[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szkoły, do której uczęszczały jego pociechy, z moim ojcem na czele.
Razu pewnego w dzienniczku ojca pojawiła się uwaga w formie pytania: dlaczego Janek
spóznił się dziś do szkoły?. Na co dziadek odpisał: ponieważ zbyt pózno wyszedł z domu.
Innym razem wychowawczyni mojego ojca umieściła w jego dzienniczku wpis
następujący: informuję, że w dniu dzisiejszym podczas awantury dzieci zniszczyły kwiaty
doniczkowe w klasie. W związku z tym każdy uczeń zobowiązany jest przynieść do szkoły
jedną roślinę doniczkową. Dziadek odpisał bez chwili zastanowienia: informuję, że w
chwili obecnej nie posiadamy w domu żadnych roślin doniczkowych.
Taki był. Wzór niedościgniony.
Kiedy pakowałem bazylkowy dzienniczek na powrót do tornistra, moje dzieciątko na
moment jeszcze powróciło do kontrowersyjnej sprawy:
Wiesz, tato, ja często uczestniczę w takich sytuacjach konfliktowych, tylko zazwyczaj
nie dajemy się przyłapać.
Dobrze wiedzieć.
Przychodzi facet do lekarza
Bazylek opowiedział mi dziś podczas spaceru następujący, zdecydowanie pojechany
dowcip (albo zagadkę, jak kto woli):
Poszedł facet do lekarza, wchodzi do jego gabinetu, rozgląda się, ale nikogo nie widzi.
Myśli, główkuje, szuka, ale nikogo wciąż nie ma. Gdzie jest lekarz?
Przez kilka minut szedłem w milczeniu, próbując rozgryzć problem, w końcu jednak
poddałem się.
Odpowiedz jest dziecinnie prosta rzekł Bazylek ten facet był tym lekarzem i on
poszedł do swojego własnego gabinetu.
Acha.
Potem jeszcze usłyszałem dwa kawały o Jasiu, którego mama wysłała po mięso. Niestety,
to już był zdecydowany hardcore, nie nadający się do rozpowszechniania. W pierwszym,
dość makabrycznym dowcipie, Jasio w krzakach odcina sobie pośladki, w drugim zaś, tak
trochę obrażającym uczucia religijne, główny bohater idzie z zakupionym mięsem do
kościoła, gdzie dymi na całego.
O co ci chodzi, tato? oburzył się Bazylek, kiedy interweniowałem. Przecież ja tych
kawałów nie wymyśliłem, tylko Mateusz. Ja je tylko wszystkim opowiadam. Poza tym, ten
z pośladkami jest bardzo śmieszny, bo potem pielęgniarka nie może zrobić Jasiowi
zastrzyku.
Wyjaśniłem więc mojemu dziecięciu, że jedyne moje zastrzeżenia dotyczą kawału
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: aniaer1@tlen.pl
101
kościelnego. W dość obrazowy sposób przedstawiłem Bazylkowi niestosowność dowcipu,
informując lojalnie, że przez niektórych może być on przyjęty dość niechętnie.
Poskutkowało. Dziadkowie, podczas obiadu zostali uraczeni tylko pozostałymi dwoma
kawałami.
Jeszcze był jakiś trzeci, nie? powiedziałem i uśmiechnąłem się do Bazylka
porozumiewawczo.
Eeee, już go zapomniałem odparł i puścił do mnie oko.
Fajny gość z tego Bazylka.
Klucz
Mam dla Ciebie następne bojowe zadanie oświadczył Bazylek po powrocie ze szkoły.
Trzeba zrobić z brystolu klucz na Andrzejki.
Ucieszyłem się wielce i zapowiedziałem Bazylkowi, że po raz kolejny wyżyję się
artystycznie, a do klucza nawstawiam całą masę dzikich celtyckich zawijasów, jak to
miało miejsce w przypadku słoneczka wyprodukowanego przeze mnie na okoliczność
pasowania pierwszoklasistów.
Nie o to chodzi schłodził mnie Bazylek bo ten klucz ma tak wyglądać, jakbym to ja
go robił, a ty mi tylko trochę pomagałeś, rozumiesz?
Czyli to ty go zrobisz? zapytałem, nie do końca rozumiejąc pokrętną przemowę
Bazylka.
Nie, ty. Ale ma wyglądać, że niby ja zrobiłem. Dlatego nie może być zbytnio
odpicowany.
Ostatecznie do pracy zasiedliśmy obaj, przy czym ja odwaliłem najczarniejszą robotę
(projekt, rysunek, wycinanie, malowanie i oklejanie błyszczącym papierem), Bazylek
natomiast wyciął ze złotka trzy trójkąciki, które nalepiłem w wyznaczonych przez niego
miejscach.
Dziękuję tato, trochę mi pomogłeś usłyszałem na koniec.
Abstrakcja
Co to jest? spytał Bazylek pokazując sękatym paluszkiem na zdjęcie w wyborczej,
służącej nam jako podstawka w czasie prac nad kluczem.
To kolaż, czyli taka kompozycja z różnych zdjęć lub obrazków wyjaśniłem.
A czy to jest abstrakcja?
Ha. Opowiedziałem Bazylkowi w kilku słowach, na czym polega abstrakcja. Słuchał z
uwagą, a gdy skończyłem przemówił:
To by znaczyło, że ja tworzę obrazy abstrakcyjne, bo nikt nigdy nie wie, co na nich
jest.
Ja wiem.
Day tripper 1, czyli... gryffindor
W niedzielę wybraliśmy się z Bazyliszkiem na wycieczkę turystyczno krajoznawczą. W
pierwszej kolejności udaliśmy się do Proszówki na zamek Gryffindor, które to miejsce
często odwiedzałem w szczenięcych czasach, teraz zaś zapragnąłem je zaprezentować
mojemu dziecięciu. Efekt był miażdżący, bo Gryffindor od lat niewiele się zmienił.
Sposępniał tylko i nabrał jeszcze bardziej demonicznego charakteru.
Plik od www.ebooks43.pl do osobistego uzytku dla: aniaer1@tlen.pl
102
Buszowałem właśnie w lochu głodowym, kiedy usłyszałem z oddali głos Bazylka:
Tato, a koleś tu mówi, że oni już wtedy mieli na zamku saunę i inne rzeczy. Wychodz z
tego grobu i sam posłuchaj.
Wyszedłem więc z grobu bardzo zaciekawiony postacią, której chwilę wcześniej jeszcze
nie było. Kolesiem okazał się być tambylec z kalafiorowatym nosem, w cyklistówce i
filcowych papciach, który najwyrazniej robiąc za przewodnika samozwańca, opowiadał
o zamczysku niestworzone rzeczy. Kiedy weszliśmy na górny dziedziniec, szklił właśnie
jakąś rodzinę Griswoldów, która z rozdziawionymi paszczami spijała słowa z jego ust.
A pan się niczego nie chce dowiedzieć? zagadnął mnie koleś, kiedy mijaliśmy go w
drodze do kolejnych podziemi.
Dziękuję, nie odparłem uprzejmie.
Tata mi wymyśli lepszą historię tego zamku dodał Bazylek.
Tak jest.
Day tripper 2, czyli... pstrągi na zakręcie
Opuściwszy Gryffindor, ruszyliśmy w stronę gór. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze nad
rwącym, górskim potokiem, by odcedzić kartofelki (jak mawiał Kuraś, najbardziej
tragiczna postać równie tragicznego serialu Polskie drogi) oraz wrąbać po trzy słodkie
bułki i zapić je gorącą herbatą.
Chodz do strumienia zadysponował Bazylek po zjedzeniu ostatniego kęsa.
Spróbujemy połowić pstrągi.
Pstrągów niestety chwilowo nie było, ale za to porzucaliśmy sobie kamieniami. I wtedy
przypomniała mi się malownicza historyjka zasłyszana swego czasu od jednego z moich,
hmmm podopiecznych.
Cytuję z pamięci: Trzeba stanąć przed zakrętem rzeki i rzucać do wody cegłówki. Ryby ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]