[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nagle zrozumiał, że tak dalej być nie może. Serce mu pęka. Sara zasługuje na jego miłość.
Musi ją zatrzymać. Nie może pozwolić i nie pozwoli jej odejść. Nie tym razem.
Musi porozmawiać z Heathem, stawić czoło demonom przeszłości i przeprosić za zło, do którego
się przyczynił. Uznać swoją odpowiedzialność, ale teraz, po tylu latach, powiedzieć też Heathowi, że
są inne sprawy, za które też jest odpowiedzialny. Znacznie bardziej odpowiedzialny.
Nareszcie zrozumiał, że nie ma takiej siły, która by odwróciła skutki tego, co robili, on i brat, jako
nastoletni chłopcy. Sara ma rację. Powie Heathowi, że wkrótce zostanie wujem i z pokorą wysłucha,
co Heath mu odpowie, albo dobrego, albo złego.
Sara oznajmiła mu, że dość poświęceń z jej strony. I nie będzie od niej wymagał, aby się zmieniła.
Jeśli tym razem pozwoli Sarze odejść, straci zbyt wiele. Powie więc Heathowi, jak bardzo żałuje
tego, co się stało, ale w imię przeszłości nie zrezygnuje z miłości swojego życia. Przeszłość musi
zostawić za sobą.
Sięgnął po telefon. Musi to zrobić dla dziecka oraz żony. Rani kochaną kobietę. I jeśli się teraz nie
zatrzyma, zrani ich nienarodzone dziecko.
Z duszą na ramieniu wykręcił numer w San Francisco. Wiedział, że w Kalifornii jest pózna noc,
lecz nie mógł czekać na lepszy moment. Nie będzie lepszego momentu niż teraz.
Halo w słuchawce rozległ się głos Heatha.
Cześć, bracie. Tu Tom.
Mam tylko jednego brata, więc nie musisz się przedstawiać imieniem Heath odparł lekkim
tonem. O co chodzi? Musisz mieć jakąś bardzo pilną sprawę, skoro dzwonisz o takiej godzinie.
Tom nie wiedział, od czego zacząć. Dobry humor Heatha zbił go z tropu. Szukał odpowiednich
słów. To najtrudniejsza rozmowa telefoniczna, jaką kiedykolwiek odbył. Miał powiedzieć
mężczyznie, któremu odebrano szansę na ojcostwo, że jego młodszemu bratu i kobiecie, którą kocha,
urodzi się dziecko. W gardle mu zaschło.
Sara jest w ciąży wyrzucił z siebie.
Po drugiej stronie linii telefonicznej zaległa cisza. Tom poczuł, że oblewa go zimny pot.
Boże, co za cios. Wiem, że nadal ją kochasz. Kim jest ten szczęśliwiec? Mam ci pomóc go
zlikwidować?
Nie. Nikogo nie trzeba likwidować. To ja. Ja jestem ojcem.
W telefonie ponownie zaległa cisza. Tom ze ściśniętym żołądkiem czekał na reakcję brata.
Wspaniała wiadomość. No, no. Czyli znowu się zeszliście, tak? Bardzo się cieszę. Gratulacje!
W lekko zaspanym głosie Heatha zabrzmiała szczera radość. Przepraszam, musiałem wyjść
z sypialni. Jest ze mną Tory i nie chcę jej budzić.
Tom był zaskoczony. Nie tym, że u Heatha jest jakaś kobieta, lecz tym, że dotychczas nie
wspomniał, iż się z kimś spotyka.
Dziś jest jedna z rzadkich okazji, kiedy rodzice Tory wzięli dzieci do siebie i możemy spędzić
noc i jutrzejszy poranek tylko we dwoje. Rozumiesz aluzję? Nie dzwoń drugi raz, chyba żeby się
paliło.
Tory?
Jestem pewny, że ci o niej mówiłem. Od prawie pięciu miesięcy się spotykamy Heath zniżył
głos do szeptu i zamierzam się jej oświadczyć.
Tom oniemiał. Bardzo się ucieszył, lecz aż zaniemówił z wrażenia.
Szczęściarz ze mnie, największy na świecie.
Bardzo się cieszę zaczął Tom ale nie uważam ciebie za szczególnego szczęściarza,
szczególnie po& tamtym wypadku, do którego się przyczyniłem.
Tom, nie mów mi, że wciąż rozpamiętujesz tamto wydarzenie! Na miłość boską, to nie była twoja
wina! Winny jestem ja, mój BMX i brawura!
Wiem, wiem, ciągle to powtarzasz, ale to ja podpowiedziałem ci ten manewr.
Przestań wreszcie przypisywać sobie całą winę za ten wypadek! Heath podniósł głos. Ja
miałem, i wciąż mam, wolną wolę. Wtedy z niej skorzystałem, tak jak korzystam każdego dnia.
Zdecydowałem się na ryzykowny manewr i coś poszło nie tak& Umilkł na chwilę. To była moja
wina, może z pewnym udziałem siły wyższej. Po prostu zle wyliczyłem czas.
Tom poczuł, że ucisk w piersi trochę zelżał.
Ale kiedy zabieg in vitro się nie powiódł&
A teraz sądzisz, że ponosisz również winę za fiasko mojego małżeństwa? Tom w milczeniu
kiwnął głową, choć przecież Heath nie mógł tego widzieć. Zbyt dużo filozofujesz, mój braciszku.
Nie mogę uwierzyć, że to wszystko leży ci na wątrobie. Moje małżeństwo się rozpadło, bo byliśmy
nieszczęśliwi, zle dobrani i nie potrafiliśmy się porozumieć. Staraliśmy się o dziecko, bo
wyobrażaliśmy sobie, że uratuje małżeństwo obarczone milionem wad. Audziliśmy się głupio, że
dziecko podziała jak spoidło, które nas złączy. To byłby największy błąd. Wdzięczny jestem losowi,
że się nie udało. Ostatecznie to dziecko zapłaciłoby największą cenę. Miałoby rodziców, którzy się
nie kochają.
Tom nie zdawał sobie z tego wszystkiego sprawy. Nie spodziewał się usłyszeć podobnego
wyznania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]