[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dobrze.
Na inne słowa nie było jej stać. Cóż zresztą mogłaby powiedzieć? Na
szczęście, wykazała tyle opanowania, że nie padła przed Joem na kolana i nie
błagała, żeby został. Aby porzucił rodzinę i wszystko, co łączyło go z
Teksasem, i wraz z nią rozpoczął nowe życie.
Delikatnie odstawiła Iris od piersi i przełożyła małą na drugą rękę.
Karmiła dalej, nie licząc się dłużej z obecnością Joego. Nie miało to już
żadnego znaczenia.
Wpatrując się w nią, stał jak wryty.
Słyszałaś, co powiedziałem? zapytał. Muszę wracać do domu.
139
RS
Słyszałam odparła obojętnym tonem. W jaki sposób mogę ci
pomóc? Zaraz skończę karmić dziecko. Przewinę je i przyjdę pomóc ci w
pakowaniu. Zrobię też kilka kanapek na drogę...
Możesz odwiezć mnie na lotnisko. Jeśli dotrę tam o jedenastej
dwadzieścia, uda mi się jeszcze złapać bezpośredni samolot do Dallas. W
domu będę o dwunastej czterdzieści pięć czasu teksańskiego.
W oczach Sophie Joe dojrzał zaskoczenie i jakiś żal, ale nie mógł teraz
nią się zajmować.
Babka Emma jest w szpitalu oznajmił. Upadła i złamała biodro. W
jej wieku to poważna sprawa. Od czasu wylewu, który miała zeszłej zimy,
ciągle jest w depresji. Resztę opowiem ci w drodze na lotnisko. Muszę zaraz
wziąć prysznic i spakować się.
Mycie zajęło Joemu cztery minuty, pakowanie trwało jeszcze krócej.
Dwukrotnie zaciął się przy goleniu i uraził chore kolano,uderzywszy nogą o
ramę łóżka przy zbyt pospiesznym wkładaniu butów.
Na lotnisko pojechali zdezelowanym wozem Sophie, gdyż nie chciała
wracać potem z dzieckiem, sama prowadząc furgonetkę. Joe mógł zostawić
swój samochód na płatnym parkingu, ale pomyślał, że ustawiony na
widocznym miejscu w pobliżu domu Sophie będzie stanowił dodatkowe
zabezpieczenie przed intruzami. Nie udało mu się załatwić wszystkiego; co
zaplanował. Teren nie został ogrodzony. Nie potrafił namówić Sophie na
telefon komórkowy. A tak zwany pies obronny był łagodnym, leniwym
stworzeniem.
Machinalnie odpowiadał Sophie na pytania, ale myślami był już przy
babce. Bardzo się o nią martwił. Już raz czy dwa było z nią bardzo zle. Modlił
się, aby i tym razem wyszła cało z opresji.
140
RS
No i pozostawała jeszcze Sophie. Przez cały czas Joe miał przed oczyma
obraz karmiącej matki. Z dzieckiem przy piersi, z głową otoczoną aureolą z
promieni słońca, wyglądała nieziemsko pięknie i podniecająco.
Dopiero wsiadając do samochodu, przypomniał sobie o nefrytowych
skarbach. O chińskiej kolekcji, z powodu której przyjechał tu z drugiego końca
kraju. Szybko zawrócił po nią do domu. Sophie śmiała się z gapiostwa Joego,
ale był to śmiech przez łzy. %7łałowała jego czy drogocennych nefrytowych
przedmiotów? Gdyby nie postanowił, że za wszelką cenę odszuka
matrymonialnego oszusta, nigdy nie przyjechałby w te okolice. I pewnie nigdy
nie poznałby Sophie Bayard. Nie dowiedziałby się także, jakie to uczucie, gdy
jest się ojcem, choćby nawet przyszywanym i na krótko.
Sophie zaczął niepewnym głosem któregoś dnia oświadczy ci się
jakiś facet. Jeśli będzie przyzwoity, pomyśl o małżeństwie. Potrzebujesz
mężczyzny, który o ciebie się zatroszczy.
Sama potrafię o siebie zadbać.
Iris przyda się ojciec.
Z tym stwierdzeniem nie mogła polemizować. Skinęła głową.
Na lotnisku Joe oświadczył, że gdy tylko babka poczuje się lepiej, on
odbierze swoją furgonetkę. Pożegnał się, udając, że nie widzi żałosnej miny
Sophie, a potem stanął w kolejce do kasy.
Proszę jeden bilet pierwszej klasy do Dallas, lotnisko Fort Worth
powiedział do siedzącej za ladą dziewczyny.
Zadzwonił póznym wieczorem. Sophie zerwała się z łóżka i jak szalona
biegła do telefonu, po drodze przysięgając sobie, że założy w sypialni
dodatkowy aparat lub kupi telefon komórkowy, na co namawiał ją Joe.
Podniosła słuchawkę.
Halo?
141
RS
Zapomniałem o różnicy czasu. Przepraszam, jeśli cię obudziłem.
Rozmawiali o babce Emmie. O tym, jak długo pozostanie w szpitalu i co
zorganizował Joe, żeby ułatwić jej powrót do domu. O nowym kandydacie na
męża Daisy, wdowcu z dwoma małymi synkami. Potem Joe zapytał o Iris i psa.
Sophie przyznała się, że Lady sypia w kuchni, a w dzień najczęściej urzęduje
pośrodku pokoju.
Tylko nie potknij się o nią ostrzegł ją Joe. Pózniej na linii zapanowała
krępująca cisza.
Mam zadzwonić? po chwili zapytał Joe.
Tak. Oczywiście. Chcę wiedzieć, co z twoją babką.
Pytała o ciebie i Iris.
Uśmiechnęli się oboje. Pożegnali, a Joe przyrzekł, że następnym razem
zatelefonuje o sensowniejszej porze.
Siedem tygodni pózniej zadzwonił z lotniska w Dallas, oznajmiając swój
przylot. Poprosił, żeby Sophie przyjechała po niego do Greensboro.
Czekała ładnie ubrana i uczesana. Rzucił na ziemię torbę i wraz z Iris
wziął ją w ramiona, a ona na przemian śmiała się i płakała. Niemowlę głośnym
wrzaskiem oznajmiło swoje niezadowolenie.
Przepraszam, panno Tłuścioszko powiedział Joe. Nie chciałem cię
udusić.
Pod wieczór dojechali do domu. Joe zabrał się do sprawdzania nowych
zamków. Sophie włożyła do piecyka słodkie ziemniaki i nastawiła fasolkę.
Przez cały czas była podniecona. Zwiadoma bliskiej obecności Joego, który
bez przerwy wodził za nią pożądliwym wzrokiem.
Po kolacji, zmyciu naczyń, nakarmieniu Iris i ułożeniu jej do snu, a także
wygonieniu Lady przed dom, mieli wreszcie trochę czasu dla siebie.
Ciągle myślałem o tobie wyznał Joe. Bez przerwy cię pragnąłem.
142
RS
Och! radośnie wykrzyknęła Sophie. Po chwili znalazła się w jego
ramionach.
Twoje kolano przypomniała sobie. Odsunęła się od Joego.
Martwi cię moje chore kolano? zdziwił się. Uważasz, że mam
defekt genetyczny? I że nasze dzieci odziedziczą identyczną niesprawność?
Nie, głuptasie odparła Sophie ze śmiechem. I nagle dotarły do niej
jego słowa. Nasze dzieci?
Nie jestem staruszkiem. Mogę przecież założyć rodzinę.
Naprawdę tego chcesz? Nie boisz się?
Nie.
Możesz tego dowieść? Uśmiechnęła się tym swoim słodkim, leniwym
uśmiechem, który oczarował go, gdy po raz pierwszy ją ujrzał. Brudną i
ciężarną. Chyba że jesteś zbyt zmęczony dodała po chwili.
Istnieją wyzwania, którym prawdziwy mężczyzna zawsze musi sprostać.
Takie wyzwanie stanowiła Sophie. Od samego początku, ale on był zbyt tępy,
by wcześniej się zorientować. Dopiero babka Emma uświadomiła wnukowi,
czego do szczęścia mu potrzeba. To ona posłała Joego na wschód, żeby
przywiózł Sophie i Iris do Teksasu.
Zbyt zmęczony? powtórzył.
Popchnął Sophie na łóżko. Pociągnęła go za sobą. Sprawnie rozpięła mu
koszulę i rozluzniła pasek. Zanim jej zręczne palce odnalazły suwak w
dżinsach, z wrażenia Joe trząsł się jak galareta
Zwolnij, słonko poprosił. Przed nami cała noc.
Nie chcę zwalniać. Masz pojęcie, jak długo musiałam czekać na tę
chwilę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]