[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostrzegł, że nie są sami. - Posłuchaj - szepnął jej filuternie do ucha -
może byśmy się tak wyśliznęli i poszli zobaczyć, gdzie powstała ta
wspaniała książka.
Mniej więcej godzinę pózniej, wtuleni w siebie, odpoczywali na
sofie w domu gościnnym. W kominku buzował ogień. A oni snuli
wspólne plany na przyszłość.
- Alicja oczywiście może z nami pojechać - mówił Mark. - Jak
myślisz, czy zechce się przenieść do Londynu?
- Nie. Sądzę, że chyba będzie wolała zostać tutaj -odpowiedziała
rozmarzona Cicely.
- Poważnie?
- Mark, ona jest zupełnie inną osobą. - Cicely podniosła się. -
Chciałam ci powiedzieć, że miałeś całkowitą rację. Praca sprawiła, że
stał się cud. To w ogóle jej nie męczy i Alicja naprawdę uwielbia to,
co robi. Nawet sobie nie wyobraża jak im powie, że rezygnuje.
- Rezygnuje? - zapytał Mark, zdumiony.
- Tak. Widzisz, Dexter, czyli Król Kier, ten redaktor kolumny
brydżowej, zaproponował jej, żeby została jego asystentką. Zupełnie
oszalała z radości. Wiesz przecież, czym jest dla niej brydż... a poza
tym, podejrzewam, że łączy ich chyba coś więcej niż tylko brydż.
Gdybyś widział, jak on na nią patrzy... Nie, Mark - pokręciła głową -
nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł ją teraz namówić do wyjazdu.
- No, no, no... - uśmiechnął się Mark. - Czasami problemy
cudownie rozwiązują się same...
- O, nie! To ty je rozwiązujesz. To ty mnie zmusiłeś, żebym
poszła na tę operację, to dzięki tobie wysłałam Spencerowi swoje
projekty, to ty namówiłeś Alicję, żeby poszła do pracy i... - spojrzała
na niego z udanym przestrachem. - O, Boże! Jak ja sobie dam radę z
takim wścibskim mężem, który wciąż będzie mnie pouczał i
wszystko będzie wiedział najlepiej!
143
SM
- Myślę, że jednak dasz sobie radę - powiedział miękkim
głosem. - Jeśli jesteś zdolna do tego, żeby w zatłoczonej restauracji,
nie widząc dalej niż czubek własnego nosa, trafić do stolika faceta,
który wpadł ci w oko, a na dodatek go poderwać, to z pewnością uda
ci się go teraz jakoś poskromić.
- Rzeczywiście to zrobiłam! - wybuchnęła śmiechem i z
powrotem rzuciła mu się w ramiona. - Tak właśnie było! - śmiała się
do łez. - A potem byłam szczęśliwa, tak bardzo szczęśliwa...
- Tak jak ja, kochana, tak jak ja...
144
SM [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl