[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- I ty w to wierzysz, Rebecco? Po tym wszystkim, co się tu wydarzyło?
- Jeśli pan Cordell złamie słowo, zastanowię się, co dalej. Na razie mam
co innego na głowie. Muszę się zająć pogrzebem.
Zamilkła.
Emilio przestąpił z nogi na nogę, wyraznie zbity z tropu.
- To ogromna strata dla nas wszystkich - przyznał ze smutkiem.
- Zwołaj swoich ludzi i zabierz ich stąd - odparła krótko.
Na pożegnanie znów rzucił na Slade'a niezbyt przyjazne spojrzenie, ale
Rebecce wyraznie udało się ostudzić jego wojowniczy zapał.
- Zrobię, jak zechcesz, przez pamięć na twoją babkę - powiedział znacznie
łagodniejszym głosem. Włożył kapelusz i odszedł.
Rebecca zamruczała coś niezrozumiale pod nosem sama do siebie, po
czym, nie raczywszy nawet rzucić okiem na Slade'a, skierowała się do samolotu.
- Miałeś zawiadomić swoich ludzi - rzuciła oskarżycielsko w stronę
swego towarzysza.
- Zawiadomiłem! Nie wiem, co się stało, ale wyjaśnię to - pośpieszył z
zapewnieniem. Jednak wyraz jej oczu dobitnie świadczył o tym, że zupełnie
przestała mu wierzyć.
- Ponosisz całkowitą odpowiedzialność za to, co tu zaszło, niezależnie od
wszystkiego. Jeszcze dziś macie usunąć ze strumienia te zabite krowy.
- Zrobię to, nawet gdybym miał je wyciągać własnymi rękami -
powiedział szybko.
- 44 -
S
R
Nie odpowiedziała. Nie musiała nic mówić. I bez tego doskonale
wiedział, jak teraz wygląda w jej oczach. Jak dotąd wszystkie jego zapewnienia
okazały się obietnicami bez pokrycia. Musi teraz wypić piwo, którego nawarzył.
Rebecca odezwała się dopiero w kabinie samolotu, ale nie do niego, lecz
do pilota, którego obdarzyła uśmiechem.
- Dziękuję. Pokazał pan wysoką klasę. Navajo uśmiechnął się szeroko.
- Och, to nic takiego. Poza tym dobrze jest się od czasu do czasu
rozerwać, bo inaczej człowiek umarłby z nudów.
Następny nienormalny, pomyślał ze zgrozą Slade. A może to się udziela?
Rebecca ciągle nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, Slade jednak
nie zamierzał rezygnować. Da sobie radę. Nadrobi stracone punkty. I zanim się
z nią rozstanie, te błyszczące zielone oczy z pewnością będą na niego patrzyły
zupełnie inaczej niż teraz!
ROZDZIAA SZSTY
Następne siedem dni Rebecca przeżyła jak w transie. Zarządzała tak, by w
Wildjannie wszystko toczyło się dawnym trybem. Jedynie dla niej nic już nie
pozostanie takie jak dawniej. Uczucie pustki będzie towarzyszyć jej do końca
życia...
Znów przyszła niedziela. Przedpołudniowe słońce bezlitośnie płonęło na
bezchmurnym niebie. Ziemia była sucha i spękana, żałosne kępki trawy
przybrały brunatną barwę i z szelestem kruszyły się pod stopami. Woda w
strumieniu nieubłaganie opadała wciąż niżej i niżej i nikt nie wiedział, czy
wystarczy jej do pierwszego deszczu.
Rebecca popatrzyła na niebo, z którego od samego rana lał się żar. Nie ma
szans, dziś na pewno nie doczekają się opadów. Przechadzała się wolnym kro-
kiem po szerokiej werandzie, otaczającej cały dom, i patrzyła na swoją ziemię,
- 45 -
S
R
rozciągającą się aż po horyzont. W zwykłych okolicznościach fakt posiadania
własnego miejsca na ziemi budziłby jej dumę i poczucie spełnienia. Ale nie
teraz.
Dobrze byłoby znów odczuwać sens drogi, która została jej przeznaczona
w dniu narodzin, pomyślała. Bolało ją to, że nie czuła się już tak mocno
związana z Wildjanną jak przedtem, a przyczyna tego tkwiła w poczuciu
dotkliwego osamotnienia i braku posiadania ukochanego mężczyzny u swego
boku. Próbowała sobie wmówić, że wszystko wróci do normy, potrzeba tylko
trochę czasu. Przecież to zaledwie siedem dni - od śmierci babki, od
nieodwołalnego utracenia Paula... Zaledwie tydzień, w ciągu którego Slade
zdążył się wywiązać ze swoich obietnic.
Okazało się, że winę za strzelaninę nad strumieniem ponosi Petrie. W
ostatniej chwili zdołał się zemścić, zmieniając polecenie Cordelia wysłane z
sekretariatu firmy do Czarciego Jaru. W wiadomości brzmiącej:  Przestać
korzystać z wodopoju w Wildjannie" wystarczyło zastąpić  przestać" przez  na-
dal". Slade wpadł w tak straszliwą furię, że z pewnością nie było to udawane.
Przestraszeni pracownicy gorliwie spełniali wszystkie rozkazy szefa i już od
poniedziałku specjalne platformy zaczęły wywozić bydło na sprzedaż. Podaż
była ogromna i Slade ponosił duże straty, pozbywając się zwierząt za bezcen,
ale nie zważał na to.
Godny podziwu okazał się też sposób, w jaki obłaskawiał Dalvareza. Było
szczytem dyplomacji pytać Emilia o rady w sprawie zarządzania ranczem, o
optymalną ilość bydła czy o kwestię wierceń studzien artezyjskich. Zostawszy w
końcu oficjalnym doradcą Cordelia, Argentyńczyk wręcz pękał z dumy. Doszło
do tego, że przekonywał Rebeccę, iż Slade to naprawdę sensowny facet. Tak
więc rozsądek przeważył.
Odczuła ulgę. Nie dość, że udało się zażegnać konflikt, to jeszcze ten
apodyktyczny Teksańczyk wkrótce zniknie z jej kraju. I z jej życia.
- 46 -
S
R
Im szybciej, tym lepiej. Jego obecność tutaj ciągle przypominała jej o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl