[ Pobierz całość w formacie PDF ]

życia. I znajdzie go, gdyby chciał uciec. Więc przez ostatnie dni Ian siedział jak więzień w pokoju, w
którym Houston go zostawiła. Tylko pani Murchison go widuje, donosząc jedzenie i książki.
- Książki? - zainteresowała się Houston.
- Chyba je bardzo lubi - powiedziała Susan. - Pani Murchison mówi, że to niezdrowo dla
niego, tak cały dzień siedzieć i czytać. Powinien wyjść i pograć z chłopakami w baseball.
Teraz, gdy załatwiła większość spraw z innymi ludzmi, mogła pomyśleć o lanie. Jeżeli ma
mieszkać z nimi, musi być członkiem rodziny.
Zapukała do jego drzwi i po kilku minutach pozwolił jej wejść. Po jego zaczerwienionej
twarzy, poznała, że coś ukrywał. Po chwili zobaczyła książki wystające spod poduszki.
- Wróciłaś - stwierdził oskarżycielskim tonem.
- Wróciliśmy wczoraj - odpowiedziała pewna, że o tym wie. - Podoba ci się twój pokój?
Duży jasny pokój był dwa razy większy od chatki Taggertów w górniczej osadzie, ale nie
było w nim żadnych mebli prócz łóżka okrytego brudnym kocem - znak, że Ian leżał na nim przez
kilka dni.
- W porządku - mruknął, patrząc na czubki swych roboczych butów.
Duma Taggertów, pomyślała.
- Ian, czy mógłbyś mi pomóc po południu? Wynajęłam czterech ludzi do ustawiania mebli, ale
chyba potrzebuję kogoś, kto by to nadzorował, pilnował, żeby nie poobijali przy znoszeniu i tak
dalej. Mógłbyś pomóc?
Zawahał się, ale się zgodził.
Ciekawa była, jak się wywiąże z tego zadania, ale okazało się, że nadzwyczaj dobrze. Był
uważny i bardzo opanowany. Tylko na początku okazywał zdenerwowanie. Po pewnym czasie
Houston musiała tylko wskazywać, gdzie co ma stać. Patrzyła ze zdumieniem, jak zręcznie kieruje
olbrzymie biurko po schodach, gdy usłyszała za sobą głos Edana.
- Kane też taki był. Tacy osobnicy nigdy nie są dziećmi. Ci ludzie to wyczuwają, dlatego
słuchają smarkacza.
- Czy umiesz grać w baseball?
- Jasne, że tak. - Edanowi rozbłysły oczy. - A co, zakładasz drużynę?
- Prawie już mam zawodników. Muszę chyba zadzwonić do sklepu sportowego Vaughna i
zamówić sprzęt. Myślisz, że ja mogłabym się nauczyć odbijać piłkę tym kijem?
- Wiesz, Houston - powiedział, kierując się z powrotem do gabinetu Kane a - myślę, że ty
nauczyłabyś się wszystkiego, do czego byś się zabrała.
- Kolacja o siódmej - zawołała za nim. -1 przebieramy się do kolacji.
Posiłek przebiegł bardzo miło, a dzięki temu, że Edan był bardzo spokojny i cierpliwy, złość
chłopaka zaczęła przechodzić.
Jednak następnego dnia było inaczej. Kiedy nadszedł czas na kolację, Houston przebrała się
w seledynową sukienkę z różową kameą przy talii. Nie widziała Kane a od momentu jego powrotu
po południu i wiedziała, że nie przebrał się z roboczego ubrania, które nosił w podróży. Nie chciała
się z nim kłócić. Trudno, będzie jedynym mężczyzną przy stole w brudnym płóciennym ubraniu. Edan,
bardzo przystojny w ciemnym wieczorowym garniturze, czekał na nią u szczytu stołu, a Ian, w troszkę
tylko za dużym ubraniu Kane a, stał w holu.
Houston bez słowa oparła się na ramieniu Edana, który tylko na to czekał, a sama wyciągnęła
drugie ramię do lana. Dłuższą chwilę nie ruszał się, ale ponieważ była równie uparta jak on, w końcu
podszedł i wziął ją pod rękę.
Schody były wystarczająco szerokie dla całej trójki.
- Ian - zaczęła Houston - bardzo ci dziękuję za pomoc w tych ostatnich dniach.
- Muszę zarobić na swoje utrzymanie - mruknął, nie patrząc na nią; wydawał się zawstydzony,
ale zadowolony z podziękowania.
- Gdzie, do diabła, wszyscy się podziewają? - krzyczał Kane z dołu. Zobaczył ich. -
Wybieracie się gdzieś? Edan, jesteś mi potrzebny. - Mówiąc to patrzył wyłącznie na Houston. Tamci
dwaj mogli dla niego nie istnieć.
- Schodzimy na kolację - oświadczyła Houston, mocno trzymając ramię lana, który próbował
je wyrwać, gdy Kane się pojawił. - Zjesz z nami?
- Ktoś tu musi zarabiać na życie - prychnął i zawrócił na pięcie do swego biura.
Podczas kolacji, gdy przynoszono kolejne dania, Houston wypytywała lana o to, co czyta. Nie
poruszano tego tematu poprzedniego wieczoru.
Ian omal nie zadławił się sztuką mięsa. Wuj Rafę i Sherwin zachęcali go do czytania, ale
nauczył się z tym kryć, żeby nie mówiono o nim  laluś .
- Mark Twain - odpowiedział z trudem na pytanie zadane przez Houston.
- Dobrze - powiedziała Houston. - Jutro załatwię ci nauczyciela, który będzie tu przychodził
dawać ci lekcje. To chyba lepsze, niż posłać cię do szkoły, bo byłbyś znacznie większy od innych
dzieci. A poza tyra, wolę cię mieć przy sobie.
Ian wpatrywał się w nią przez chwilę.
- Nie idę do żadnej szkoły, żeby się ze mnie śmiali i przezywali. Wrócę do kopalni i...
- Zgadzam się z tobą - przerwała mu Houston. - Jutro pójdziesz do przymiarki własnych
ubrań. O, sorbet. Myślę, że będzie ci smakował.
Edan śmiał się z miny lana.
- Poddaj się, chłopie. Z tą panią nikt nie wygra.
- Z wyjątkiem jego - powiedział Ian.
- Zwłaszcza on musiał ustąpić - przekonywał Edan.
Zaczynali właśnie deser, gdy przyszedł Kane. Houston namówiła lana, żeby opowiedział im
Przygody Hucka, ale na widok gospodarza przerwał i wbił wzrok w talerz.
- Dużo czasu zajmuje to jedzenie - powiedział Kane, kładąc nogę na sąsiednim krześle i
sięgając po garść winogron z kompozycji stojącej na środku stołu. Houston posłała mu takie
spojrzenie, że natychmiast usiadł porządnie. Skinęła na lokaja, który podał mu nakrycie i nałożył na
talerz. Do szarlotki polewanej czekoladą zabrał się z takim zapałem, że reszta zaczęła mu się
przyglądać. Kane odłożył łyżkę i przez moment wydawało się, że chce uciec z pokoju.
Houston zwolniła dla niego miejsce u szczytu stołu, ale Kane siadł obok Edana. Gdy Houston
przechwyciła jego spojrzenie, wzięła do ręki widelczyk, a on zaczął ją naśladować, starając się,
żeby wyglądało to w miarę elegancko. Aby znów zacząć jakąś rozmowę, zaczęła opowiadać, jak
zapędziła ogrodników do roboty i jak chętnie japońska rodzina przyjęła pomoc.
Kane opowiedział, gdzie poznał Nakazonów, a Edan dodał historię roślin przywożonych z
całego świata, Ian spytał, co to za drzewo za oknem. Było trochę sztywno, ale już przypominało
towarzyską konwersację i było przyjemne.
Po skończonym posiłku wszyscy odeszli od stołu uśmiechnięci. Kane i Edan wrócili do pracy,
a Ian i Houston poszli do małej bawialni. Houston wyszywała poduszkę, Ian czytał. Udało jej się go
namówić, żeby czytał głośno. Miał dobry głos i dobrze interpretował dialogi. Edan zajrzał do nich na
chwilę.
Kiedy przyszła pora pójścia do łóżek, Houston poszła sama, a Kane siedział zamknięty w
gabinecie. Spod drzwi sączyła się smuga dymu z cygar. W nocy przyszedł do jej łóżka, przytulił ją do
swego dużego, ciepłego ciała i natychmiast zasnął.
Obudziło ją cudowne uczucie. Ręka Kane a wędrowała po jej ciele, dotykając nóg i bioder, a
gdy odwróciła głowę, poczuła na policzku jego usta. Powoli, delikatnie zaczęli się kochać.
Dopiero gdy ochłonęła, otworzyła oczy.
- Chcesz się upewnić, czy to twój mąż? - spytał Kane, uśmiechając się do niej. - Któż inny
mógłby to być o tak wczesnej porze?
- Skąd mogę wiedzieć, jacy są inni? Mam się przekonać? - zażartowała.
Zmarszczył się. Zarzuciła mu ręce na szyję i mocno się przytuliła.
- %7łartowałam. Nie mam ochoty na innego mężczyznę.
Oderwał się od niej.
- Muszę iść do pracy, żeby zarabiać na tę armię, którą zatrudniłaś.
Leżała w łóżku obserwując go, póki nie zniknął w łazience. Myślała o tym, że Kane wciąż
jeszcze ją zaskakuje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • janekx82.keep.pl