[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną - odczytała z kartki. - Zawsze
razem, zawsze wierne, oddamy za siebie dusze i życie - zakończyła
uroczyście, po czym wbiła czubek igły w opuszkę palca serdecznego.
Skrzywiła się.
- Auć, boli. - Nacisnęła palec, na jasnej skórze pojawiła się
pęczniejąca powoli czerwona kropelka. Igłą umoczoną we krwi
nagryzmoliła pod tekstem swoje inicjały: KB.
Pozostałe dziewczynki uczyniły tak samo, a po chwili, zanim krew
zaschła, zetknęły w powietrzu trzy palce.
- Niech nasza krew się wymiesza! Odtąd jesteśmy siostrami! -
wyszeptała poważnie Beata.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał jej dziecinny głosik
Jacka:
- Ale wy głupie jesteście! Powiem mamie!
Tego wieczoru Karolina jak zwykle w soboty mogła posiedzieć
dłużej. Zawinięta w koc na kanapie w dużym pokoju oglądała zza pleców
mamy, siedzącej na fotelu, kino nocne
na Jedynce. Zwykle uwielbiała te wieczory, kiedy po kolacji i kąpieli
pozwalano jej i bratu zostać dłużej w pokoju oświetlonym jedynie mdłym
światłem stojącej w kącie lampy z brudnozłotym abażurem z frędzlami i
bladoniebieską poświatą telewizora. Rodzice oglądali film, popijając
herbatę, a Jacek zasypiał zwinięty w kulkę w drugim kącie wielkiej
kanapy. Lubiła nocne filmy, horrory pełne wstających z grobu zombie i
nawiedzonych domów, kryminały na podstawie książek angielskich
pisarzy, gdzie morderca ukrywał się pod maską układnego kamerdynera,
przygody Sherlocka Holmesa i węgierskie dramaty, z których nie
rozumiała prawie nic. Tego wieczoru jednak nie umiała się skupić na
przygodach młodego małżeństwa w domu pełnym tajemniczych zjaw, za
to co chwila dotykała kciukiem czubka palca serdecznego, żeby poczuć
lekkie ukłucie bólu i przypomnieć sobie o przysiędze złożonej w
ogrodzie. Kiedy zasnęła, śniła o tańczących Masajach z oszczepami,
którzy porywali ją i koleżanki, aż wreszcie na statku pod pełnymi żaglami
zjawiał się ojciec Beaty, ogorzały i dumny, z grzywą siwych włosów i
blizną na czole, i ratował je z niewoli czarnoskórych wojowników.
GOZKA
Uwierzyłam w Masajów i w statek. Nawet pózniej, kiedy już
wiedziałam wszystko, obraz czarnoskórych wojowników z tarczami i
złotymi kołami w uszach wracał czasem jak ilustracja z czytanej w
dzieciństwie książki, z której pozostało tylko wspomnienie ulotnej magii.
Murzyńscy wojownicy - to pasowało do tej dziewczyny, tak obcej i tak
oddalonej od nas jak to tylko możliwe.
Zostałam tylko ja, z całego braterstwa krwi. Choć nie miałam do
zaoferowania nic ponad nadmiernie słodkie, przejrzałe owoce morwy z
ogrodu Zenka. Ja jedna trwam na straży Leśnego i jego tajemnic.
Zapuściłam tu korzenie. Po śmierci mamusi Tomek kilka razy
proponował mi wyprowadzkę, ale zawsze szukałam powodu, dla którego
powinnam tu zostać, patrzeć, jak moje dzieci idą moimi śladami do mojej
szkoły, mijając morwowe drzewo, pętlę autobusową, dom dziadków
Beaty, boisko szkolne, dzisiaj wyłożone równiuteńką gumową
nawierzchnią, pod którą trwają ślady naszych przegranych i wygranych w
zbijaka i siatkówkę.
W niedzielę po spotkaniu z Karoliną i Beatą wybrałam się, jak co
tydzień, na cmentarz Bródnowski. Jazda autobusem wzdłuż kolorowych
fasad nowo wybudowanych osiedli
uspokaja mnie i daje czas na zebranie myśli. Minęło już ponad
dziesięć lat, od kiedy mamusia poszła na operację do szpitala i nie
wróciła, od chwili, kiedy na korytarzu pomalowanym zieloną olejną farbą
podszedł do mnie wymęczony chirurg z siwym zarostem kiełkującym po
kilkunastogodzinnym dyżurze i bezradnie rozłożył ręce.  Serce -
powiedział -próbowaliśmy reanimować, ale nie udało się, zresztą to lepiej
- ściszył głos - rak był wszędzie, nie moglibyśmy i tak nic zrobić".
W jednej chwili razem z mamą zniknęło wszystko: zapach ciasta i
tłuszczu z patelni, jej głos, zaskakująco wysoki w kościelnym chórze,
ciepło jej stukilowego ciała, dotyk dłoni na czole, kiedy chorowałam,
stukot maszyny do szycia. To wszystko gdzieś tam na sali operacyjnej
rozwiało się i zniknęło. A mimo to czasami czuję jej obecność, w domu,
na schodach. Echo nucenia, kiedy zasypiam.
- Nie przyjaznij się z nią, to nie jest dobre dziecko - powiedziała
kiedyś mamusia o Beacie, ale ja wtedy jeszcze wierzyłam w Masajów i w
wielki biały okręt na rozszalałym oceanie.
Cmentarz Bródnowski to jedno z najpiękniejszych miejsc Warszawy.
To od niego zaczynał się świat, do którego tak uparcie dążyły Beata z
Karoliną, i na nim kończył się mój świat. Zwiat, którego nie zamierzałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl