkami tłumoka, który leżał ciśnięty pod
biurko.
 Właśnie tego szukamy, panie Barker. Tego tłumoka obciążonego
jedną hantlą, który pan tylko co wyciągnął z dna fosy.
Barker ze zdumioną miną patrzał na Holmesa.
 Jakim cudem, u licha, dowiedział się pan o jego istnieniu?  zapytał.
 Po prostu dlatego, że ja go tam umieściłem.
 Pan go umieścił!? Pan!
 Może powinienem był powiedzieć  umieściłem z powrotem 
poprawił się Holmes.  Chyba pan pamięta, inspektorze MacDonald, że
uderzył mnie brak tej hantli. Zwróciłem panu na to uwagę, ale pod presją
innych faktów nie miał pan czasu zastanowić się nad tym, co z pewnością
naprowadziłoby pana na właściwy tok rozumowania. W wypadkach, kiedy
woda jest tuż, a stwierdzamy brak jakiegoś ciężaru, można słusznie założyć,
iż coś zostało zatopione. Rzecz warta była sprawdzenia, wczorajszej nocy
więc z pomocą Amesa, który mnie wpuścił do gabinetu, i zagiętej rączki
parasola, pożyczonego od doktora Watsona, wyłowiłem ten tłumok i
przejrzałem jego zawartość. Niesłychanie ważne było jednak, abyśmy z całą
pewnością ustalili, kto go zatopił w fosie. Udało się to dzięki podstępowi z
tym listem, który zapowiadał jej osuszenie jutro rano. Jasne było, że ten,
kto tłumok zatopił, postara się wyciągnąć go dziś jeszcze i oczywiście o
zmroku. Mamy aż czterech świadków na dowód, że z tej okazji skorzystał
pan Barker, i sądzę, iż zechce on teraz udzielić nam wyjaśnień.
Położył na stole mokry tłumok i rozwiązał opasujący go sznur. Wyciągnął
ze środka hantlę, którą cisnął w kąt. Następnie wyjął z tłumoka parę butów
  amerykańskie, jak panowie widzą  zauważył, wskazując na czubki.
Potem wydobył na stół długi, śmiercionośny nóż w pochwie i wreszcie 
kłąb odzieży składający się z bielizny, skarpetek, szarego tweedowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl