[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A gdyby to był pani kuzyn, to co pani zamierzała mu zrobić?
- Jak to co? - Ama wyraznie się ożywiła. - Aresztować go i przesłuchać! Muszę wiedzieć, czy
on się przypadkiem nie przyczynił do śmierci ciotki, bo jeśli tak, to jest większym draniem, niż
myślałam! A potem bym go zmusiła, żeby poszedł na policję, albo sama bym na niego doniosła! A
ten głupi Jacuś zamiast tu przyjść, przysłał jakiegoś ruskiego bandziora - dodała z urazą.
Młody funkcjonariusz był dość bystry, by zbieżność imion rzuciła mu się w uszy. Jacuś,
Jacek - na jedno wychodzi. Na fotografii, którą dał mu Szczęsny, widniał niejaki Jacek Piecyk.
Czyżby to on był kuzynem, o którym mówiła ta postrzelona kobieta? Zanim zdążył ją o to zapytać,
obok nich z piskiem opon zatrzymało się czerwone audi i wyskoczył z niego prokurator. Na widok
Amy, całej i zdrowej, na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi, ale zaraz potem zrobił służbową minę
i podszedł do młodego stróża prawa.
- I co? Zatrzymaliście włamywacza?
- W zasadzie to ta pani zatrzymała. - Policjant powstrzymał uśmiech. - Mówi, że chciała go
aresztować i przesłuchać, bo to jej kuzyn.
- Piecyk?
- No, właśnie nie, panie prokuratorze. - Podszedł do nich drugi funkcjonariusz. - To jakiś
Ukrainiec. Papiery ma na nazwisko Aleksiej Pletniakow. Może go ten Piecyk wynajął, jak mu nie
wyszło za pierwszym razem? On chyba nie taki mały pikuś. Ma przy sobie komandoski nóż, niezłe
cacko. I moim zdaniem już coś ma na sumieniu, bo ta broń nie jest całkiem czysta. Trzeba by
sprawdzić. W oczach prokuratora pojawił się dziwny błysk, mimowolnie zacisnął dłoń w pięść, ale
zaraz się opanował. Kiwnął głową obu funkcjonariuszom.
- Dobra robota, chłopaki. Zabierajcie go na dołek. Odciski od razu, a jutro niech Aukasz go
sprawdzi i spróbuje ustalić, kto mu nagrał tę robotę.
- A co z panią?
- Z panią to ja sobie najpierw porozmawiam, a potem odstawię do domu - mruknął
prokurator. - No, zabierajcie go stąd. Spokojnej nocy, chłopcy.
Funkcjonariusze popatrzyli po sobie, pożegnali się pośpiesznie, po czym odjechali.
Ama milczała jak głaz, próbując w duchu poukładać sobie wszystko, co przy niej mówiono.
Jacuś to lepszy cwaniak, niż jej się wydawało. Sam nie potrafił się włamać, więc wynajął
pomocnika, żeby odwalił za niego ciężką robotę. Poczuła, jak kiełkuje w niej potężna uraza do
wrednego kuzyna. Psiakrew, to ona się poświęcała, żeby go powstrzymać przed wrodzoną głupotą,
a on ją Ruskimi straszy?
Nagle dotarło do niej, że prokurator coś do niej mówi. Zamrugała oczami i oświadczyła ze
złością:
- Bałwan! Skąd mogłam wiedzieć? Na ruską mafię korkociąg to za mało. Lewarek byłby
lepszy.
Krzysztofa zamurowało. Patrzył na nią bez słowa i czuł, jak go swędzą ręce. Najchętniej
położyłby ją na kolanie i porządnie sprał. Na samą wzmiankę o nożu nogi się pod nim ugięły.
Widywał już ofiary porachunków z użyciem noża i nie był to przyjemny widok. Z wysiłkiem wziął
się w garść i prawie spokojnie powiedział:
- Wsiadaj. Odwiozę cię do domu.
- A mój samochód? - zaprotestowała Ama. - Mam go zostawić, żeby mi ukradli?
Krzysztof policzył do dziesięciu i wziął głęboki oddech.
- Z tyłu za warsztatem Pawła jest miejsce. Zaparkuj tam, a ja cię odwiozę do domu.
Ama potulnie skinęła głową, ale wszystko się w niej zbuntowało na ten pomysł. Zostawi tu
samochód i rano będzie musiała tu wrócić, żeby dojechać do pracy? To wcale nie było po drodze.
Dlaczego ma sobie dokładać roboty, kiedy inteligencja polega na tym, żeby odwrotnie?
Wsiadła do samochodu, założyła buty, uśmiechnęła się przewrotnie i ruszyła przed siebie
zrywem, jakiego nie powstydziłby się Kubica. Nim Krzysztof zrozumiał, co się dzieje, była już na
głównej ulicy. Zaklął na głos, dopadł swojego audi i wystartował za nią. W uszach dzwięczały mu
słowa, które wyrwały się kiedyś Sabinie: Ama to moje ukochane dziecko. Nie tylko dlatego, że
jedyne. Ona ma w sobie iskrę. Kiedyś mówiło się: fantazja, dziś power. Spojrzysz na nią i wśród
tłumu właśnie ją zapamiętasz. Nie pozwolę, żeby jakiś gamoniowaty samiec to zniszczył. Ona
zasługuje na kogoś z najwyższej półki! .
Sabina była wtedy w dołku, bo bardzo się bała, że jej córka wyjdzie za mąż za jakiegoś
maminsynka. Widział go na zdjęciu. Faktycznie, dupek. Kiedy mu potem opowiadała, w jaki
sposób Ama z nim zerwała, popłakała się ze śmiechu. No - pomyślał sobie wtedy - ma
dziewczyna charakter! . W tej chwili interesowało go tylko jedno - dogonić ją, wywlec z
samochodu i... Opcje były dwie. Jedna z pewnością karalna. Nie mógł jej od razu zabić, choć
bezczelnie wystrychnęła go na dudka. Nie wybroniłby się działaniem w afekcie. Druga opcja
zakładała również osobiste wymierzenie kary, ale rozłożone w czasie.
Zobaczył, że Ama zamierza skręcić, więc przyhamował. Zjechała do zatoczki przed blokiem i
wysiadła. Widać było, że jest z siebie bardzo zadowolona, i Krzysztof od razu poczuł złość.
Zatrzymał się na ulicy, nie wyłączając silnika, podszedł do niej szybko, złapał za rękę i, nim się
zorientowała, co się dzieje, już była w jego aucie. Ruszył, zanim miała szansę zareagować.
- Odbiło ci? - warknęła, kiedy wrócił jej głos. - Co to ma być? Porwanie?
- Powiedziałem, że cię odwiozę - odparł uprzejmie, bo na widok jej osłupiałej miny złość mu
przeszła.
- Wyrabiasz jakąś normę? - zapytała złośliwie. - I dlatego mnie wziąłeś na przejażdżkę? %7łeby
potem móc odwiezć?
- Nie. Mam do ciebie parę pytań związanych z twoją obecnością w miejscu, w którym
absolutnie nie powinno cię być. Ale najpierw chcę wiedzieć, dlaczego teraz uciekłaś. Słucham.
- Wcale nie uciekłam! - zaperzyła się Ama. - Samochód jest mi potrzebny! Jeżdżę nim do
pracy!
- Wystarczyło powiedzieć. Wiesz, na ogół rozumiem, co się do mnie mówi.
Ama wzruszyła ramionami i zerknęła na niego ukradkiem. Jak miała mu wytłumaczyć, że jest
w nim coś takiego, co wywołuje w niej odruchową przekorę? No, trzeba przyznać, że refleks ma
dobry. Szybko zareagował. A zawsze jej się wydawało, że wszyscy prawnicy to rygoryści i
chodzące paragrafy. Tu ma duży plus. Ani razu jej nie wytknął, że złamała prawo. Bo chyba,
kurczę, złamała... Ama nagle zobaczyła przed oczami twarz matki i Kodeks karny, na którym
uczyła się czytać.
- Ale ja go w końcu nie aresztowałam - wyrwało się jej z ulgą. - I krzywdy fizycznej też mu
nie zrobi łam, bo co tam taki szpikulec na takiego wielkiego faceta, nie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]